Oczywiście przez pierwszych kilka poziomów cierpliwie zrzucałam wszelkie kłopotliwe zestawy (czyli de facto wszystko), za sprawą samych foldów jednakże do finału dotrzeć trudno, nadszedł więc i ów nieprzyjemny moment, gdy wszystkie decyzje sprowadzają się do: "czy to już teraz?". O dziwo, tym razem z momentu zrobiła się cokolwiek dłuższa chwila… Niech to jednak nikogo nie zmyli: mój stack liczył sobie wówczas niewiele ponad 3 tysiące przy blindach kończących się na -set (od nadmiaru emocji już nawet nie pamiętam dokładnie ile), wobec czego nie ma sensu przedłużać nieuniknionego. A4o na małym blindzie, wszyscy grzecznie pozbywają się swych kart, ja bez namysłu raczę zatem Levyy'ego all-in. A Levyy oczywiście uprzejmie sprawdza mnie z 66, Jerome jednak czuwa: na riverze kompletuję runner runner strita dzięki damie (ostatnio damy są mi życzliwe, szczególnie gdy ktoś krzyczy "daj damę!"), to zaś oznacza chwilę wytchnienia.
Wytchnienie, jak sama nazwa wskazuje, jest niestety stanem krótkotrwałym, po rychłej zmianie stołu i wejściu w następny poziom blindów znowu przychodzi mi więc działać pod presją "teraz albo nigdy". Na szczęście Grześ z sympatii nie pokonał moich asów (chociaż bardzo się starał z 65s), potem jeszcze trochę dorzucił na koszt AQ i miałabym się nawet całkiem dobrze, gdyby po podwojeniu Sadama (bezwstydnie mnie oszukał limpując asy z małego blinda!) nie zachciało mi się allinować z późnej pozycji z AT (cóż… system zero jedynkowy all-in albo fold był niestety cały czas konieczny). Po przegraniu z 77 Stasiulka zostają mi nagle 2 tysiące przy blindach 1/2k i ante 300, gdy więc zaraz potem trafia do mnie Q7o, dorzucam resztki żetonów do puli pełna wiary w możliwości komputerowej ręki. I nie rozczarowałam się. Karaś dżentelmeńsko wyizolował pozostałych graczy, a następnie nie złapał żadnej karty, która poprawiłaby jego A6s, czym samym zyskuję stack sięgający prawie 7 tysięcy. Chwila przerwy na kontrolny fold czy dwa (T3s nie wzbudziło we mnie natchnienia godnego zagrania), aż wreszcie nadchodzi rozdanie wieczoru.
Przede mną leży 6,6 tys żetonów, jestem pierwsza do akcji, zaglądam w karty, a tam…J2o. Za chwilę i tak się wyblinduję, równie dobrze mogę więc spróbować szczęścia nawet z ręką o tak marnej wartości, no bo cóż innego mi pozostało? Za mną Karaś reraisuje all-in… Można przynajmniej zacząć myśleć o transporcie do domu (skoro największy murek na stole decyduje się na takie zagranie, musi dzierżyć premium hand). Zgodnie z przewidywaniami pozostali gracze uskuteczniają fold, Karaś natomiast odsłania asy (czyli gorzej być nie mogło). Grześ jednakże czuwa: najpierw wykłada dwójkę, a potem nagle robi się z tego cały full dwójek na waletach, czyli naprawdę mam już szansę na finałowy stół! Jeszcze tylko podwojenie się w odwecie na Stasiulku, który miniraisuje z K7s na moim dużym blindzie ze słowami "żebyś musiała zagrać all-in" (a potem dziwi się, iż to właśnie czynię… Może AKs nie jest tak rozwojową ręką jak J2o, ale w tym przypadku daje sobie wystarczająco dobrze radę) i faktycznie jestem już w pierwszej dziewiątce.
Na finałowym stole wybijam się tymczasem na prowadzenie, (nie)przytomność umysłu jednakże pozbawia mnie prawie całego stacka w jednym rozdaniu, czym samym niewiele później kończę swój występ na miejscu 5-tym. Podsumowując: za długo czekałam z all-inami (od połowy turnieju moje M praktycznie cały czas znajdowało się w dolnej czerwonej strefie), gdy jednak już takowe stosowałam, szczęście dopisywało mi wyjątkowo. Tylko czy jest się tak naprawdę z czego cieszyć…? W przyszłym tygodniu zabieram się za grę, koniec z loterią!
Korzystając z okazji, chciałabym również zastrzec, iż wszelkie przedstawione tu perypetie mają oczywiście charakter rozrywkowy i jako takie nie przedstawiają sobą żadnej innej wartości. To w razie gdyby ktoś (na przykład AArtino) pragnął zamęczać mnie wypominaniem różnych nieprzytomnych działań przez najbliższe półrocze…
to jak z tymi godzinami rozgrywek?
Z J2 się nie drawuje – z J2 się ALLINUJE ;-P To jest po prostu taki Doyle z turbo dopalaczem!
Ja juz sie boje co to bedzie za tydzien jak Monia wezmie sie za gre…
A Aartino nie ma sie co przejmowac – On zawsze wykonuje donk bety, donk raisy a drawa nigdy nie wyrzuci (nawet jezeli drawuje do fulla z J2)
Pozdrawiam.
Nie wiem, czy irytację z racji na to, iż jestem nieustannym przedmiotem niezbyt wybrednych i do znudzenia powtarzających się żartów można nazwać naburmuszeniem, ale niech już Ci będzie. Picie herbaty w przedpokoju natomiast jest czasem wskazane dla lepszego…smaku. Całusków więcej nawet :*
Haha, może dlatego, że ja dobrze się bawiłem w czasie gry a Ty stale naburmuszałaś i kręciłaś noskiem :). Ciekawe czy następnym razem po wtopieniu bi znów usiądziesz sama w przedpokoju popijając herbatkę ? 🙂 Całuski :*
A “Zła” nie widziałam, bo nie oglądam telewizji. Zresztą po skończeniu książki już w zasadzie mi tak bardzo nie zależy… (zawsze tak się dzieje – po przeczytaniu powieści nie chce mi się już zawracać głowy adaptacją).
Może dlatego mnie poniosło, Arturku, iż scallowałeś mój raise z Q6s z małego blinda (cóż… świetna karta na równie świetnej pozycji), wykonałeś donk bet, a następnie nie zrzuciłeś drawa po reraisie. Przepraszam. To było świetne zagranie.
ja tak robie,ale do tego potrzebne jest wypadanie z turnieju na miejscu ponizej 60! A tak na powaznie to chyba kiepsko. Tam sami prosi wpadaja i rano nikt nie musi do pracy chodzic,wiec mozemy sobie spokojnie odsypiac
o ktorej sie zaczal finalowy stol? i o ktorej skonczyl? sa szanse, zeby odwiedzic WLP i byc nastepnego dnia o 9 w pracy ;/ ?? pytam tak na wszelki wypadek.. 🙂
Dlaczego AArtino miałby Cię zamęczać ? Twoja dobra gra porzekłada się na wyniki, by odbudować się z 2bb do FT i wygrać J2o z AA potrzebny jest nieprzeciętny skill i niceczutka ; ) Pragnę też zaznaczyć, że ostatnio gdy graliśmy cashe i przyjąłem wszystkie Twoje żetony z flushQhigh to Ty “zamęczałaś” mnie słownictwem z kanonu ichtiologów. Buźka Aniołku ; – D
Witam! Kartka wczoraj na tvp2 leciał film “zło” tylko nie mów że nie oglądałaś 😉
Fajny blogPozdrawiam
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.