POCZĄTKI
Zaczęło się niewinnie. Któregoś pięknego wieczora z moimi znajomymi udałem się do
– nieistniejącej już niestety ? warszawskiej dyskoteki Labirynt. Lokal ten, oprócz wrażeń
typowo dyskotekowych, oferował również grę w bowling na dwóch zamontowanych tam
torach. Po kilku głębszych towarzystwo postanowiło sprawdzić się w tej, nieznanej wtedy
nikomu, dyscyplinie. Grało nas kilku, a wyniki były ze zrozumiałych względów żenujące.
Mi się jednak spodobało i postanowiłem wybrać się na kręgle ponownie. Najpierw była Hula
Kula i pierwsze próby odbyły się tam. Zaraz jednak otwarto w Warszawie jedną z najlepszych
(do dziś!) kręgielni w Europie Wschodniej (choć widziałem kręgielni wiele i uważam, że to
w ogóle jedna z lepszych na jakiej grałem). ARCO ? bo o tej kręgielni mowa ? wspominałem
już w swoim blogu, gdy w pierwszym jego odcinku opowiadałem o tym skąd wziął się mój
pseudonim Jack Daniels. ARCO szybko stało się moim drugim domem i na dobre wciągnąłem
się w grę. A jak już zacząłem coś niecoś sobą prezentować zaczęły się też bowlingowe
podróże?
RYGA
Nasz pierwszy wspólny wielki wyjazd! Cały autokar ludzi, tuż przed Bożym Narodzeniem,
jedziemy na turniej świąteczny na Łotwę. Dla większości z nas była to pierwsza poważna
próba na arenie międzynarodowej, więc wyczuwało się to przyjemne podniecenie każdego
jadącego zawodnika. No cóż, droga jednak przed nami długa. Niestety, okazało się wkrótce,
że nawet nie wiedzieliśmy jak długa? Cała podróż ?obliczona? była na jakieś 12-13 godzin
jazdy. Wyjeżdżaliśmy spod Galerii Mokotów w Warszawie, gdzie tego dnia graliśmy jeszcze
cykliczny turniej na tamtejszej kręgielni. Potem do autokaru i w drogę. Na miejscu mieliśmy
być około południa następnego dnia. W związku z tym, że z Elbląga odbieraliśmy jeszcze
część ekipy to trasa prowadziła przez Obwód Kaliningradzki i Litwę. Gdzieś pod Elblągiem
zaczęły się pierwsze problemy? z pogodą! Zaczął bowiem sypać gęsty śnieg, a warunki na
drodze pogorszyły się diametralnie. A to miał być tylko początek?
W południe następnego dnia byliśmy? w rosyjskim Obwodzie Kaliningradzkim! Trasa była
tak zasypana śniegiem, że w zasadzie co chwila zastanawialiśmy się czy my jeszcze jedziemy
szosą czy już może polem. Generalnie dramat! A śnieg wciąż sypał i nie zapowiadało się na
jakąś rychłą poprawę pogody. Gdy około 1 w nocy (tak, po ponad dobie jazdy!!) dojeżdżaliśmy
do granicy litewsko ? łotewskiej stało się? Nasz kierowca (a był tylko jeden, wszak mieliśmy
jechać krótko) nie ogarnął, że jedzie już po 20-centymetrowej tafli lodu na jezdni i z wielkim
hukiem, po kilku bączkach i odbiciach się od przydrożnych band wylądowaliśmy w rowie!
Może nakreślę wam temat, żebyście zdali sobie sprawę z powagi naszej sytuacji ? jest godzina
1 w nocy, my jesteśmy kilkaset kilometrów od domu, na zewnątrz temperatura wynosi jakieś
minus 22-23 stopnie, my nie wiemy gdzie właściwie jesteśmy, nasz autokar nie ma przodu,
obok sypie iskrami jakiś zmiażdżony przez nas transformator, jeden z kolegów wisi przez okno,
które nie ma już szyby, my chodzimy w samych podkoszulkach i bez butów (balanga trwała!)
i nie mamy się jak dostać na miejsce, czyli do Rygi!! Super!! Okazało się na dodatek, że część
naszego autokaru jest w rowie, druga zaś została? na torach kolejowych! A w oddali właśnie
dało się słyszeć jadący pociąg!!
Jedyny plus w całej tej sytuacji był taki, że jakimś cudem nikomu nic się nie stało. Wiszący
przez okno kolega był już ?pod wpływem? i był na tyle wyluzowany, że nic mu się nie stało,
chociaż szybę w oknie zbił własną głową. Problemy mieliśmy za to inne ? siarczysty mróz,
jadący pociąg, iskrzący transformator i brak transportu. Szybko wypakowaliśmy wszystkie
torby z bagażnika i zaczęliśmy wkładać na siebie co się tylko dało. Pociąg na szczęście dał
radę przejechać nie dotykając naszego autokaru. Iskry z transformatora wkrótce przestały też
lecieć. Tylko co z nami dalej?
Jednak Litwa to nie Polska ? ratunek nadszedł zarówno szybko jak niespodziewanie. I to jaki!
Policja, służby drogowe (z takim sprzętem, że do dziś takiego w naszym kraju nie widziałem!)
oraz? podstawiony dla nas specjalnie autobus! O zbawcy! Jednak na ?dzień dobry? litewski
policjant wyszedł z radiowozu i starając się do nas dojść? fiknął orła! No było trochę ślisko!
Był też mały incydent z naszym kierowcą ? zamiast spytać nas czy nikomu nic się nie stało
albo zabrać się za załatwianie jakiejś pomocy to ten wziął się za? oglądanie strat w autokarze!
Gdy stojąc koło mnie zaczął marudzić na wybitą szybę to już nie wytrzymałem i tylko dzięki
moim kolegom ? którzy w liczbie trzech trzymali mnie za ręce ? ?troskliwy? pan kierowca nie
dostał w dziób. Potem sami powiedzieli, że mu się należało?
Koniec końców ? jakoś do tej Rygi dotarliśmy! Najpierw podstawionym autobusem do granicy,
tam wynajęliśmy kolejny autokar i nim dojechaliśmy około 4 nad ranem do hotelu. A tam miła
niespodzianka! W związku z tym, że poinformowaliśmy hotel o naszym spóźnieniu i wypadku
dyrekcja hotelu wezwała pół obsługi do pomocy i przygotowano nam gorące napoje, posiłki,
koce itp. Pełna profeska!
Wyjeżdżaliśmy z Warszawy w środę, czwartek miał być dniem treningów na nowym dla nas
obiekcie, ale oczywiście spędziliśmy go w podróży. Za to od piątku od rana ruszał już turniej!
Na kręgielni stawiliśmy się niewyspani, bardzo zmęczeni i ? co tu dużo mówić ? jeszcze mocno
roztrzęsieni po wypadku. Tak swoją drogą to do dnia dzisiejszego nie przepadam za podróżami
autokarem, a z tego co wiem to wielu z chłopaków, którzy byli wtedy ze mną ma podobne
?jazdy?. Jednak takie rzeczy się pamięta dość długo? Większość z nas zagrała jakąś ?kupę? na
turnieju, więc do dalszych gier awansować się nam nie udało. No, ale były jeszcze przecież
bowlingowe side eventy!! A tu już nie było bata, trzeba było się pokazać!
Głównym sponsorem turnieju w Rydze był największy tamtejszy browar. Nie było więc dla
nikogo zdziwieniem, że większość turniejów pobocznych miała związek z piwem. Jako, że ja
smakoszem tego napoju nie jestem i nigdy nie byłem (oficjalnie zawsze mówię, że piwa nie
piję, bo dbam o linię?) to do tego turnieju, o którym teraz napiszę się nie zapisałem. A co to
był za turniej? Mianowicie startowały drużyny dwuosobowe, każda podczas grania swojej gry
musiała wypić dwa półlitrowe piwa. Nieważne czy wypijało się je wspólnie, czy pił jeden ?
piwo musiało zostać wypite przed oddaniem ostatniego rzutu. Był tylko jeden mały problem ?
nie wolno było chodzić do łazienki!! Kto szedł ? odpadał! Kto nie wypił ? odpadał! Kto nie
miał już siły rzucać kulą ? odpadał! My, Polacy, wystawiliśmy jeden naprawdę ?mocny?
skład ? moi serdeczni koledzy Grzywa i Ojciec mieli bronić honoru naszej ekipy. Obaj bardzo
lubili piwko, obaj dobrze grali w bowling, więc byli naszą nadzieją na końcowe zwycięstwo.
Ale do turnieju zgłosili się też dwaj inni nasi koledzy, młoda siła w polskim bowlingu ?
trzeci po Grzywie i Ojcu zawodnik ze stolicy ? Joker ? i reprezentant Trójmiasta, znany
również na scenie pokerowej Paweł B. Nie wiem do dziś co im wpadło do głowy, żeby w
takim turnieju rywalizować. Te biedactwa wtedy miały tak słabiutkie głowy, że ledwo nadążali
za nami podczas zwykłych imprezek czy bankiecików organizowanych przy okazji turniejów
bowlingowych w Polsce. A tu nagle takie wyzwanie??
No dobra, będzie śmiesznie! Reszta
ekipy usadowiła się wygodnie na trybunach i zaczęliśmy oglądać te wspaniałe zawody. Na
początku było niemrawo, zawodnicy pili i grali całkowicie normalnie, trwało to przez jakieś
pierwsze trzy gry. Ale potem zaczęło być ciekawie! Bo co można powiedzieć o sposobie
pewnej dwójki Finów na brak możliwości korzystania z toalet? Panowie ci wymyślili sobie,
że gdy jeden z nich będzie pił i rzucał to drugi w tym czasie będzie? biegał! A że obaj
ważyli po dobre 120-130 kilo to był to widok naprawdę zabawny! Z kolei zawodnicy z Rosji
przecenili swoje możliwości ? nie wzięli bowiem pod uwagę faktu, że już od kilku godzin
dobrze ?ćwiczyli? do turnieju i kilka piwek wypitych w szybkim tempie spowodowało u nich
zaburzenia w koordynacji ruchowej, co jest niewątpliwie dość słabą opcją podczas gry w
bowling. Tak więc najzwyczajniej w świecie w pewnym momencie to kule decydowały gdzie
chcą polecieć, a nie wspomniani zawodnicy. Skończyło się wykluczeniem ? żaden z nich nie
był w stanie trafić kulą w tor? Nie muszę chyba mówić, że pielgrzymki do łazienki również
dość szybko zaczęły kursować. Konkurencja więc stopniowo się kurczyła?
A jak w tym czasie radzili sobie nasi dzielni zawodnicy? U ?prosów? szło dość sprawnie, pili
szybko, rzucali dobrze i zazwyczaj musieli jeszcze czekać na przeciwników, aż ci skończą
swoje gry. No, ale Ojciec z Grzywą to zazwyczaj tak grali, więc dla nich nie było to nic
nowego. Za to ?młodzi?? No tu był pewien problem! Otóż Paweł nie wytrzymał obciążeń
na swym pęcherzu i w pewnym momencie dołączył do toaletowej pielgrzymki. Joker jednak
dziwnie zaczął się zachowywać ? usiadł przy stoliku i zaczął się śmiać! Oczywiście zaraz
padło pytanie o co chodzi, ale ten zaczął się śmiać jeszcze bardziej! W końcu wydusił z
siebie, że nie może wstać do kibelka, bo jak wstanie to już tam nie doniesie? I znowu w
śmiech! Na to wszystko z łazienki wrócił jego dzielny partner Paweł. Jakiś dziwny wrócił.
Na zmianę blady i zielony na twarzy, krok chwiejny, wzrok mętny. Usiadł sobie na jakimś
foteliku i nagle uniósł swoją koszulkę do góry, pochylił się nad nią i puścił klasycznego pawia
z odcedzaniem! Za sitko w tym momencie robiła jego koszulka, lecz reszta skapywała sobie
w dół. Wiem, akcja niesmaczna, ale musiałem ja opowiedzieć, bo była dość ważna dla
dalszych losów? Jokera. Ten bowiem, gdy zobaczył swojego partnera zmasakrowanego
alkoholem zaczął się tak śmiać, że? zlał się w gacie! Siedział przy stoliku i sikał pod siebie,
na co wpadła jakaś cieciowa z mopem i zaczęła to wycierać. Nie wiedziała jednak, że Joker
jeszcze nie skończył, więc została szczęśliwą posiadaczką obsikanego odgórnie mopa! Paweł
zasnął w fotelu trzymając koszulkę podniesioną, Joker obsikał mopa do końca i tak się dla
tych dwóch ? skądinąd świetnych w następnych latach ? zawodników zakończyła rywalizacja
w piwnym maratonie bowlingowym.
Turniej trwał jednak dalej. Nasi ?prosi? byli gdzieś tak po dziesiątej grze, a co za tym idzie
po dziesięciu piwkach, gdy na placu boju zostały trzy teamy. Oni, dwójka biegaczy z Finlandii
i jedna drużyna miejscowych. Ci ostatni dogorywali i było pewne, że zaraz albo któryś padnie
albo poleci za kulą. W końcu gdy jeden z nich podnosząc kulę upadł na twarz na rozbiegu
zakończyli rywalizację. A dzielni ?nasi? dawali sobie nadal radę! Okazało się jednak, że już od
jakiegoś czasu główne skrzypce w tej dwójce grał Grzywa. Najpierw dopijał resztki po
koledze, potem Ojciec odlewał mu już część swojego piwa, potem już połowę. A Grzywa nie
marudząc wszystko wypijał, bo uparł się, że on to musi wygrać i już! Po jednej z kolejnych
gier jeden z Finów biegnąc jak zwykle wzdłuż torów nagle niespodziewanie wydłużył swoją
trasę i pobiegł? prosto do toalety! Polska górą! Na wieść o zakończeniu turnieju Ojciec
również poleciał szybko odcedzić kartofelki, a w tym czasie Grzywa w ich imieniu spokojnie
odbierał nagrodę za zwycięstwo w side evencie. Zgrzewkę piwa!! I co zrobił? Otworzył sobie
jedno piwko, łyknął i powiedział: ?Wreszcie się można spokojnie piwa napić??.
Swój niesamowity wyczyn Grzywa opłacił już wkrótce. Gdy wesołą ekipą wracaliśmy sobie
piechotą do hotelu (a było blisko, jakieś 300-400 metrów przez piękny zimowy park) żartów
było oczywiście mnóstwo, po drodze jakaś wojenka na śnieżki i w takim wesołym stanie
wpadliśmy do naszych hotelowych pokoi. Siedzimy, pijemy drinki, gadamy, w ruch poszły
karty? Nagle, po jakiś 30 minutach, ktoś głośno pyta: ?Ej, a gdzie jest Grzywa???. No właśnie,
gdzie on jest?? Sprawdziliśmy pokoje ? nie ma. Na dole w restauracji ? nie ma. Więc gdzie
jest??? Szedł przecież przez park z nami! Telefon – nie odpowiada. Szybko ubraliśmy się i
polecieliśmy na dół szukać kolegi. Wypadamy z windy i widzimy, że przez główne drzwi
jakiś Łotysz? wprowadza na wpół przytomnego Grzywę! Okazało się, że poślizgnął się
gdzieś po drodze, wpadł w zaspę i? zasnął! Znalazł go i doprowadził do hotelu przypadkowy
przechodzień. No cóż, nie warto igrać z alkoholem na mrozie!
To jednak, co mi osobiście najbardziej utkwiło w pamięci z naszej pierwszej wizyty w Rydze
to ?Jack Daniels Pub & Restaurant?, piękny lokal na tamtejszej Starówce. Do dziś noszę sobie
na pamiątkę wizytówkę tamtego pubu. I tak sobie od tych ładnych paru lat marzę, że może
kiedyś też sobie otworzę taki, tu na miejscu, w Warszawie?
Chcemy wiecej !!! 🙂
ano tak, czytam Twoje wpisy i pokrywam sobie trochę na PokerStars
Tak na marginesie chcialbym tylko zwrocic uwage co niektorym (jdx), ze bowling i kregle (klasyczne na przyklad) to dwie rozne gry!
O matko, Domi!! I ty tutaj?? 🙂
Też tam byłem, we wszystkim uczesticzyłem. Wszystko co pisze Jack to prawda, najciekawszy wyjazd w histori polskiego bowlingu
Też tam byłem, we wszystkim uczesticzyłem. Wszystko co pisze Jack to prawda, najciekawszy wyjazd w histori polskiego bowlingu
Nowy blog we wtorek lub środę 🙂
dawaj wiecej takich historyjek:)
Jakie były wyniki tak od jakiejś 7-8ej kolejki browarkowego turnieju? 🙂
Fajny ten turniej z kręglami i piwem. Chociaż nigdy nie grałem w kręgle, to myślę, że miałbym duże szanse na zwycięstwo w tego typu turnieju. :-)jdx
Juz dawno tak nie płakałem ze śmiechu.
Super artykuł.
Oby takich więcej.
Miało być najpierw o tym, dlaczego razem z Hermaszewskim nie poleciałem w kosmos… Ale moge zacząć od tego…
W nastepnym odcinku: “Zanim rozpoczałem swoja przygode z pokerem byłem znany pod pseudonimem 007, pracowałem dla wywiadu Brytyjskiego jako agent jej Królewskiej Mosci” a juz za dwa tygodnie: “Jak kupiłem sobie murzyna i nauczyłme go grac w golfa,(było to zaraz po tym jak złapałem noge i przepadł mi kontrakt z Juventusem.”
No było by miło 🙂
a w ?Jack Daniels Pub & Restaurant?, oczywiści kilka stołów do pokera?
kurde ale sie zryczalem ze smiechu ,rewelacja czekam na dalsze odcinki 🙂
No z tą “katastrofą lotniczą“ to jednak coś będzie…
Extra odcinek, mam nadzieję, że w następnym, nie będzie nic o … katastrofie lotniczej albo innej “tragedii posejdona” w drodze na turniej ; )
“…I tak sobie od tych ładnych paru lat marzę, że może kiedyś też sobie otworzę taki, tu na miejscu, w Warszawie? “ i dobrze ! Marzenia się spełniają ;-D
Grzywa mistrz! :]
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.