Męczą mnie zatem bad beaty, męczy brak ciepła, męczą galopujące w turniejach blindy, męczy bałagan w mieszkaniu, męczą nieustające złe zagrania własne, męczy moja nieskończona praca magisterska, jak również (i przede wszystkim) męczy mnie po prostu całe to męczenie się… Blog jednakże odłogiem leżeć nie może, zatem koniec z narzekaniem i do pióra marsz!
Na początek pragnę zaznaczyć, iż choć nie wykazuję ostatnio aktywności gryzipiórkowej, ma aktywność w promowaniu pokera bynajmniej nie ucierpiała. I tak na przykład lubię raczyć opowieściami o pokerze taksówkarzy, zwłaszcza gdy początek lub koniec mej podróży ma akurat z kartami związek. Opowieści te najwyraźniej nie trafiają w próżnię, ostatnio bowiem, kiedy to zamówiłam taksówkę pod dom, taksówkarz przywitał mnie słowami: ?a pani znowu na turniej??.
Innym sposobem na przybliżenie naszemu społeczeństwu pokera jest stosowna indoktrynacja dostawców pizzy. Zdarzyło się raz, że akurat przez dłuższy czas nie mogłam takiemu jednemu otworzyć drzwi z racji na chęć dokończenia rozdań na 5 różnych stołach. Gdy wreszcie oderwałam się od komputera, uczciwie wytłumaczyłam w czym rzecz, z czego wywiązała się nawet dłuższa pogawędka. Następnym razem, kiedy to znowu zamówiłam pizzę w tym samym miejscu i za drzwiami ujrzałam tegoż samego osobnika, na dzień dobry usłyszałam: ?o, pani hazardzistka. No to jak idzie??
Oczywiście poza rozbijaniem się taksówkami i posilaniem pizzą grywam także w turniejach WLP i tych w miłościwie nam serwującym darmowe drinki Hiltonie. I co ciekawe, nie odbywa się to tak całkiem bez sukcesów (!). Dwa tygodnie temu na przykład udało mi się było dotrzeć do HU z Karasiem. I choć nikt (włącznie ze mną) nie spodziewał się, abym wyszła z tego pojedynku zwycięsko, szczęście w ramach psikusa dopisało właśnie mnie… Co zastanawiające, sam turniej zaczęłam od tego, iż już w pierwszych dwóch rozdaniach skróciłam się o połowę.
Tydzień później z kolei wywalczyłam sobie miejsce 4-te. Trochę szczęścia, trochę odwagi, trochę miauczenia i całkiem miły efekt, jak i silna druga pozycja w sezonowym rankingu WLP. Również jako czwarta skończyłam turniej w Hiltonie w Walentynki (no tak… życia miłosnego brak, więc przynajmniej mogłam oczekiwać stosownej rekompensaty w kartach: podwojenie już w pierwszym rozdaniu). Ale że rybki wiedzą doskonale gdzie ich miejsce, jak i że na pewno nie należy szukać go przy stole finałowym, od tego tygodnia wszystko wróciło do normy…
We wtorkowym turnieju rozegrałam zatem raptem dwa rozdania i samodzielnie się wyeliminowałam już na początku drugiego poziomu blindów (Jager musiał tylko powiedzieć ?call?); w środę w Hiltonie skróciłam się znacznie przez nieudolną próbę wyblefowania Rado, a następnie przegrałam coin flip; w czwartek z kolei roztrwoniłam duży stack (trochę peszków, a trochę złych decyzji), czym samym uplasowałam się na pozycji 16-tej, choć Kafel przepowiedział mi był miejsce w kasie. No i taki to ciężki ośli żywot… Od przyszłego tygodnia musi być zatem lepiej. Mam czutkę!
Raz na 2 miesiace aktualka to troszke malo , zyjesz? 😉
Ktoś tu sie obija w prowadzeniu bloga 😉
Widze tu pewna aluzje, ale taksowkarze sa najlepsi w pokera bo dzieki ustalaniu stawek za przejazd fenomenalnie licza pot oddsy. Pozdrawiam z Malagi po 40 kolejnych minutach turbulencji 😀
Hej Monika 😉 Super wpis, znakomicie sie to czyta. Powodzenia !
Będzie lepiej… lepiej nie mówić… 🙂 🙂 🙂
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.