Zacznijmy najpierw od tego co wspominam z mniejszą przyjemnością, czyli od pokera. Zagrałem w dniu 1A i chociaż grałem blisko 5 godzin to sobie nie pograłem. Wszystko z powodu szybkiego znalezienia się w gronie short stacków. Jak więc do tego doszło. Najpierw zdecydowałem się na limp z UTG z K Q za mną limpuje też Soprano, a button podbija do 400 i decyduję się sprawdzić. Flop A Q 3 (dwa piki). Gram check-call za 600, turn to J i ponownie check-call za 1500. River to nic nie znacząca blotka gram check i rywal również czeka pokazując mi seta asów.
Kilka rozdań później to ja dostaję dwa asy. Podbijam do 300, slaby gracz na BB dokłada. Flop J-7-4 same kara, ja nie mam asa karowego. Przeciwnik gra check, ja postanawiam kontrolować pulę i również czekam. Turn to druga czwórka i mój przeciwnik ponownie czeka. Ja zagrywam za 400 i dostaję call. River to Q i mój rywal ponownie czeka, ja decyduję się zagrać za 1,000 będąc przekonanym, że z waletem, a pewnie i siódemką przeciwn9ik mi to na pewno opłaci, a on ku mojemu zdziwieniu robi miniraise, niestety nie zrzuciłem asów i zapłaciłem jeszcze 1,000 aby ujrzeć 3-4 u rywala.
Po tym rozdaniu rozwiązano mój stolik i przesiadam się do nowego, gdzie od razu w pierwszym rozdaniu dostaję AQ, podbijam do 300 i dostaję call od SB. Flop A-T-3 i po checku przeciwnika zagrywam za jakieś 400. River to Q gramy check-check, po nic nie znaczącym riverze sprawdzam jeszcze zagranie za 1,00 rywala i pokazuje mi on seta dziesiątek. W ten sposób na blindach 75/150 mam niecałe 3,000 i muszę bardzo konkretnie wybierać pule, w których chcę grać.
Gram niewiele rąk spadam do 2,200 i gram allin ze SB z Q9, sprawdza mnie para szóstek, jednak dama na flopie i wracam w okolice 5,000. Potem jedno nieudane podbicie, ze dwa razy po zagraniach z wczesnych pozycji wyrzucam AJ i w końcu przychodzi ostatnia dla mnie ręka. Gracz na cutoffie otwiera za 750 (blindy to 150/300), ja na buttonie znajduje TT i gram allin za około 3,500 i mega-tight gracz na BB oznajmia również allin. W tym momencie wiedziałem już, że mam problem. Cutoff pasuje i przeciwnik pokazuje mi AA. As na flopie i już nawet dziesiątka na riverze mi nie pomogła i zakończyłem swój udział w turnieju.
Co gorsza przed kasą zakończyli go wszyscy Polacy więc ponownie nie udało się nam nic konkretnego ugrać – szkoda. Na osłodę pozostało nam jedynie 6 miejsce Artura Waska w side evencie. Gratulacje Artur!
Plaża i słońce
Czas na podsumowanie poza pokerowych atrakcji. Podróż do Portugalii zaczęliśmy (ja, Łysy i JD z małżonką) skoro świt ponieważ zdecydowaliśmy się na lot już o 6 rano, ale dzięki temu na miejscu byliśmy przed 13 i prawie cały dzień był przed nami. Lot upłynął bez ciekawszych atrakcji z wyjątkiem lądowania w Liverpoolu, gdzie mieliśmy przesiadkę. Najpierw owacje dla pilota za to, że wylądował (może niektórzy myśleli, że nie wyląduje), a potem obsługa samolotu życzy nam "Miłego pobytu w Liverpórzu (nie mam pojęcia jak to napisać)". JD jak powszechnie wiadomo języka za zębami trzymać nie umie więc już po chwili cały samolot usłyszał co Rafał ma do powiedzenia na temat klaskania oraz na temat lingwistycznych zdolności obsługi. Ja ze śmiechu prawie spadłem z fotela…
Po zameldowaniu się w hotelu udaliśmy się na spacerek i obiad do mariny całej zastawionej fantastycznymi jachtami, następnie basen i sauna, a potem jeszcze wizyta w kasynie, żeby się wcześniej zarejestrować i jeszcze szybka wieczorna sesja tajczyka z Łysym i Losadamosem i można było się położyć spać.
Czwartek przed turniejem to najpierw relaks na plaży i basenie, a potem obiad w towarzystwie Roberta Kubicy i jego dziewczyny i już można się było udać do kasyna. O moich turniejowych zmaganiach mogliście przeczytać wyżej więc nie będę się powtarzał. Wieczorem welcome party na basenie, które szybko przenieśliśmy do hotelowego lobby (wieczory w Portugalii były naprawdę bardzo chłodne).
Relaks na plaży
Piątek to wyjazd na golfa. Grupka nasza liczyła osiem osób w tym 1 super gracza – Slavoya, 4 ogarniających temat (Warsaw, Mac, SC, Żelik) oraz 3 absolutnych żółtodziobów (Losadamos, Soprano i ja). Najpierw szukaliśmy pola, na które wpuszczę takich mało ogarniętych jak my, w końcu znaleźliśmy 9 dołkową pokerową akademię, na którą pozwolono nam wejść. Co prawda podczas naszej wizyty na strzelnicy byliśmy wnikliwie obserwowani i jestem przekonany, że gdyby nie to, że nasi golfowi "pro" zrobili solidne zakupy w sklepiku to byłaby spora szansa, że zwrócono by nam pieniądze i poproszone o opuszczenie pola. W końcu poszliśmy na pole, bad beata załapał SC, który musiał pole pokonywać w naszym trzyosobowym towarzystwie amatorów. Ja mogę powiedzieć jedno: po pierwsze golf to super rozrywka, po drugie ja nie mam za grosz talentu do tej gry. Udało mi się przegrać side bety na wszystkich dołkach, dobrze tylko, że żaden z nas nie był pewny swoich umiejętności i graliśmy o symboliczne stawki. Z żółtodziobów najlepiej prezentował się Soprano, a Adam do perfekcji opanował grę "szczurami", która w zupełności starczała do ogrywania nas.
Poniżej filmiki kręcone przez Soprano
Szczur Adama i moje "niewiadomoco"
Soprano w akcji – Najpierw krzaki, ale potem super
I na koniec golfowa masakra, trzy piłeczki w wodzie!
Reszta wyjazdu upłynęła już pod znakiem plaży, basenu i wieczornych imprez Unibetowych w klubie znajdującym się w budynku kasyna. Ogólnie wyjazd sympatyczny, zabrakło tylko silniejszego pokerowego akcentu, może następnym razem…
Na koniec fotka – Widok z mojego pokoju
świetna kontrola puli z aa lol:)
@dada – Nie trzeba znać wielu języków, żeby w swoim rodzinnym mówić poprawnie
@Rado – Le Diable Bleu to Twój i Pepone wynalazek chyba 🙂
A Le Diable Bleu? 😉
Pozazdrościć i jaki widok xD
rise to przeciez tez z angielskiego ;p
rise? no tak, Ty to widze znasz zaawansowanie…
oprócz polskiego, na 100% podstawy angielskiego – call, check, rise, fish:)
a Rafał to poliglota.A ile języków zna?
Jeżeli Twoim zamiarem było wkurzyć nieboraków, którzy siedzą w piździelcowatej i wietrznej Polsce, zamiast gubić piłeczki w krzokach, to Ci się udało.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.