Zaczynałem zupełnie przypadkiem. Znajomy grał trochę na betandwin poker (obecnie bwin o ile jeszcze istnieje). Wygrywał całkiem sporo jak na studenckie czasy (200-300$) grając mikro stawki.
Mówił, że skoro jestem taki dobry w matematyce to z pewnością sobie poradzę. Dał mi link do portalu, kilka książek pokerowych w formacie pdf i kilka razy pokazał mi jak sam gra.
Pomyślałem, że spróbuję. Zagrałem na początek freeroll 100$ o 17:00 z ograniczeniem do 1000 graczy. Kilka razy próbowałem się zarejestrować chociaż nie było łatwo. Lista graczy była pełna po zaledwie 2sekundach. Trzeba było zacząć klikać w ciemno raz po raz tuż przed jej rozpoczęciem i zwykle udawało się raz na trzy próby.
Pierwszego turnieju już nawet nie pamiętam (to było około 8-9 lat temu). Za to w drugim udało mi się zdobyć drugie miejsce. O ile dobrze pamiętam to wygrałem 25$ (za zwycięstwo było chyba 50$).
Byłem podekscytowany i miałem wrażenie, że jestem mega dobry. Rzeczywistość nie była taka oczywista. Jednak drugie miejsce w turnieju na 1000 osób to był sukces. Sukces tym większy, że w tamtym czasie myślałem, że każde 4 kolejne karty plus as to strit (nie tylko A2345). A każdy as nawet najsłabszy był dla mnie wystarczająco dobry, żeby zagrać all in. Nie wspominając o parach typu 22-66 w potach 3-4 osobowych.
Jak się okazało to było jedynie coś w stylu błogosławieństwa ignorancji i braku wiedzy, plus szczęście początkującego.
Byłem przekonany, że tak będzie zawsze… a okazało się, że spędziłem kilka lat na graniu totalnie bez użycia mózgu.
Wszystko zaczęło się zmieniać kiedy postanowiłem uczyć się gry w pokera za pomocą filmów szkoleniowych. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę…
Kolejnym ciekawym wynikiem był bubble etapowego turnieju, w którym wygraną była podróż do USA, wpisowe do turnieju, który odbywał się playboy mansion i impreza po turnieju.
Do finału, w którym grano o pakiet wchodziła najlepsza 10 z 10tys graczy. Udało się za drugim lub trzecim razem. Z kolei w finale grało około 600 graczy. Wyjazd był tylko jeden, a ja zająłem znów drugie miejsce, tak samo jak w kwalifikacjach. Było blisko ale nie udało się.
Później przenosiłem się z betandwin na różne portale począwszy od paradise poker przez full tilt, everest aż po pokerstars. Mijały lata i przybywało mi doświadczenia.
Kolejnym przełomem był bubble satelity na PCA. Po tym odpuściłem sobie granie na jakieś 2 miesiące.
Wróciłem i postanowiłem, że spróbuję przejść na zawodowstwo.Przeniosłem się do dużego miasta i znalazłem tam pokerowy klub. Tam właśnie rozpoczynałem moją przygodę z pokerem live.
Jako zawodowiec wytrzymałem tylko 8 miesięcy. Na początku wszystko szło dobrze. Wygrywałem live, wracałem do domu i robiłem pieniądze online. Przez pierwsze pół roku nie schodziłem poniżej 2000$ zysku miesięcznie. To było takie proste…
Wieczorem turniej (zwykle około 30-50 graczy), 70% finałowych stołów, często top 3. Czyste pieniądze na turniejach za kilkadziesiąt złotych. bywały tygodnie bez wygranych ale bywały też takie:
– wtorek – 2 miejsce i jakieś 600zł live
– środa – 1400$ na starsach
– czwartek 800$ na starsach
– piątek wygrana w turnieju re-buy i 1250zł live.
Gry cash po turniejach live spędzałem głównie na czekaniu na dobre ręce, podwajaniu się i zabieraniu zysku do domu. To była słuszna taktyka bo bo w nowym mieście musiałem się martwić tylko o to, w której restauracji zjeść obiad, a w której kolację. Było lepiej niż mi się wydawało…
Niestety wielkimi krokami zbliżało się czerwcowe zaostrzenie styczniowej ustawy hazardowej.
Niby nic wielkiego ale to był początek mojego końca…
Zamknięto klub pokerowy, w którym grałem na co dzień. Brak gry live i dobrej atmosfery z nią związanej sprawiły, że moja gra online zaczęła przynosić coraz mniejsze zyski.
Zbyt długie i zbyt męczące sesje nie były zbyt dobre dla mojego morale. Coraz częściej mozolne budowanie staka w turniejach kończyło się odpadnięciem w okolicy bubbla albo minimalnej wypłaty.
To co przychodziło mi gładko i przyjemnie stało się czymś bardzo stresującym i męczącym.
Za każdym razem wyglądało to podobnie… Odpalałem około 10-12 turniejów. W około 8 z nich byłem w fazie deep i mając dużą ilość mozolnie gromadzonych żetonów. Pasowałem 3nuts to drugiego nutsa, sprawdzałem z K high i miałem rację tylko po to, żeby po jednym z bad beatów od jakiegoś przypadkowego ruska wpaść w tilt i oddać w tym szale wszystkie żetony w tym i pozostałych turniejach.
Mój bankroll zaczynał topnieć coraz bardziej. Nie dość, że gra mi nie szła (z powodu stałej grze na tilcie, a nie downswingu) to oczywiście musiałem wypłacać pieniądze, żeby mieć za co żyć.
Tilt to było coś z czym nie potrafiłem sobie dać rady. Spytałem kiedyś pewnego dobrego gracza co mogę z tym zrobić. Polecił mi książkę Tommego Angelo, ale patrząc na mnie i może trochę w żartach, może na poważnie stwierdził: „nie widzę tu nadziei…”.
Niestety miał rację, tilt mnie pokonał…
Przyszedł czas na nowy etap… trzeba było znaleźć pracę bo moja pokerowa przyszłość nie dawała dobrych znaków. Skończyłem z pokerem. Pracując nie miałem czasu na kilkunastogodzinne sesje turniejowe, a gry cash nie były dla mnie.
C.D.N.
Trochę smutno się to zaczyna. Ale plusik na zachętę, bo jest ciekawie 🙂
Czytając zastanawiałem się czy to nie twój blog.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.