Czy Phil Ivey jest najlepszym pokerzystą w historii pokera? Tego nie wiem, ale z całą pewnością wiele osób tak twierdzi i święcie w to wierzy. Wiem za to, że jest najbardziej uzdolnionym graczem naszych czasów, a jednocześnie postacią tajemniczą, owianą wręcz mgiełką mistycyzmu, który go otacza. Co się dzieje, że pokerzysta tego formatu nie jest więc praktycznie widoczny na światowej scenie pokera?
Ostatni błysk geniuszu
25 czerwca 2014 roku. Trwa finał turnieju 1.500$ 8-Mix Game. Gdy na dziewiątym miejscu odpada Daniel Negreanu, a Phil Ivey jest zdecydowanym chipleaderem w czołowej ósemce, już widać wyraźnie, że tylko jakiś nieprawdopodobny zbieg złych okoliczności zabierze mu dziesiątą bransoletkę WSOP w karierze. Ostatecznie niszczy rywali na stole finałowym i zdobywa złote świecidełko w cuglach. Zrównuje się tym samym z legendami – tyle samo bransoletek mają również Doyle Brunson i Johnny Chan. Więcej posiada tylko Phil Hellmuth z trzynastoma zwycięstwami na WSOP na koncie. Wtedy cały pokerowy świat mówi tylko jedno – to tylko kwestia czasu, aż Ivey zje Hellmutha na śniadanie i najpierw dogoni, a potem spokojnie przegoni go w tej klasyfikacji. Nawet nie wiedzą, jak bardzo mylą się w swych prognozach…
Sam Phil Ivey udziela krótkiego wywiadu po wygranej, w którym mówi o tym, jak cenne jest to zwycięstwo i ile dla niego znaczy. Zapowiada pościg za Hellmuthem, po czym… znika z WSOP na kilka lat!
Jest to o tyle dziwniejsze, że gdy w 2009 roku został członkiem wprowadzonego rok wcześniej November Nine w Main Evencie World Series of Poker, to praktycznie przez kilka miesięcy pisano tylko o nim i jego szansach na zdobycie mistrzostwa świata. Kibicował mu chyba każdy fan pokera na świecie. Jemu się po prostu ten tytuł należał, byłby doskonałym podsumowaniem jego genialnej kariery w tamtym czasie. Nie udało się, zajął siódme miejsce…
Co się stało z karierą Phila od czasu zdobycia ostatniej w karierze bransoletki? Czemu przestał w ogóle pojawiać się przez kilka lat w Las Vegas i wrócił dopiero na kilka eventów w zeszłym roku?
Geneza zaginięcia
Mówiąc o Philu Ivey należy z pewnością wziąć pod uwagę wiele wydarzeń z jego życia oraz kilka faktów z najświeższej historii pokera. Przede wszystkim Black Friday…
Zapewne każdy fan pokera zna już tę historię i nie trzeba jej przedstawiać, więc pominę tu opisywanie wydarzeń z 15 kwietnia 2011 roku w USA. Nastąpiło wielkie BUM i poker online w Stanach Zjednoczonych praktycznie z dnia na dzień umarł. Nie to było jednak najgorsze. O wiele poważniejsze sprawy wyszły na jaw chwilę potem, gdy okazało się, że uwielbiany przez graczy Full Tilt Poker był tak naprawdę wielką piramidą finansową, a tysiące gracze na długi czas straciło środki finansowe tam przechowywane.
A Phil Ivey był jedną z głównych, żeby nie powiedzieć – naczelną postacią tego poker roomu. Tu już nawet nie chodzi o to, że był obecny w prawie każdej reklamie FTP, że był najważniejszym członkiem Teamu Pro, że był wówczas zdecydowanie najlepszym graczem na świecie, jeśli weźmiemy pod uwagę grę live i online we wszystkich odmianach. Grał też w najgrubszych grach high stakes, jakie wówczas organizowano, zarówno online na FTP, jak i na żywo. Nie ma co ukrywać, że ogromna grupa graczy stwierdziła wówczas, że Ivey musiał wiedzieć, co kryje się pod płaszczykiem FTP i jest z całą pewnością współwinny tragedii, którą przygotowali pokerowi Howard Lederer i Chris Ferguson.
To był oczywiście mocny cios dla Phila. Nazywany „Tigerem Woodsem pokera” lub „Michaelem Jordanem pokera” czarnoskóry pokerzysta był w okresie pokerowego boomu z pewnością najpopularniejszym graczem na świecie. Młody, przystojny, z ogromnym talentem do gry i kosmicznymi wynikami live i online. Poker obecny był wtedy w prawie każdej szanującej się stacji telewizyjnej, a Phil Ivey zapraszany był do udziału w większości z nich. Stał się celebrytą przez duże C. Widywał się z największymi gwiazdami show biznesu, wylądował też na audiencji w Białym Domu. Był stałym bywalcem okładek czasopism i telewizyjnych programów, na każdym kroku udzielał wywiadów. Podczas WSOP w 2010 roku w nowym kasynie Aria w Las Vegas jego imieniem nazwano poker room, w którym grano najwyższe stawki.
Zamieszanie po Czarnym Piątku chyba lekko złamało Phila. Ciężko pracował na swoje nazwisko, na swoją sławę, budował przez wiele lat karierę, dzięki której uznawany był za najlepszego pokerzystę świata. I nagle to wszystko uległo prawie natychmiastowemu zniszczeniu. Pojawiły się wręcz głosy, że Ivey grał za pieniądze, które zniknęły z kasy Full Tilt Poker. Nie był może tak obrzucany błotem, jak dwaj główni winowajcy, ale umówmy się – smród pozostał.
Co ciekawe – Phil Ivey zaraz po Black Friday zapowiedział, że opowie publicznie o tym, co działo się w Full Tilt Poker. Minęło osiem lat, a żadne informacje z jego ust nie padły. Jednak wówczas jako jeden z pierwszych zaczął upominać się o kasę dla graczy, a całą sytuację określił słowami „Moja reputacja i nazwisko zostały wciągnięte w błoto”. W ramach protestu nie pojawił się na WSOP, bo uważał, że jeśli inni gracze nie mogą tam zagrać przez brak swoich bankrolli, to nie będzie w porządku, jeśli pojawi się tam on.
Azja, kasyna i „Królowa Baccarata”
Od tego czasu Ivey znikał coraz częściej i pojawiał się tylko przy specjalnych okazjach. Co robił? Przede wszystkim „uczył grać w pokera” chińskich biznesmenów podczas potężnych gier w Macau. A potem kolejnych, tych na Filipinach i w Kambodży oraz Malezji, gdzie grę organizował Paul Phua (podobno stawki dochodziły tam do poziomu 12.500$/25.000$). Nikt dokładnie nie wie, czy wygrywał czy przegrywał tam miliony, co jakiś czas ktoś jednak widział go tam przy stołach podczas gier high stakes. Ale – podobnie jak w przypadku Toma Dwana – szczegóły znają chyba jedynie sami zainteresowani. Jest jednak wątpliwe, żeby obaj siedzieli tam przez kilka lat tylko po to, żeby przegrywać kasę…
Phila wciągnęły też kasyna i to też jest powodem jego obecnych, trwających już kilka lat problemów. Razem ze swoją partnerką Cheun Yin Sun, zwaną „Królową Baccarata”, ograli kilka (kilkanaście? kilkadziesiąt?) kasyn na świecie na ogromne pieniądze. Czy oszukiwali stosując „edge sorting”? Teoretycznie nie, bo wykorzystywali jedynie luki w warunkach panujących w tychże kasynach (a te kasyna, chcąc ograć ich z pieniędzy, zgadzały się na wszystkie, nawet najbardziej dziwne i absurdalne zachcianki swoich bogatych klientów). Według sądów nie grali też jednak do końca czysto, bo te po kolei nakazują im zwrot wygranych pieniędzy. Na to nie zgadzają się oczywiście Ivey i Sun, a wzajemna sądowa przepychanka trwa już… mniej więcej od czasu zdobycia przez Phila ostatniej bransoletki WSOP.
Majątek pokerzysty oceniany jest na około 100 milionów dolarów, ale takie kasyno Borgata nie może znaleźć choćby dolara na koncie Phila w Nevadzie. Wszystko wskazuje na to, że wytransferował on całą swoją kasę do banku w Meksyku. To właśnie tam, w Cabo San Lucas, gracz ma swój luksusowy dom. W Las Vegas pozostał mu jedynie apartament, który jest jednak zarejestrowany częściowo na jego dawną firmę, Ivey League. Strona pokerowa Phila nie istnieje już jednak od dłuższego czasu…
„No Home Jerome”
Mało kto zna tak naprawdę początki kariery Phila Ivey. Doskonale opisał je jednak kiedyś David Hill w swoim artykule na portalu The Ringer, więc przy jego pomocy postaram się Wam przybliżyć pokerowy start Phila.
Jako młody chłopak pracował w telemarketingu i każdego zarobionego dolara odkładał na swój pokerowy bankroll. Był koniec lat dziewięćdziesiątych, a Phil przy pomocy fałszywego dowodu na nazwisko Jerome Graham jako (według amerykańskiego prawa) niepełnoletni chodził do kasyn i brał udział w coraz droższych grach w 7-Card Stud. Często spał nawet na promenadzie w Atlantic City, zdarzały mu się kilkunastogodzinne sesje pokerowe w kasynie Taj Mahal. Wspinał się po limitach, uczył się gry każdego dnia, chciał grać z coraz lepszymi pokerzystami, którzy w tę grali przez wiele lat i zjedli na niej zęby. Poznał wszystkich, od graczy, przez krupierów i floormanów, po dyrekcję kasyna. Ze względu na swój styl życia nazywany był „No Home Jerome”.
I w końcu nadeszła ta chwila, gdy skończył 21 lat i odebrał swój własny dowód. Już wcześniej rzucił pracę telemarketera i ku rozpaczy rodziców został zawodowym graczem. Przeprowadził się do Atlantic City, znalazł mieszkanie. Po raz pierwszy wszedł do kasyna legalnie, a wszyscy zastanawiali się, jak udało mu się przez tyle czasu grać na lewych dokumentach.
Doświadczenie zdobywane w tak młodym wieku szybko zaprocentowało. Phil był zdolny, grał doskonale i wygrywał coraz większe pieniądze. Wkrótce opuścił Atlantic City na rzecz Los Angeles i Commerce Casino, gdzie trafił pod skrzydła Barry’ego Greensteina. Ten szukał właśnie „młodego padawana”, którego mógł wprowadzić do gry na wysokie stawki w domu Larry’ego Flinta, właściciela magazynu Hustler. Miał mu zapewnić zarówno bankroll na grę, jak i dalsze szkolenie. Już wtedy Ivey grał z powodzeniem na stawkach 100$-200$, a w kasynie można było grać do poziomu 400$-800$, ale gra u Flynta to była zupełnie inna bajka. Tam stawki oscylowały w granicach 4.000$-8.000$! Gra odbywała się tam trzy razy w tygodniu, a w czasie każdej sesji można było przegrać lub wygrać prawdziwy majątek.
Greenstein wyłożył na młodego Phila pół miliona dolarów. Można powiedzieć, że chciał stworzyć gracza, który będzie sumiennie się uczył, a potem wygrywał po kolei duże pieniądze, również dla niego. Gdy Ivey przegrał już praktycznie wszystko ze swojego startowego bankrolla nadeszła noc, w której dosłownie w ostatnim rozdaniu uratował resztki swojej kasy, a jednocześnie mocno skubnął gospodarza. Od tamtej pory zaczął regularnie wygrywać. Już nigdy nie wrócił na niskie stawki. Barry Greenstein powiedział później, że gdyby wówczas Ivey przegrał tamtą pulę, to obecny poker z pewnością tak by nie wyglądał, a jego rozwój mocno by się opóźnił.
Symboliczna pierwsza bransoletka
Cudowną, można wręcz powiedzieć symboliczną historią, jest ta, jak Phil Ivey zdobył swoją pierwszą bransoletkę World Series of Poker. Był rok 2000, więc działo się to jeszcze przed „efektem Moneymakera”, a fieldy w turniejach WSOP były niewielkie, głównie w grach niszowych. Taka była wówczas omaha. W turnieju 2.500$ Omaha Pot Limit zagrało stu graczy. Na stole finałowym tego turnieju zameldował się również Ivey, ale kim on był, gdy spojrzało się na inne nazwiska przy stole? Zasiadły przy nim legendy pokera, w sumie jego rywale mieli dwanaście zdobytych bransoletek, w tym Phil Hellmuth, mocno świecąca gwiazda pokera, już sześć. Był Dave Ulliott, był Chris Bjorin. I był on – Amarillo Slim!
Gdy Amarillo Slim Preston zdobywał w 1972 roku swoje mistrzostwo świata, Phila Ivey nawet nie było na świecie (urodził się dopiero pięć lat później). Miał na koncie cztery bransoletki WSOP, Ivey mógł się pochwalić… dwoma miejscami płatnymi zdobytymi na właśnie trwającym festiwalu. Był nikim. Amarillo był legendą. Nie tylko ze względu na swoje umiejętności, na swoją fenomenalną grę, ale również ze względu na to, że wszyscy znali doskonale jego hulaszczy tryb życia i ciągoty do hazardu. Był najlepszym przyjacielem Benny’ego Biniona, twórcy WSOP, grał w pokera z dwoma prezydentami USA – Lyndonem Johnsonem i Richardem Nixonem. Do tej pory zagrał cztery heads upy na WSOP i każdego wygrał. I to właśnie z nim wylądował w finałowym pojedynku nieopierzony Phil Ivey!
Na dodatek Amarillo Slim miał przewagę w żetonach w stosunku 5:1. Niewiele brakowało, a odpadłby on na samym starcie tego eventu, bo zanim się zorientował, że gra nie jest prowadzona w odmianie Hi/Low, to oddał połowę żetonów na samym początku gry. Odbudował jednak stack, doszedł do FT, wykosił doświadczoną konkurencję i miał tylko do pokonania 23-letniego młodzieńca, który trząsł się przy stole z nerwów. W piątym w swojej karierze heads upie Amarillo szedł po swoje – po piątą wygraną i piątą bransoletkę.
Stało się jednak coś dziwnego i nieoczekiwanego. Grający na początku bardzo tight Ivey w godzinę odwrócił losy tego pojedynku i ograł legendarnego Amarillo Slima, zdobywając swoją pierwszą bransoletkę WSOP! Symbolika tego wydarzenia jest wręcz uderzająca – oto stary mistrz, wygrywający wszystko i od zawsze, uwielbiający hazard, uznawany za chodzącą historię pokera, przegrywa pojedynek o bransoletkę z młodym, nikomu nieznanym graczem, o którym już dekadę później będą mówili dokładnie to samo, co o pokonanym Slimie – najlepszy gracz, legendarny pokerzysta, geniusz, kocha hazard. Świat pokera znalazł sobie właśnie wtedy nowego bohatera.
River, który zmienił historię pokera
Mówi się, że pokerowy boom spowodowały trzy wydarzenia – zwycięstwo Chrisa Moneymakera w Main Evencie WSOP 2003, wynalezienie pokera online oraz wymyślenie kamer umożliwiających oglądanie pokera w telewizji. Moim zdaniem czwartym argumentem w tej dyskusji była oszałamiająca kariera Phila Ivey. Dziś już niewiele osób o tym pamięta, ale to właśnie on w 2002 roku zdobył trzy bransoletki na jednym festiwalu WSOP (jako czwarty z sześciu graczy w historii, którzy dokonali tego wyczynu). Gdy rok później wygrywał Moneymaker, Phil Ivey był już gwiazdą, wciąż osiągał coraz to lepsze wyniki, grał coraz wyższe stawki, ogrywał praktycznie wszystkich i we wszystko.
Dla Phila nie było istotne, w jaką grę akurat gra i na jakie stawki ona się odbywa. Nie miało znaczenia, czy była to gra cashowa, czy może turniej. Nie interesowali go przeciwnicy, jakich trzeba było akurat ogrywać. Grał z każdym, w każdą odmianę i na każde pieniądze – a im większe, tym lepiej.
Zwycięstwo Moneymakera jest oczywiście kamieniem milowym w historii pokera, ale przez nagłośnienie tego wydarzenia mało kto już pamięta, że bubble boyem stołu finałowego został… Phil Ivey. Dziś możemy najwyżej gdybać i zastanawiać się, czy poker były dziś taki sam, gdyby to Ivey wygrał ten Main Event. Czy było to możliwe? Jak najbardziej!
Każdy pamięta genialny blef Chrisa Moneymakera. Sammy Farha, stary kasynowy wyjadacz, dał się wyblefować księgowemu z Tennessee, który dostał się do Main Eventu z satelity za kilka dolarów. Jednak czy ktoś pamięta, jak noc wcześniej Chris szczęśliwie uratował skórę i wyeliminował Phila? Zobaczcie na tym filmie, jak długo Ivey nie mógł uwierzyć w to, co się stało, zanim wstał od stołu…
Czy gdyby to rozdanie skończyło się inaczej, to poker napisałby zupełnie inną historię? Z pewnością była taka szansa. Jaką? Czy pokerowy boom by nie nastąpił? A może zwycięstwo młodego, zdolnego, przystojnego, odnoszącego niesamowite sukcesy i robiącego ogromne postępy w grze chłopaka również w jakiś (może inny) sposób pokazałoby ludziom piękno tej gry?
Pat się nie doczekała…
Jeden z nielicznych outów na riverze pozbawił Phila możliwości gry o tytuł mistrza świata. Ponowną miał dopiero w 2009 roku, o czym pisałem wcześniej. Do tej pory się to nie udało, ale odnoszę wrażenie, że Philowi już teraz na tym kompletnie nie zależy.
Spójrzmy na jego grę na World Series of Poker od czasu zdobycia ostatniej, dziesiątej bransoletki.
- WSOP 2015 – zagrał dwa turnieje (bez cashu)
- WSOP 2016 – zagrał tylko Main Event, odpadł w drugim dniu
- WSOP 2017 – w ogóle nie grał
- WSOP 2018 – cztery drobne cashe, zagrał niewiele więcej eventów
W tym roku rozegrany zostanie jubileuszowy, pięćdziesiąty WSOP. Okazja wręcz wymarzona do tego, aby Phil Ivey mógł przypomnieć się światu. Czy z tej okazji skorzysta? To wie chyba tylko on sam. Albo nawet do tej pory nie wie i jedynie się nad tym czasem zastanawia.
Co prawda widujemy go ostatnio troszkę częściej, bo pojawia się na festiwalach Triton Series i nadal sobie w nich dobrze radzi w walce z najlepszymi uczestnikami high rollerów. Tylko czy Phil Ivey ma jeszcze ochotę walczyć w turniejach z wielotysięcznym fieldem na WSOP? Czy ma ambicję, aby zdobywać kolejne bransoletki? Zostać mistrzem świata? Gonić Phila Hellmutha? Czy mu się jeszcze chce?
Wydaje mi się, że nie i stoi za tym kilka kwestii. Obecne problemy prawno-sądowe i batalie z kasynami kosztują go zapewne sporo nerwów, czasu i pieniędzy. Majątek ma olbrzymi, więc za kasą gonić nie musi, a jak będzie jej kiedyś potrzebował, to zawsze może wrócić pograć do Azji z biznesmenami, którzy zapłacą każde pieniądze, aby usiąść z nim do stołu. Poza tym nagrody za zwycięstwo w większości turniejów pokerowych nie dorównują nawet wpisowym w eventach, w jakich najchętniej grałby Ivey. Nic nikomu nie musi już udowadniać, bo i tak został dawno zaszufladkowany jako ten najlepszy gracz w historii, który może wszystko. Więc po co?
Jedyny argument, który przychodzi mi do głowy jest niestety bardzo mało dla Phila interesujący – bo czekają na niego ludzie, kibice i fani pokera na całym świecie. Na WSOP chciałby go z pewnością zobaczyć każdy, kto w ogóle interesuje się pokerem, bo jego gra w każdej chwili może być pokazem geniuszu.
Nie doczekała powrotu Phila na WSOP Pat Humphries. To ona, wraz ze swym mężem Melem, była najwierniejszą fanką tego pokerzysty na każdym WSOP. Z pewnością pamiętacie starszą parę w koszulkach z podobizną Phila, wiernie stojącą godzinami za jego plecami na każdym turnieju. Obrazek ten był pokazywany w relacjach telewizyjnych na WSOP przez lata. Pat zmarła kilka tygodni temu. Jeśli Ivey wróci na WSOP, to powita go już najwyżej sam Mel, bez swej żony. A może warto wrócić właśnie dla niej?
Czekają też na niego zapewne przeciwnicy, aby sprawdzić, czy wielkiego Phila można już ugryźć, czy trzeba liczyć jedynie na łut szczęścia przy stole. Zobaczyć, czy jego umiejętności we wszystkich możliwych odmianach wciąż są tak nieprawdopodobne, jak były kiedyś. A że takie posiada widać najlepiej na poniższym filmie. Był to turniej Monte Carlo Millions w 2005 roku, wówczas najgrubszy turniej rozegrany w Europie – 120 graczy zapłaciło do niego wpisowe w wysokości 25.000$ tworząc największą pulę w turnieju na Starym Kontynencie. A Phil Ivey zrobił TO w heads upie tego eventu! A potem cały event wygrał!
Phil, do cholery, jesteś potrzebny!
Mówi się głośno o tym, że współczesny poker nie ma bohaterów. Dominują solvery, GTO, tabelki, programy wspomagające grę, a cała masa obecnych prosów jest praktycznie identyczna i zmieniają się tylko nazwiska na pierwszych miejscach najgrubszych eventów. Ale wciąż są te same twarze, które oglądamy w telewizyjnych relacjach z każdego festiwalu.
Nie ma prawdziwych bohaterów, wzorów, idoli. Kiedyś emocje i widowisko dostarczali nam tacy pokerzyści, jak Mike Matusow, Phil Hellmuth, Sammy Farha, Daniel Negreanu czy Tony G. Ale prawdziwą grę w pokera pokazywał nam Phil Ivey. On doszedł do wszystkiego sam, bez tych wszystkich współczesnych dupereli typu GTO czy solvery. On miał tylko swój mózg, talent i odwagę przy stole i pokazywał nam je przy każdej okazji. Nieważne było, czy gra na żywo czy online – jego gra zawsze budziła ogromne zainteresowanie i potężne emocje kibiców. O jego walkach high stakes na Pokertexas pisaliśmy newsy przez całe długie lata. Wraz z jego odejściem z tych gier, upadły one z hukiem.
Dosłownie miesiąc temu pisaliśmy na Pokertexas newsa o historycznym, ale i smutnym wydarzeniu. Oto kasyno Aria zdecydowało się zlikwidować „The Ivey Room” i nazwać pokój gier na najwyższe stawki po prostu „Table 1”. Symbolicznie oświadczono światu, że era wielkiego Phila Ivey dobiegła końca, a jego nazwisko nie elektryzuje już tak bardzo pokerowego świata.
Pretty historic moment took place today as the Ivey's high stakes room at the @ARIAPoker is no more. No
The sign outside the door was changed at around 9 A.M. this morning to Table 1.
I think we need to figure out a bit more exotic of a name for the room. @ThePokerBoss pic.twitter.com/gTqL06uCxP
— Joey Ingram ???? (@Joeingram1) February 20, 2019
Chciałbym bardzo, aby w tym roku Ivey wrócił w glorii i chwale, zdobył kolejną bransoletkę i udowodnił wszystkim, że wciąż jest najlepszym graczem w historii. Pięćdziesiąty WSOP bez jego udziału nie będzie bowiem imprezą tej rangi, na jaką zasługuje. Dopiero jego gra i zwycięstwo w jednym z eventów naprawdę przypieczętowałyby romantyczną historię, która rozpoczęła się w 2000 roku od pokonania wielkiego Amarillo Slima.