Cześć,
minął już kolejny tydzień mojego pobytu w Las Vegas i niedługo przyjdzie mi zostawić to niesamowite miasto przynajmniej na rok. Nie wiem za bardzo co napisać i to jest właśnie przyczyną kolejnej dłuższej przerwy. Po prostu mam wrażenie, że nie robiłem nic szczególnie ciekawego. Prawdopodobnie i tak napisze ze cztery strony w wordzie i jak zwykle będę miał wrażenie, że nie napisałem wszystkiego co chciałem :).
Po ostatnim odcinku bloga skupiłem się na cashówkach pl omahy hi/lo w Venetianie. W związku z tym, że tę grę udawało się otworzyć dopiero koło 17, postanowiłem się przestawić na późniejsze chodzenie spać. Wstawałem koło 14-15, dzięki czemu byłem prawdopodobnie najbardziej wypoczętym graczem przy stole. Trzy sesje zakończyłem dobrymi wynikami, a podczas czwartej pobiłem swój rekord wygranej w trakcie jednego dnia. Stolik był dobry i grałem przynajmniej z 10 godzin. Pewnie posiedziałbym nawet dłużej, ale ludzie pouciekali spać.
Te gry były niezłe, ale nie mam żadnych wątpliwości, że grając on-line jestem w stanie zarabiać dużo więcej na godzinę. Niestety jestem skrajnym ekstrawertykiem i nie potrafię zbyt długo siedzieć sam przed komputerem i po jakimś czasie mam ochotę się z kimś spotkać, porozmawiać itd. Jeżeli trafi mi się akurat wesoły stolik to mogę siedzieć przy nim praktycznie w nieskończoność i właściwie nie czuje żebym ciężko pracował. Przynajmniej nie tak jak podczas grania on-line. Po takiej ilości gry zacząłem jednak odczuwać nieprzyjemne konsekwencje długiego siedzenia na niezbyt wygodnych fotelach i zaczął mnie boleć kark. Jeżeli utrzymuje się odpowiednią pozycję, to nie jest to wielki problem, ale myślę, że na dłuższą metę jest to bardzo szkodliwe dla kręgosłupa.
W międzyczasie przeprowadziłem się do Rado do Imperial Palace. Jest to jeden z hoteli na stripie. Część położona od strony ulicy przechodzi właśnie remont, więc ceny mają bardzo przystępne. Jakość hotelu jest jednak dużo niższa od Stratosphery, ale oczywiście nadrabia dobrą lokalizacją. Idąc przez kasyno Harrah's można było dotrzeć do Venetiana praktycznie bez wychodzenia na 40 stopniowy upał. A taki oto pomnik postawiło hazardzistom kasyno Harrah's:
Rado wylatywał w poniedziałek, dokupiłem jeszcze jeden dzień i we wtorek razem z Ciejasem i Barrym zamieszkaliśmy w Palazzo. Doba w tym hotelu kosztuje koło 200$, ale chłopaki odkupili od kogoś pakiet na side event WSOPa, w którego skład wchodzi właśnie tygodniowy pobyt w Palazzo. Jest to pięciogwiazdkowy hotel i robi niesamowite wrażenie. Nasz pokój wygląda praktycznie identycznie jak ten na zdjęciu, z tym, że nie ma małżeńskiego łóżka ;).
Drugiego dnia naszego pobytu w Palazzo padał deszcz, co w Vegas jest czymś naprawdę wyjątkowym. Nie mam pojęcia skąd ta pani wzięła parasolkę
Kiedy Barry grał side event WSOPa, poszliśmy razem z Ciejasem na basen i nakręciliśmy filmik. Nie zauważyłem, że obraz tak się buja, ale mimo wszystko coś tam się da zauważyć. Intro pochodzi ze sztuki Phantom, którą Palazzo wszędzie reklamuje, także w windach.
Po tych czterech dniach cashówek w Venetianie, przyszedł dzień w którym nie udało się uzbierać wystarczającej ilości chętnych do gry. Sytuacja powtórzyła się następnego dnia i dotarło do mnie, że muszę szukać sobie innego zajęcia. Oczywiście musiało paść na Rio i pięciokartową omahę hi/lo, zwaną Big O.
W związku ze zbliżającym się wyjazdem i dosyć niezłą sytuacją finansową postanowiłem się wkupić za 500$, czyli max. Niestety przegrałem all iny na turnie (miałem 40%), a drugiego buy ina rozdałem głównie na nietrafionych flopach i jednym nieudanym blefie. Długo się murowałem z małym stackiem, aż w końcu stolik się rozpadł, scashowałem pozostałe 100$ i razem z Grasiem (który wypróbowywał BigO) postanowiliśmy udać się na miasto.
Big O jest trochę niebezpieczne dla mnie, bo w zwykłą czterokartową hi/lo rozegrałem już blisko milion rozdań i mam już masę przyzwyczajeń i zazwyczaj wiem, które momenty są dobre na kradzież puli. Piąta karta zmienia nieco dynamikę gry i od nowa muszę się uczyć kiedy ktoś coś ma, a kiedy zazwyczaj nic nie ma. Możliwe też, że wkupowanie się za 500$ źle działa na moją psychikę i podejmuję gorsze decyzje niż przy grze z 200$. Zwłaszcza w późniejszych momentach, gdy grając z 200$ robię stack w wysokości 1000$, to nadal gram nieźle bo jeżeli przegram to podświadomie mam wrażenie, że przegrałem tylko 200$. Jeżeli gram z 500 to przegrana bardziej boli.Możliwe też, że po prostu tego dnia miałem pecha :D.
Ku mojemu zaskoczeniu do stolika obok, również 1/2 big O, przy którym siedział Darek texaspl dosiadł się Greg Raymer. Możliwe, że ćwiczył tę grę przed wyższymi stackami, a może już wszystko przegrał 🙂
Ogólnie cashówki w Rio za bardzo mi się nie podobają. Wielka sala, masówka, wyższy rake, płatny 12$ za godzinę, a że w bigO gra się w tym momencie około 20 rozdań to przy ośmiu osobach wychodzi prawie 5$ za rozdanie. Jest tam też bardzo zimno i nawet nic nie dają za grę. Podobno można podejść do floormana i zapytać o kupony na jedzenie (10$), ale jakoś nie mam zamiaru żebrać o te dziesięć dolców i jeżeli za grę należy mi się ten kupon to powinni mi go dać i denerwuje mnie sytuacja w której miałbym za każdym razem prosić o coś co mi się należy. Wydaje się jednak, że poziom graczy jest niski. Trudno mi jednak oszacować jak to wychodzi w long runie bo przecież 20 rozdań na godzinę to jest jakiś absurd i możliwe, że się to po prostu nie opłaca.
Ciekawy krupier 🙂
Może to przypadek, ale poker room niezbyt chętnie otwiera waiting listy do czterokartowej omahy hi/lo, za to Big Easy, czyli sześciokartowa omaha hi/lo jest otwierana regularnie. Możliwe, że po prostu słabsi gracze wolą więcej kart, bo gra wydaje im się wtedy ciekawsza, ale przez trzy dni grania, za każdym razem prosiłem o dopisanie mnie na listę do stołu BigO i stworzenie listy zainteresowanych otworzeniem czterokartowej. Informacja o takim stole nie pojawiała się nawet na ekranie. Za trzecim razem pomęczyłem trochę cwaniaka i okazało się, że nawet nie mieli u siebie w komputerze formularza do tej gry, nie chciało im się tworzyć nowego i pewnie olewali sprawę jak tylko odchodziłem. Tym razem pojawiła się informacja o stole, ale znalazłem sobie inne zajęcie na resztę dnia i nie dowiedziałem się, czy byli jacyś chętni.
Spędziłem jeszcze z dwa dni grając BigO i wyszedłem łącznie z 600$ na plus. Gra mi się coraz lepiej, ale nadal mam co do tej gry mieszane uczucia i prawdopodobnie nie będę już grał nic do końca wyjazdu. Za każdym razem przed wyruszeniem do Rio podchodziłem najpierw do Venetiana i otwierałem listę czterokartowej i Barry z Ciejasem, grający tam cashe holdema, mieli mnie w razie czego informować. Niestety nic się nie otworzyło.
Któregoś razu zobaczyłem przy stole limit omahy hi/lo parę pokerzystów, których kojarzyłem z wcześniejszych gier. Matthew i Ann przyjechali do Vegas na trzy miesiące z Florydy. Zatrzymali się u jakiejś rodziny Ann i grają regularnie 8/16 limit omahę hi/lo. Grają też turnieje (stąd głównie ich znam), a Matthew dosiadał się czasem do hi/lo pot limit i moim zdaniem jest bardzo dobrym pokerzystą. Grał też oba turnieje wsopa w omahę hi/lo pot limit, ale poszło mu bez rewelacji. Ciężko mi coś powiedzieć o poziomie gry jego dziewczyny, ale na początku podróży grałem z nią trochę przy stole 8/16 i wydawała się ogarniać. Piszę o nich też dlatego, że pod koniec sierpnia przylatują do Berlina, a pod koniec września wylatują z Paryża i jedyne co mają zaplanowane w trakcie to Gsop na Malcie. Jest to raczej niepokerowy wyjazd i możliwe, że wpadną też do Warszawy. W razie czego będę robił za przewodnika :). Znalazłem profil Matthew na jakiejś stronie pokerową i takie miał tam zdjęcie:
Za pisanie tego bloga zabrałem się już wczoraj, ale Barry akurat grał WSOPa i zapytał czy nie wpadniemy do niego na przerwę obiadową. Dwadzieścia minut przed przerwą znaleźliśmy jego stół. Skupiony na grze niezbyt szybko zauważył, że robię mu zdjęcia.
Podczas przerwy pokręciliśmy się trochę po Rio. Zajrzeliśmy do sali ze stołem telewizyjnym
Tu jest nagranie z sali, które zrobiłem trzy dni wcześniej. Za kotarami rozgrywany był akurat turniej The big one for one drop z wpisowym milion dolarów. Niestety ku niezadowoleniu kibiców nie dało się go oglądać.
Tego dnie rozgrywany był jednak turniej za 10000$ w 2-7 nl single draw, czyli bardzo mało popularną odmianę pokera. Obserwowaliśmy trochę stoły i nagle zdaliśmy sobie sprawę, że przy dosłownie każdym stole siedzi po paru znanych prosów. Sporej części z nich nie dało się od razu poznać bo albo się postarzeli, albo byli ubrani w dresy itd
Tutaj Ivey pobiera masaż 🙂
A tu jeszcze inne zdjęcie:
Zobaczyłem przy jednym stole skuloną kobiecą postać w dresikach i zainteresowało mnie, co to za pokerzystka. Okazało się, że to była Jennifer Harman, ale dwa przeszczepy nerek odbiły piętno na jej wyglądzie. Cały czas jestem jej wielkim fanem i jak zakładaliśmy się z chłopakami kto wygra ten event to postawiłem właśnie na Harman. Niestety sprawdziłem dzisiaj i już odpadła. W ogóle z Harman i 2-7 single draw wiąże się ciekawa historia, bo jedną z dwóch bransoletek wsop zdobyła właśnie w 2000 roku w Evencie nl 2-7 single draw, a zasady gry poznała chwilę przed rozpoczęciem turnieju.Podobno pomimo choroby nadal grywa z sukcesami grube gry w Bellagio.
Usłyszeliśmy jakiś głos z mikrofonu i oklaski. Okazało się, że w drugim końcu sali rozpoczyna się właśnie stolik finałowy eventu 3000$ pl omaha hi/lo. A przy stole siedzi nie kto inny jak Scotty Nguyen. Oczywiście z browarkiem ;). Okazało się później, że odpadł na ósmym miejscu i bardzo dobrze bo jakoś za nim nie przepadam i wydaje mi się strasznym burakiem.
Przerwa się skończyła, Barry poszedł grać, a my we dwóch wróciliśmy do Palazzo. Ciejas poszedł na cashówki do Venetiana, a ja usiadłem do pisania bloga, ale jakoś za dobrze mi to nie szło i tylko się frustrowałem jak mi się zawieszał internet przy zgrywaniu filmików na youtube. Po jakimś czasie Barry wrócił na tarczy wyniku konfrontacji JJ z QQ. Ciejasowi coś średnio szło na cashówce, więc zgodnie postanowiliśmy, że robimy sobie wolne. Dołączył do nas Jeszcze Mike z dziewczyną i udaliśmy się do Flamingo do Luka Lasko i Pakukiego. Było bardzo wesoło :).
Dzisiaj cały dzień się chill outuję. Wcześniej na basenie, a od ładnych paru godzin próbuję sklecić coś na bloga. Wziąłem jedzenie na wynos z fajnej restauracji w Venetianie. Reklamowałem ją już od paru dni i chłopaki postanowili skoczyć na steki. Pierwszy raz poszedłem tam parę dni temu, jak jeszcze grałem w Venetianie. Nie miałem pomysłu co zjeść, a że byłem akurat koszmarnie głodny i zarobiony, postanowiłem przetestować restaurację polecaną przez wszystkich pokerzystów. Nazywa się Grand Lux Cafe. Zamówiłem sobie rib eye steka z Angusa z pieczonym ziemniakiem. W zestawie nie było, żadnej sałatki, ani nic, więc dobrałem sobie jeszcze szparagi. Było to na pewno najlepsze jedzenie jakie jadłem w Vegas i prawdopodobnie najsmaczniejszy kawałek mięsa jaki jadłem w życiu. Nie mam wielkiego doświadczenia jeżeli chodzi o steki, ale jadłem parę razy w London Steak House, w którym podobno można zjeść jedne z lepszych steków w Warszawie. Byłem pod wielkim wrażeniem steków w London Steak Housie, ale nawet jeżeli to najlepsze steki w Polsce to są to polskie Rysy, a ten który jadłem był stekowym Mount Everestem. Razem z napiwkiem zapłaciłem 45$, ale zdecydowanie było warto.
Teraz już wrócili z jedzenia i siedzimy sobie w dużej grupie. Piszę z zatyczkami do uszu bo jak nie miałem to tylko z nimi rozmawiałem. Za ciekawie się zrobiło i już wyjąłem zatyczki, straciłem wątek i może się okazać, że o czymś zapomniałem napisać :).Nie dostałem autoryzacji zdjęcia od Barrego, więc musiałem trochę posiedzieć w paincie
Jutro zamierzamy iść na imprezę do Beach clubu w Encore. Ma tam grać jakiś Avincii, nie znam się, ale klub jest fajny, więc powinno być ciekawie. Następny wpis zrobię pewnie w samolocie i wrzucę jak tylko wrócę.
Pozdrawiam
Loczek
No i oczywiście zapomniałem wyjaśnić tytuł bloga. Wielu polskich pokerzystów żywi się w Pandzie Express, zwanej potocznie Pandą. Tego dnia co Barry grał Wsopa, wzięliśmy z Ciejasem Pandę do pokoju. Ciejas nie zjadł wszystkiego i chciał dokończyć po powrocie z basenu, więc w obawie przed sprzątaczką, schował ją do sejfu i tak powstała Panda w sejfie 😉
Chyba się nie doczekamy już wpisów z LV bo pewnie Locheck już w PL siedzi :).
Loczek w Polsce od poczatku lipca, aczkolwiek aktualnie siedzi na mazurach 🙂
No cóż blog był dobry ale niezbyt obfity we wpisy :).
Siem. Orientowałeś się może jak wygląda gra 1/2 i 2/4 NLHE i gdzie najwięcej fiszów na tych ,, niskich,, stawkach 😉
Jak przeczytałem tytuł to myślałem ze wygrałeś w jakimś turku z 5 zer i w kasie zapytali się czy wypłacić gotówkę czy zostawić na przechowanie w kasynowym sejfie.. 🙂
DObry wyjazd:)
od hostelu do palazzo w trzy tygodnie – nienajgorzej 🙂
takiego bloga aż chce się czytać.
Jak zwykle Loczi wymiata.
Jak zwykle wpis wyjebany w kosmos. Chciałbym tylko dodać, że apropos Dj`a to jest Avicii i mogę powiedzieć, że gościu jest niezły – prawdopodobnie jest w pierwszej piątce na świecie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.