Poker to nie tylko wspinaczka po limitach, w idealnym świecie której profit rośnie wprost proporcjonalnie do pochłaniania teorii i wdrażania jej w praktyce. Poker kreuje wiele pochodnych, które warto wyciągać z sieci na równi ze złowionymi rybkami.
„Poker zmienił całe moje życie” – z pewnością nie czytacie tego zdania po raz pierwszy. Czy ktokolwiek śmiałby wątpić w szczerość takiego wyznania, padającego z ust Chrisa Moneymakera, który w kwietniu 2003 roku katalogował środki trwałe i uzgadniał salda, by już miesiąc później triumfalnie spoglądać na maluczkich gamblerów spod sklepienia Horseshoe?
Nie trzeba żonglować nazwiskami. Chyba każdy, kto na grze w karty robi pieniądz przekraczający możliwości wyobraźni przeciętnego zjadacza chleba i dekoruje kolejne miesiące podróżami do jaskiń hazardu i malowniczych kurortów marzeń zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby nie poker, byłoby zupełnie inaczej. To główne płody zasianego ziarna fascynacji. Ziarna podlewanego godzinami żmudnej edukacji, nawożonego wyniszczającymi rundami sesji, suszonego podmuchem pierwszych shipów. Na pohybel wegetacji – żniwa mogą przychodzić częściej, niż grubas do McDonald's. Choć przydarza się i klęska, nieraz bardzo żywiołowa. Ziarna kiełkują; zamiast kłosów – szeleszczące banknoty. Choćbyśmy nawet grali dla przyjemności, grzechem ich nie zerwać i nie docenić.
Pośród tych bezkresnych niemal połaci karcianych plonów dojrzewają także owoce, którymi nie opłacisz lotu do Vegas i nie pokryjesz pobytu w Radissonie. Możesz nawet nie zdawać sobie z nich sprawy. Możesz nie zauważać ewolucyjnych zmian, jakich dokonują one w twoim życiu. Wszak schowanych w meandrach umysłu zdolności i mocy nie sposób mierzyć wielkością shipu. Te jednak dokonują się niekiedy niezależnie od nas, korzyści płynące z gry w pokera windując wysoko ponad kolor pieniędzy.
Primo – bankroll management. Stanowi dla pokerzysty nie tylko bufor przed spektakularną torbą. Do jego przestrzegania (choćby na swych własnych, agresywnych bądź geriatrycznych zasadach) albo się zmusimy, albo dwudziestoletnią karierę prosa będziemy mogli włożyć pomiędzy „Królewnę Śnieżkę” i „Nowe szaty cesarza”. Pomijając jednak degeńskie zacięcie i syndrom Gusa Hansena („w pierwszej kolejności jestem gamblerem, w drugiej dopiero pokerzystą”), po pewnym czasie będziemy zarządzać całymi swymi finansami w sposób wzorcowy i rygorystyczny, inwestując i planując wydatki na modłę bezgranicznej stabilności. Nie zachłyśniemy się złotym strzałem, którego nie przeznaczymy w połowie na wymarzonego Rolls-Royce'a, w połowie na tipy dla długonogich osiemnastek.
Na trzymających się ramy szczęśliwców czekać będzie umiejętność właściwego zarządzania swym czasem. I nie chodzi tu o to, by w nocy grać turki, a za dnia odsypiać. Nadejdzie dzień, w którym prysną narzekania na zbyt krótką dobę, a czasu wystarczy na należytą sesyjkę, analizę spotów, piwko z kumplem, randkę, dobry kryminał i serię na bicka. Oczywiście – trzeba chcieć, bo „fejs” sam się nie obejrzy i skoliozy nikt się za nas nie nabawi. Kwestia wyboru. Jaki by on nie był, kluczowa jest świadomość, że istnieje. Że nawet zwykła wegetacja i chlanie do monitora mogą być świadome. Bankroll Management => Time Mangement => Life Management brought to you by Poker. Nudne? Miejsce na spontan i hardcore też się znajdzie. Przecież to wciąż my…
Podejmowanie decyzji w pokerze stanowi clue gry. Wszystkie czynniki, które wrzucamy na karciany ruszt, służyć mają temu, by owe decyzje były właściwe. Tak jest również w życiu – ot, taki truizm. Jednak w obu tych światach – tym z wirtualnym suknem i suwakiem oraz tym najpełniejszym z pełnych – jesteśmy tym samym człowiekiem. Jeśli przy stole wsuwamy byle nędzę i gotujemy się po okresie bezkarcia, w realu też najpewniej pójdziemy tam, gdzie dają po gębie i postawimy na złego konia. Kiedy jednak posiądziemy zdolność słusznej analizy i prawidłowej selekcji spotów, bardzo możliwe, że po skończonej sesji nie weźmiemy się za to, co się „nie opyla” i przestaniemy brnąć przez kolejne dni „na czuja”, bojąc się ryzyka z uwagi na nieumiejętność oszacowania jego stopnia.
Dochodzimy tym samym do secudno – kwestii odwagi. Nie ma ona nic wspólnego z wyskoczeniem na solo, za to wiele z naszą codzienną egzystencją. Na swej drodze spotkałem wielu takich, którzy nie założyliby się nawet o złotówkę, mając w portfelu cztery stówy, i nie zagraliby o dychę w wybraną przez nich grę. Bo nie. Czy mam ich podziwiać za to, że unikają grzesznych pokus? Nie sądzę. Głupotą natomiast staram się gardzić. Czy hazardem jest dla Rogera Federera mecz tenisowy o pięć dolców z niewidomym oponentem? Bynajmniej. Wylosowanie randoma w randomowej grze i postawienie na szali chałupy i auta oczywiście cuchnęłoby królewskim levelem gamblingu. Sęk w tym, by właściwie ważyć ryzyko względem stawki i możliwego profitu. Czysty poker, nieprawdaż? Niech ten gość, który przez lata boi się zrobić coś ze swoim życiem, nadal brzydzi się kartami. Nie wie, co traci.
W jaki sposób poker może zahartować psychikę gracza najlepiej wiedzą ci, którzy zmierzyli się już ze złotym smokiem downswingu. Ci, którym pulę na chiplead ukradł zawodny Internet, którym wielomiesięczny dorobek zamrożono kiedyś na FTP. Ilu z was przegamblowało w złości pierwszego rolla, próbując odkuć się po paru bad beatach, w zamian zapewniając sobie tylko nieprzespaną noc i obgryzione do krwi paznokcie? Gdy jednak wraca się po porażce, zawsze jest się silniejszym (jeśli oczywiście potrafi się wyciągnąć nauczkę). Gdyby zapytać wielkich pokerowego świata o to, jak radzą sobie z tiltem, nie usłyszelibyśmy litanii dobrych praktyk. Bo u nich mindset stwardniał jak nie powiem co i przed czym. A przez lata karcianej wędrówki zbudowali w sobie psychiczną twierdzę na tyle, że Jarek Psikutas bez „s” mógłby pucować lampy ich Alfy Romeo, blokującej wjazd dla jego fury.
Wypracowane przy pokerowych stołach odporność i opanowanie procentować będą nawet tam, gdzie nikt nie wyłoży nam flopa. Jestem przekonany, że wielu z was przeciętnie radziło sobie w sytuacjach stresowych, jednak po kilku latach tańca z wariancją nabrali mocy, która tamuje łzę podczas powodzi płaczu i wstrzymuje drżenie rąk w czasie brutalnej wymiany argumentów. Wiele w tej materii do zaoferowania ma gra live. Nie zrozumcie mnie źle – nie twierdzę, że poker wymywa nas z emocji i czyni obojętnymi. Uczy jednak odporności na zrządzenia losu i pozwala stłumić falę uderzeniową po wybuchu, który właśnie rozerwał nam żołądek i spalił serce. Wtedy, kiedy tego chcemy.
Oczywiście wszystkie powyższe niuanse stanowią jedynie dodatek do kluczowego owocu gry, jakim są pieniądze. Między tym faktem i byciem result oriented jest w rzeczywistości wyraźna granica, bo niby dlaczego nie gramy na play money i nie działają na naszą wyobraźnię gierki NL5? To pieniądz jest czynnikiem decydującym o atrakcyjności gry, zresztą każdą grę definiuje stawka. Ważne tylko, by podczas karcianki myśleć o kartach. „Radość dopiero po zwycięstwie”, jak mawiał przed koreańskim Mundialem Jerzy Engel. Poker zmieniał życie wielu, jednak nie każdy tej przygody nie żałował. Ale to już zupełnie inny temat.