Zachęcając Was do wysyłania własnych wrażeń z pokerowych rozgrywek zamieszczamy dzisiaj tekst autorstwa Łukasza Koterby, w którym opisuje on swoje wrażenia z pierwszego w życiu turnieju, w którym zajął miejsce płatne. Jak się okazuje nie trzeba wygrywać wielkich pieniędzy żeby przeżywać wielkie emocje podczas gry w pokera.
Mój pierwszy raz… w kasie!
I nie chodzi tutaj o miejsce mojej inicjacji seksualnej, ale o coś dużo bardziej poważnego. Mój pierwszy cash! W prawdziwym turnieju! W prawdziwych niewirtualnych pieniądzach! I to dużym turnieju, na dwadzieścia cztery tysiące graczy! Wszyscy uczestnicy mistrzostw Everest Poker 17 maja w Warszawie, drżyjcie!
Już mówię, jak było:
Dla urozmaicenia sobie relacji z Monte Carlo (przy okazji, komentatorzy, zachęcam do intensywniejszego eksploatowania Górala) zapisuję się na zorganizowany z tej okazji freeroll na PokerStars i tym sposobem staję do walki o niecałe dwa i pół tysiąca płatnych miejsc.
W ciągu pierwszych dwudziestu siedmiu rozdań mogę skupić się na Monte Carlo i to właśnie Holender jest dla mnie inspiracją: jeżeli niczego nie mam – a niestety dwadzieścia siedem razy z rzędu mam nic lub niewiele ponad nic – wyrzucam karty i zajmuję się wszystkim tylko nie tym, co dzieje się na stole. Tyle, że Holender śmieje się, biega, podskakuje i macha do kolegów na widowni, ja natomiast jedynie zerkam w drugie okienko z transmisją. Cóż, Holendra obserwuje wszakże jedynie parę milionów telewidzów z całego świata, a mnie aż jeden współlokator, więc staram się zachowywać poważnie. Tak zwana różnica kulturowa.
Kiedy jednak w dwudziestym ósmym rozdaniu, będąc na małym blindzie, otrzymuję parę waletów, wiem, że oto nadeszła moja wielka chwila. Pomiędzy Freerollem Monte Carlo z pulą nagród dwa tysiące dolarów, a Main Eventem w Monte Carlo z pulą nagród osiem milionów euro jest jednak parę subtelnych różnic (np. główne nagrody to odpowiednio 200$ i 2 mln euro) i jedną z nich jest choćby długość rund (5 kontra 75 minut): jeśli nie zgarnie się solidnej puli w ciągu pierwszego kwadransa, krwiożercze blindy nie pozwolą wiele pograć i skończy się na głupim, bo wymuszonym, all-inie. Więc zakasuję rękawy i do dzieła!
Jeden z graczy ze wczesnej pozycji dorzuca się do puli, natomiast grający na pozycji środkowej niejaki no8do (biedak skończył na 14683 miejscu – sprawdziłem!), nie wie, że ma do czynienia z najprawdopodobniej najlepszym graczem Texas Hold'em w historii Owsiszcz (mała reklama lokalna 😀 ) i podbija o 105 (przy blindach 40/80). Trochę kręcę nosem, ale szybko dochodzę do wniosku, że gdyby miał wysoką parę, np. dam czy króli, podbiłby wyżej; z kolei zaś, gdyby miała to być typowa próba kradzieży blindów, podbicie o półtorej dużego BB też byłoby za niskie. A więc ma np. A9s, a może KQ, a może AJo? Ale dlaczego zatem podbił, a nie jedynie sprawdził? Moja wnikliwa, wielopoziomowa analiza kończy się więc tak jak zawsze: a cholera wie, co ten cwaniak ma, i tak go sprawdzę!
Limper z niskiej pozycji myśli podobnie i oto w trójkę obserwujemy tęczowy flop: czwórka, dziewiątka, dama. Dama wybitnie mi się nie podoba i dobrze wiem, że jeżeli już na flopie nie przejmę inicjatywy w obronie swych waletów i tylko przeczekam, któryś z tych gagatków – bez względu co tam mają – podbije, a ja, wiedząc, że jestem na shorcie, nie zaryzykuję turnieju mając jedynie pocket jacks przeciwko over-karcie na flopie (wiedząc w dodatku, że przed flopem jeden z nich przebijał, a drugi się dorzucił, więc obaj coś tam wysokiego muszą mieć). Jakby powiedział mój ulubiony komentator: zakres ich rąk oceniam jako szeroki, choć póki co możemy tylko gdybać, a po chwili decyduję się na reprezentowanie dam 😀 Podbijam o 240 (połowa puli) i – niespodzianka! – pierwotny re-reiser szybko zrzuca karty, natomiast wyrównuje gracz drugi, scorrp (skończył na miejscu 14900, jeszcze większy biedak), co, szczerze mówiąc, nie wiem jak interpretować, choć podejrzewam, że po prostu nie należy tego interpretować – to zwykły freeroll, nikt niczego tutaj nie ryzykuje, a na co dziesiątym stoliku ktoś się właśnie allinuje z "monsterami" typu 67o.
Czekając na turn modlę się gorliwie "byle tylko nie kolejna over-karta" i oto kolejne potwierdzenie tego, by się nie wygłupiać i trwać w twardym ateizmie: król trefl. Moim dzielnym waletom grożą więc już dwie pojedyncze wyższe pary oraz dwa drawy, do koloru (na boardzie dwa trefle) i do strita. Jaka może być moja decyzja? Oczywiście, all-in! (750) (Być może jednak nie jestem najlepszym graczem Texas Hold'em w dziejach Owsiszcz, przy najbliższej okazji wypytam sąsiadów; być może jeszcze ktoś u nas wie, jak w to grać). Oczywiście, dociśnięty do muru, potrafiłbym tę decyzją na tysiąc sposobów usprawiedliwić: np. że po reprezentowaniu dam, zdecydowałem się na reprezentowanie króli, albo najlepiej i dam, i króli :D, czy też, że dotychczasowa pasywność tego gracza wskazywała na to, że raczej drawuje niż już coś ma; mógł mieć np. asa waleta/dziesiątkę; albo miał niską parę czwórek lub dziewiątek z asem jako kickerem, itp. itd…. Słowem, liczę więc, że w końcu się odczepią od moich waletów, które tak pięknie na początku wyglądy!
Niestety, scorrp nie jest z tych, co to łatwo mówią "pas" i sprawdza, co dla niego także oznacza all-ina. Kiedy pokazuje Asa i waleta, modlę się gorliwie "tylko nie dziesiątka" i dobry bóg jak zawsze wysłuchuje swoje owieczki, bo pada druga dama, która niczego nie zmienia. Wygrałem!
Od początku wiedziałem, że takich waletów się nie przegrywa.
Następnie znów zapadłem w długi sen, po którym znów się podwoiłem. Wtedy – wiadomo, presja wielkich pieniędzy – zacząłem nerwowo spoglądać na informację o liczbie pozostających w grze graczy oraz mojej pozycji i porównywać to z listą miejsc płatnych. Spokojna gra pozwoliła doczołgać się do kasy, a wszystko zakończyło się pechowym dla mnie all-inem, w którym moje A9 przegrało z K4, bo na flopie przyszła 4.
No i teraz pytanie do ekspertów, następującej treści: Który z trzech graczy, biorących udział w opisanym rozdaniu, zagrał najbardziej beznadziejnie:
A. pierwotny re-reiser, który najpierw podbijał przed flopem, a potem wystraszył się betu za pół puli po flopie z damą high i spasował. Więc co on tam właściwie miał?
B. Scorrp, który sprawdził all-inem mojego all-ina, mając jedynie As high oraz draw do strita A-T
C. Ja, uparcie dążąc do obrony swych waletów, mimo wyższych kart na stole.
Stwierdzenie, że wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe i każdy z tych graczy jest zapewne równie beznadziejny co pozostali, też jest dopuszczalne, ale proszę o krótkie uzasadnienie. 😀
P.S.
Ach, zapomniałem dodać, ile wyniosła nagroda za moje 2236 miejsce. Dwadzieścia centów. Dwadzieścia prawdziwych, amerykańskich centów.
Łukasz Koterba
Łukasz, ty lepiej zacznij brać kasę za teksty, bo się redakcja Pokertexas coś ostatnio rozleniwiła 🙂 Odwalasz za nich całą robotę! 🙂
Gratki:)Super się czytało!:)
no no, pamiętam moje pierwsze miejsce w kasie:D 2 kapitalistyczne amerykańskie centy. Gratuluję sukcesu i jeszcze się chciałem pochwalić że ostatnio we freerollu na 3 tys dotarłem do HU:D No wylałem swoją radość, powodzenia w dalszej grze:D
elo 🙂 tez brałem udział w tym turnieju tylko ze udało mi sie zajść trochę wyżej – 75. miejsce :))) gdzie przy stacku w okoliach średniego (nie pamiętam już teraz ile to było…) moje AA przegrało all in przed flopem z QJ (jeden z chip leaderow) – Q na flopie i później J na turnie niestety wyrzuciły mnie z turnieju, a miałem już apetyt na dużo wyższe miejsce, ale tak to jest we freerollach..
pozdro i powodzenia w kolejnych turkach !
respect, tylko nie stiltuj rolla
no to gratulacje. pierwszy krok na drodze do uzaleznienia;)
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.