I rzeczywiście żadnego owijania w bawełnę nie było. Konkretnie, rzeczowo, na temat – tak jak lubię.
Holandia przywitała mnie … deszczem. Można rzec było to urwanie chmury, które nie pozwoliło przez kilka minut przejść z lotniska do samochodu. Wylądowałem w Eindhoven, zaś dojechać musieliśmy do Amsterdamu – niecałe 115 km. Jako, że drogi są w Holandii w stanie idealnym przejazd nie zabrał nam dużo czasu. Po przywitaniu się z rodziną i wymianie wszystkich tych standardowych życzliwości usiedliśmy omówić ewentualne opcje, jakie mogły pojawić się w trakcie konsultacji. Wiedziałem już, że ciocia wraz z bratem będą moimi tłumaczami „na żywo”, więc też chcieli znać moje stanowisko w kilku kwestiach. Po rozpoznaniu się w sytuacji i przegadaniu ważniejszych problemów grzecznie udałem się na odpoczynek.
Klinika w Amsterdamie mieściła się zaledwie 15 km od miejsca zamieszkania, więc szybko trafiliśmy do celu, choć jak to bywa w Holandii mieliśmy ogromny problem z zaparkowaniem samochodu. Sama klinika robi gigantyczne wrażenie. Nie chcę, żeby to wyglądało na coś w rodzaju „cudze chwalicie, swojego nie znacie”, ale sam wygląd, jakoś obsługi, podejście do klienta są na rewelacyjnym poziomie. Sam budynek wygląda jakby przed chwilą skończyli go odnawiać, w żadnej recepcji (przechodziłem przez 3) nie było kolejki dłuższej niż 2 osoby. Wydaje mi się, że tutaj od lat wiadomo, że to nie człowiek wybrał sobie tą chorobę, ale ta choroba dopadła jego i trzeba mu w jego walce pomóc, albo przynajmniej sprawić, aby była lżejsza (tego brakuje mi w Polsce).
Po przejściu wszystkich formalności rejestracyjnych (jako obcokrajowiec, który dodatkowo sam występuje o wydanie tzw. drugiej opinii dotyczącej choroby) trafiliśmy na poczekalnię, gdzie dosłownie po 3 minutach pojawił się lekarz i zaprosił do swojego gabinetu. Lekarz od razu zapytał się, czy chcę rozmawiać po angielsku, czy też rodzina będzie służyła za tłumacza. Ponieważ mieliśmy uzgodnione, że wybieramy tą drugą opcję od razu przeszliśmy do sedna sprawy. Lekarz doskonale znał przebieg mojej choroby (wszystkie dokumenty zostały przetłumaczone na holenderski i dostarczone do kliniki dużo wcześniej), więc zadał tylko kilka podstawowych pytań. Przede wszystkim zapytał mnie czy stosuję obecnie jaką kurację. Dokładnie opowiedziałem co „biorę”, kiedy w jakich dawkach… po czym lekarz powiedział – „I bardzo dobrze”. Dla ciekawości mój lekarz prowadzący w Polsce odpowiedział mi jedynie „Pana wybór”. Dostałem jedynie ochrzan za to, iż tak szybko tracę na wadze. Swoją drogą dobrze, że mam z czego, ale 0,4-0,5 kg dziennie to zdecydowanie za dużo. Od rozpoczęcia kuracji krzemowej w ciągu 26 dni schudłem 12 kg. Lekarz zdecydowanie kazał mi się poprawić na tym polu. Następnie zostałem skierowany na badania, pobór krwi itp. W tym czasie, gdy ja wypełniałem wszystkie te medyczne zalecenia lekarz zdążył się skonsultować z bardzo znanym w Holandii profesorem, specjalizującym się w leczeniu nowotworu jelita grubego. To właśnie rozmowa z tym profesorem ma dla mnie bardzo istotne skutki, jeśli chodzi o medyczną możliwość kontynuowania leczenia:
- po pierwsze, zostało potwierdzone, że standardowe chemie rzeczywiście nic nie pomogły i na tej płaszczyźnie nie mam co dalej szukać
- po drugie, w klinice holenderskiej są mi w stanie zaproponować leczenie eksperymentalne, które tym różni się od podobnego leczenia w Polsce, że lek jest szykowany osobiście przez tego profesora (lub pod jego nadzorem) pod przypadek konkretnego pacjenta (w Polsce jest to istniejący lek podawany wszystkim pacjentom decydującym się na chemię eksperymentalną),
- po trzecie, zanim lek zostanie przyszykowany trwa bardzo szczegółowa analiza przypadku pacjenta (w gronie 6 lekarzy), tak aby skuteczność zadziałania leku była większa niż 90% (takie podobno mają rezultaty).
Reasumując, w dniu 23 września 2010 zbierają się owi lekarze, którzy mają przygotować mi ową chemię. W dniu 24 września mam zostać poinformowany o składzie tego leku (tak abym mógł się dowiedzieć, czy jest szansa przygotowywania i podawania go w Polsce), o kosztach ewentualnej terapii na terenie Holandii oraz o samym przebiegu kuracji (częstotliwość, konieczność hospitalizacji itp.). Ewentualne rozpoczęcie kuracji na terenie Holandii to okres 3-4 tygodni oczekiwania.
Z samej rozmowy z lekarzem jestem bardzo zadowolony. Wyszedłem z kliniki bardzo optymistycznie nastawiony, choć wiem, że najtrudniejszy okres zapewne dopiero przede mną. Czekam zatem niecierpliwie na informacje.
ma ktoś jakieś wieści? ;/ bylbym wdzieczny za informacje
jak jest?
Trzymam kciuki, moj dziadek walczy i daje rade, naprawde!! Trzymam kciuki raz jeszcze!!!
Glowa w góre Mipek. Moj wujo mial raka grubego i przezyl. do dzis cieszy sie piątka dzieci i zdrowiem :
) Modle sie za Ciebie Pulpecie :) Pisz wiecej co sie dzieje.@#22 z autopsji wiem , że prywatnie nie zawsze znaczy dobrze i chodzi mi o ciężkie schorzenie
podpisuje sie pod pytaniem #22
jeżeli ktoś jest zorientowany w temacie i moglby podpowiedziec jakieubezpieczenie najlepiej wykupic/na co zwrocic uwage przy wyborze/haczyki.
Super przeczytać optymistyczny wpis!
Trzymam, kciuki!
Interesujace, że pochwalił Cię za stosowanie tej terapii krzemowej. A coś jeszcze o tym mówił? JA również trzymam kciuki.
Trzymam kciuki! Zdrowiej!
super informacje MIPI! duzo zdrowia!
swietne wiesci MIPI !ze swojej strony mam pytanie (jak znajdziesz wolną chwilę).
Pamietam jak kiedys przegladalem forum Warsawa i tam ktos zadal mu pytanie na temat ubezpieczenia, ewentualnego leczenia itp. Warsaw odpowiedzial, ze jak mu cos dolega to przeciez i tak idzie prywatnie (jak zapewne wiekszosc z nas).
Moje watpliwosci: co w przypadku ciezszej choroby?
Czy od razu uderzac do zachodnich prywatnych klinit? (o ile kogos stac oczywiscie).
Jako osoba, ktora przeszła całą polska nfz-tową drogę, co z perspektywy czasu moglbys poradzic aby swoje zdrowie choc w jakis sposob zabezpieczyć?
Jednak są lekarze którzy zasługują na duży szacunek…chciałoby sie rzec polskim specjalistom: najpierw praca później płaca. Trzymam kciuki powodzenia!
“lek jest szykowany osobiście przez tego profesora (lub pod jego nadzorem) pod przypadek konkretnego pacjenta”
…właśnie to jest ta zasadnicza różnica, bo z tego co ostatnio oglądałem w TV, praktycznie każdy nowotwór jest innyWidząc różnice w Holenderskiej i Polskiej służbie zdrowia, można się nieźle wkru…
Pozdrawiam
Świetne wieści Mipi!! Oby wszystko nabrało odpowiedniego tempa! Zdrowiej!!
Jak na “Polskiego pacjenta z wyrokiem z NFZ-u” brzmi to jak mozliwosc wprowadzenia zagranicznej amnestii. Perspektywa leczenia i opieki to wspaniala wiadomosc. Teraz tylko zaciskac zeby gdy zle i usmiechac sie ile wlezie. Wierze ze bedzie dobrze, ale na wszelki wypadek trzymam jeszcze kciuki na kazdej konczynie!! Powodzenia
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.