Marcel Luske to nie tylko utytułowany gracz, ale również jedna z największych legend europejskiego pokera. W dzisiejszym odcinku „Kiedy byłem donkiem…” 65-letni obecnie Holender opowiada o swoich niezręcznych początkach w odmianie Pot-Limit Omaha.
Marcel Luske, znany również pod pseudonimem „Latający Holender”, przed rozpoczęciem swojej pokerowej kariery podejmował się różnych zajęć. Pracował w kilku klubach nocnych, później został właścicielem baru. Zanim przeszedł na karciane zawodowstwo, prowadził jeszcze klub pokerowy w jednym z belgijskich miast.
Prędko stał się jednym z najbardziej uznanych europejskich pokerzystów. Dzięki swojej popularności wystąpił w brytyjskim programie Late Night Poker, gdzie rywalizował m.in. z Davem „Devilfishem” Ulliottem czy Philem Hellmuthem. Niedługo później stał się rozpoznawalny również za oceanem. W 2003 roku wygrał rozgrywany w kasynie Bellagio turniej Five-Star World Poker Classic, zajął również 14. miejsce w Main Evencie WSOP. Rok później był drugi w bransoletkowym evencie Stud z wpisowym 5.000$, a także po raz kolejny zaliczył doskonały występ w Main Evencie – tym razem odpadł tuż przed stołem finałowym, plasując się ostatecznie na 10. miejscu.
Łącznie w turniejach na żywo Holender zarobił niemal 5.000.000$. Ma na swoim koncie 33 zwycięstwa w eventach rozsianych po całym świecie i siedem stołów finałowych WSOP. Mimo zaawansowanego wieku, nadal jest aktywny na pokerowej scenie. W 2017 roku po raz kolejny zaszedł daleko w Main Evencie WSOP, zajmując 23. miejsce. W tym roku był drugi w High Rollerze podczas PartyPoker Millions Germany.
Poniżej Luske opowiada o swoich niezdarnych początkach w odmianie Pot-Limit Omaha.
Akcja była zawsze
„Pamiętam jedną z pierwszych rąk w odmianie Pot-Limit Omaha. To było w kasynie nieopodal Amsterdamu. Byłem przyzwyczajony do Hold'ema, ale wszyscy grali w tę 4-kartową odmianę, która była dla mnie czymś zupełnie nowym”.
Luske przyznaje, że we własnej sali pokerowej grywał w różne odmiany, ale nigdy w Omahę.
„Niespecjalnie znałem zasady gry. We wspomnianym rozdaniu byłem absolutnie przekonany, że trzymam fulla. Inni szybko sprowadzili mnie jednak na ziemię, mówiąc, że nie mogę korzystać z trzech kart własnych. Miałem rękę w rodzaju K-T-T-x na boardzie zawierającym króla i dziesiątkę. Board się nie sparował, a ja przegrałem rozdanie i odpadłem z turnieju”.
Wcześniej, w tym samym turnieju, Luske rozegrał rozdanie, w którym na flopie trafił karetę dziesiątek.
„Trzymałem dwie dziesiątki, a na flopie spadły T-T-9 z dwoma karo. To była całkiem pokaźna pula, w której mierzyłem się ze starszą kobietą. Na riverze spadł K. Myślę, że wiecie, do czego zmierzam… Zagrałem beta, przeciwniczka sprawdziła i powiedziała, że ma strita. Pokazałem swoją karetę, a ona – QJ. Trafiła pokera na riverze”.
Holendrowi na tyle spodobała się nowo poznana odmiana pokera, że postanowił wprowadzić ją do swojego klubu. Z jedną dość znaczącą zmianą – gracze mogli korzystać z wszystkich czterech kart własnych naraz.
„To były szalone gry. Jeśli w ręce trzymałeś cztery piki, wystarczył jeden dodatkowy na boardzie, aby skompletować kolor. Akcja była zawsze”.