„Kiedy byłem donkiem…” to cykl, w którym profesjonalni pokerzyści wspominają dni, kiedy ich gra pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Dzisiaj świetny gracz turniejowy, zdobywca dwóch bransoletek WSOP Brandon Shack-Harris.
Brandon Shack-Harris z impetem przedarł się do świadomości fanów w pokera w 2014 roku, kiedy to podczas World Series of Poker sześć razy znalazł się w kasie, zaliczył cztery stoły finałowe i zdobył jedną bransoletkę, a w efekcie na drugim miejscu zakończył rywalizację o gracza roku WSOP (wygrał George Danzer).
Urodzony w Chicago pokerzysta wygrał event Pot-Limit Omaha z wpisowym 1.000$ (205.634$), zajął drugie miejsce w evencie RAZZ za 10.000$ (182.155$) oraz trzecie miejsce w turnieju Limit Hold’em z buy-inem w wysokości 1.500$ (78.335$). Pod względem finansowym, największym sukcesem Shacka-Harrisa było jednak zajęcie drugiego miejsca w Poker Players Championship za 50.000$, dzięki czemu zgarnął niemal 950.000$.
Na tym sukcesy Amerykanina na WSOP bynajmniej się nie kończą. W 2015 dotarł na kolejny stół finałowy, a rok później dołożył trzy kolejne, wliczając w to drugie miejsce w evencie Stud Eight-or-Better z wpisowym 1.500$ (96.750$) oraz – przede wszystkim – pierwsze miejsce w turnieju PLO za 10.000$. Dzięki zwycięstwu zgarnął 894.300$ i swoją drugą bransoletkę WSOP. Łącznie w turniejach na żywo zarobił ponad 2.800.000$.
Poniżej Shack-Harris opowiada o ręce, która być może pozbawiła go szans na zwycięstwo w jednym z najbardziej prestiżowych pokerowych turniejów.
Przede wszystkim cierpliwość
Można powiedzieć, że jestem wiecznym donkiem… (śmiech). Ale ostatni duży błąd, którego pamiętam do dziś, przytrafił mi się w 2014 roku podczas Poker Players Championship na WSOP. Miałem dość sporą przewagę nad resztą stawki i przyszła pora na rozdanie w PLO przeciwko Johnowi Henniganowi. W grze pozostało trzech graczy, a Jesse Martin dysponował bardzo małym stackiem. W tamtym momencie czułem, że nawet w przypadku podwojenia Hennigana, nadal mógłbym kontynuować spokojny grinding. Czułem, że to przyzwoity spot na lekki hazard.
Otworzyłem połączoną ze sobą rękę double-suited. Grający bez pozycji Hennigan przebił za pulę, a ja byłem pewien, że jego zakres jest znacznie szerszy i nie zawiera wyłącznie asów. Biorąc pod uwagę stack Martina, myślałem, że Hennigan może przebijać z ręką double-suited posiadającą asa.
Shack-Harris sprawdził.
Na flopie spadł as, a ja złapałem draw do koloru. Hennigan znów zagrał za pulę, wiążąc się niejako ze swoją ręką. Miałem flush draw, miałem backdoor drawy, nie przypuszczałem również, że rywal trzyma seta. Jak mówiłem wcześniej, sądziłem, że nawet jeśli podwoję Hennigana, wciąż będą miał wystarczającą liczbę żetonów do dalszej gry. Ale jeśli wygrałbym to rozdanie, wyeliminowałbym jednocześnie najgroźniejszego rywala i miał zwycięstwo na wyciągnięcie ręki.
Shack-Harris ostatecznie postawił Hennigana na all-inie, a ten sprawdził z dwiema top parami – asami i dziewiątkami.
Turn przyniósł mi jeszcze dodatkowo draw do strita, ale Hennigan uniknął złych kart i podwoił się. Dzięk temu wysunął się na prowadzenie, którego nie oddał do samego końca. Skończyłem turniej na drugim miejscu. Najważniejszą lekcją, którą wyciągnąłem po zakończeniu tego eventu, było to, że nie można niczego wymuszać. Możesz czuć, że turniej zbliża się ku końcowi, ale nie próbuj przyspieszać tego procesu. Pozwól grze płynąć i bądź cierpliwy.