Jason Koon to nie tylko znakomity pokerzysta, ale i świetny rozmówca. Pokazuje to w wywiadzie udzielonym podczas zakończonego niedawno festiwalu PartyPoker Millions w Barcelonie. Amerykanin opowiada w nim o swoich karcianych początkach, wspinaniu się na kolejne szczeble kariery, współpracy z PartyPoker czy o tym, co zmieniłby w karcianej społeczności. Zapraszamy!
– Powiedziałeś kiedyś, że tak naprawdę zacząłeś grać w pokera z powodu kontuzji. Czy poker rzeczywiście był dla ciebie niespodzianką, której zupełnie się nie spodziewałeś?
– Dokładnie tak. Nie byłem typem karciarza. Moja rodzina nigdy w karty nie grała. W szkole średniej robili to moi znajomi, ale ja nie byłem zainteresowany. Na studiach doznałem kontuzji, a mój współlokator zapytał, czy nie chciałbym zagrać z nim i kilkoma znajomymi w Texas Hold’ema. Tak zaczęła się moja przygoda z pokerem. Szybko zrozumiałem, że to gra umiejętności i jeśli będę ciężko pracował, mogę zarobić mnóstwo pieniędzy. Wtedy byłem spłukany, więc poker wydawał się świetnym sposobem na dodatkowy zarobek.
– Spośród innych wyróżnia cię błyskawiczny pokerowy progres, szczególnie na scenie high rollerów. Jak udało ci się na to zapracować?
– Szczerze mówiąc, nie uważam, by moje kolejne awanse były przesadnie szybkie. To był jeden wielki grind – szczególnie na początku mojej kariery. Zanim zacząłem grać o poważne pieniądze, przez cztery lata grywałem w turniejach i heads-upach na niskie i średnie stawki. W 2011 roku poznałem Bena Tollerene, znanego pod pseudonimem „Ben86”, zamieszkaliśmy razem, a on niejako wziął mnie pod swoje skrzydła. Pokazał mi, jak grać w pokera, jak się go uczyć, w jaki sposób o nim myśleć. To był iście rewolucyjny moment. Po raz pierwszy zacząłem podchodzić do pokera pod bardziej teoretycznym kątem, przestałem myśleć o nim jak o grze sztuczek, w której chodzi wyłącznie o przechytrzenie rywali. Zacząłem przykładać większą wagę do matematyki. Szybko przeszedłem z średnich stawek na wysokie i równie szybko zacząłem w nich wygrywać.
– Czy granie w turniejach na najwyższe stawki zawsze było twoim celem?
– Tak. Cały czas patrzyłem na swoją „vision board”, którą przygotowałem już na początku karcianej kariery. Było tam napisane: „dojdź do momentu, w którym będziesz w stanie pokonać najlepszych graczy cashowych i turniejowych świata”. Nie byłem pewien, czy to w ogóle możliwe. Myślałem, że to coś w rodzaju marzenia ściętej głowy, ale pewnego dnia marzenia stały się po prostu rzeczywistością. Jednak nie wydarzyło się to z dnia na dzień – to była długa droga wymagająca ciężkiej pracy i pomocy ze strony bardzo utalentowanych ludzi. Ale w końcu dotarłem do celu!
– Mniej więcej dwa lata temu twoja kariera weszła na zupełnie nowy poziom. Czy zmieniło się coś w twoim sposobie grania?
– To było następstwo ciężkiej pracy. Nie sądzę, że istnieje jakaś magiczna formuła, dzięki której stajesz się lepszy, przynajmniej nie w pokerze. To gra, która nagradza ciężką pracę i poświęcenie. Nic tu nie przychodzi z dnia na dzień.
– Niedawno dołączyłeś do nowego Teamu Pro PartyPoker. Platforma w wielkim stylu powraca na scenę turniejów na żywo, a ty bierzesz w tym procesie udział. Jakie to uczucie?
– Fajnie jest być częścią grupy, która myśli o długoterminowym dobru graczy. W ostatnich pięciu latach pokerowy świat skupiał się przede wszystkim na braniu. Wiele platform myślało, że są niezastąpione i traktowało graczy wedle własnego uznania.
Przez wiele lat PokerStars i Full Tilt Poker stanowiły moje główne źródło dochodu, ale Full Tilt okradło wszystkich. PokerStars stało się czymś w rodzaju zbawiciela i oddało graczom należne pieniądze. Poprzedni właściciele tej platformy byli dobrzy dla pokera i robili wszystko, by dobrze nas traktować. Jednak to wszystko zmieniło się wraz z przejęciem PokerStars przez Amayę. Teraz wydaje się, że znów podejmują jakieś starania, ale wątpię, żeby robili to w dobrej wierze. Po prostu dotarło do nich, że PartyPoker przybiera na sile.
PartyPoker wydaje duże pieniądze na różne przedsięwzięcia, niekiedy nawet dokładając do biznesu. Ale ludzie to doceniają. Myślę, że w long runie obecne działania się opłacą, a PartyPoker bez wątpienia będzie platformą, na której ludzie będą chcieli grać.
– Jesteś również popularnym trenerem na stronie RunItOnce. Co daje ci szkolenie innych?
– To ciekawa historia. Na początku mojej kariery, jednym z kluczowych momentów było dołączenie do Blue Fire Poker i oglądanie filmów szkoleniowych Phila Galfonda. Pamiętam, że każdej nocy oglądałem jego materiały, podobnie robiło zresztą wielu innych profesjonalistów. Kiedy w końcu go poznałem, byłem bardzo podekscytowany, jednocześnie bardzo się stresowałem. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, ale wówczas Galfond był dla mnie kimś w rodzaju gwiazdy filmowej. Kiedy poprosił mnie o przygotowanie kilku filmów szkoleniowych, byłem jeszcze raczej anonimowym graczem. To był dla mnie ogromny zaszczyt.
– Prędko stałeś się popularny na forum 2+2, gdzie powstał nawet duży odzielny wątek tobie poświęcony. Co sądzisz o tego typu forach i wynikającej z nich popularności?
– To trochę dziwne. Na początku swojej pokerowej kariery, kiedy nie wiedziałem jeszcze, czego tak naprawdę chcę, szukałem publicznej akceptacji, dzięki niej czułem się dobrze. Ale teraz staram nie zaprzątać sobie głowy tym, co myślą o mnie inni. Staram się po prostu żyć w sposób, z którego mógłbym być dumny. Myślę, że ludzie to doceniają. Jeśli nieustannie poszukujesz akceptacji wśród innych, zawsze znajdzie się ktoś, kto sprawi, że poczujesz się źle. Jeśli jednak żyjesz na własnych warunkach i skupiasz się na tym, co dla ciebie najlepsze, będziesz prowadzić życie, które daje większą satysfakcję.
– Znany jesteś ze swojego zdrowego trybu życia i dobrej kondycji fizycznej. Często mówisz o fitnessie i zdrowym odżywianiu. Czy próbujesz wprowadzić do pokera nowy lifestyle?
– Myślę, że to niemożliwe! Ale jak najbardziej – próbowałem pokazać pokerzystom kilka rzeczy, które mogłyby wprowadzić do ich życia i kariery nową jakość. Sądzę, że każdą formę hazardu otacza nuta dekadencji – nie zmienię tego, ale dzisiejsi profesjonaliści nie przypominają już tych oldschoolowych. Gramy w pokera, żeby zarobić jak najwięcej pieniędzy i cieszyć się naszymi karierami. Myślę, że mogę poprowadzić kilku graczy właściwą ścieżką. Sam nią podążam i dała mi ona mnóstwo dobrej jakości. Każdemu polecam zdrowy tryb życia. Jestem zdania, że dobra kondycja zagwarantowała mi mnóstwo dodatkowego dochodu.
– Czy nadal korzystasz z usług pokerowego coacha?
– Teraz nie mam już trenera z prawdziwego zdarzenia, jak to miało miejsce w przeszłości, kiedy pomagali mi chociażby Ben Tollerene, Isaac Haxton czy Steve Gross. Obecnie mam po prostu grupę bliskich przyjaciół – pomagamy sobie nawzajem, razem się uczymy.
Skupiam się przede wszystkim na różnych odmianach No Limit, póki co nie zawracam sobie głowy PLO. Chcę być specjalistą od turniejów i heads-upów w NLH – właśnie one przynoszą mi najwięcej radości.
– W jednym z wywiadów przyznałeś, że ciężko pracowałeś nad swoim mindsetem, przede wszystkim z Davidem Benefieldem. Mógłbyś opisać cały ten proces? Jak znalazłeś w swoim życiu więcej równowagi i szczęścia?
– Bardzo pomogła mi w tym moja dziewczyna. Pokazała mi, jak ważna jest kontrola nad własnymi emocjami. Ciężko pracowałem nad tym właśnie aspektem. Dużo medytowałem, uczyłem się wdzięczności i tego, by przesadnie nie przejmować się wynikami – nie tylko w pokerze, ale i życiu jako takim. Wciąż muszę jednak nad tym pracować, cały proces jeszcze się bynajmniej nie zakończył.
– Jaką poradę dałbyś samemu sobie sprzed ośmiu czy dziesięciu lat?
– Powiedziałbym przede wszystkim: skończ z nieustannymi próbami zaimponowania innym ludziom. Osoby związane z pokerem próbują udowodnić, że należą do tego świata, że są wartościowi. Jeśli chodzi o mnie, powierzchowne rzeczy nie dodały do mojego życia żadnej wartości, przyciągały za to typów spod ciemnej gwiazdy. Materialne rzeczy nigdy nie przyniosą ci szczęścia. Wydawaj mniej pieniędzy, buduj swój bankroll, pracuj ciężej i podejmuj większe ryzyko. Myślę, że dałbym sobie takie właśnie wskazówki.
– Wielokrotnie powtarzałeś, że pochodzisz z prostej rodziny. Czy zostanie utytułowanym pokerzystą i posiadanie finansowego zabezpieczenia zmieniło coś w twoim postrzeganiu życia?
– Jak najbardziej. To, że mój bratanek nie będzie się musiał niczym przejmować, a jakość życia mojej mamy znacząco wzrosła – to dla mnie bardzo ważne. Chciałem wykonać czarną robotę i zbudować fundamenty, żeby moje dzieci nie musiały pracować tak ciężko, jak ja. Być może nie jestem najlepszym czy najbystrzejszym pokerzystą, ale jednego odmówić mi nie można – przez co najmniej sześć lat całkowicie poświęciłem się temu, żeby zostać możliwie najlepszym graczem. Grindowałem przez bardzo długie godziny, zachowując przy tym zdrowy tryb życia. To było bardzo trudne. Kiedy ciężko pracujesz, przytrafia ci się wiele dobrych rzeczy, ale jednocześnie nie chcę, by moje dzieci musiały pracować 60-70 godzin w tygodniu.
– Jakie, twoim zdaniem, błędy popełniają gracze zaczynający dopiero swoją przygodę z pokerem turniejowym na żywo?
– Wielu młodszych graczy, nawet tych utalentowanych, przesadza z imprezowaniem. Często grają swoją C game, ponieważ cały czas są na kacu. Jasne, wspólne wypady ze znajomymi to świetna zabawa, ale podróżując do tych wszystkich fajnych miejsc, musisz zrozumieć, że to twoja praca, nie wakacje. Pojedź na wakacje przed startem festiwalu bądź po jego zakończeniu – przez granie na kacu w trzecim dniu Main Eventu tracisz mnóstwo value.
Myślę również, że wielu graczy tak naprawdę nie czuje się komfortowo w turniejach na żywo. Są nieco zbyt sztywni, przez co psują zabawę graczom rekreacyjnym. Nie bój się porozmawiać z amatorem, nie komentuj w negatywny sposób jego gry. Po prostu baw się dobrze i bądź komunikatywny.
– Jeśli mógłbyś poprawić coś w pokerowej społeczności, co by to było?
– Chciałbym, żeby gracze potrafili ze sobą współpracować. Wielu z nich poszukuje atencji, interesują ich jedynie wojenki na Twitterze. Nie wydaje mi się, żeby dobrze reprezentowali naszą grę i społeczność. Jeśli chcemy udowodnić władzom USA, że poker online to coś pozytywnego i chcemy go odzyskać, musimy zachowywać się jak profesjonaliści, a nie kłócić się na Twitterze jak dzieciaki z liceum. Przestańmy plotkować i zacznijmy skupiać się na tym, co może usprawnić naszą społeczność.