W wywiadzie z magazynem CardPlayer Jason Koon opowiedział o swojej drodze na pokerowy szczyt, tegorocznych sukcesach czy swoich ulubionych tytułach. Poruszył również temat swoich naturalnych karcianych umiejętności… a właściwie ich braku. Zapraszamy!
Jason Koon już od niemal dekady z powodzeniem rywalizuje w pokerowych turniejach na żywo. Łącznie zarobił w nich ponad 22.000.000$, a ponad połowa tej kwoty pochodzi z tegorocznych wygranych. W 2018 roku ambasador PartyPoker 14-krotnie trafiał na stół finałowy i zdobył trzy tytuły, w tym m.in. ten za zwycięstwo w evencie Short Deck podczas Triton Super High Roller (wzbogacił się o 3.600.000$).
– Niedawno opublikowałeś film szkoleniowy dla strony Run it Once, w którym wspominasz, że technika wizualizacji to dobry sposób na sprawienie, aby cele stały się bardziej osiągalne. Mówisz również, że kiedyś, oglądając cashówki na najwyższe stawki, pytałeś sam siebie: „Czy kiedykolwiek spotkam się pokerzystami grającymi na takich stawkach?”. W końcu udało ci się dojść na sam szczyt. Twoje marzenia stały się rzeczywistością – czy trudno to przetworzyć?
– Cóż, człowiek to interesujące stworzenie. Rzeczy są po prostu takie, jakie są. Budzisz się i jesteś w miejscu, w którym zawsze chciałeś być, ale tak naprawdę nie odczuwasz większej różnicy. Myślę, że gdy wreszcie osiągniesz coś, co chciałeś osiągnąć, jesteś już na to przygotowany.
Gdy patrzę wstecz na drogę, którą przebyłem, czasem wydaje mi się nieco surrealistyczna, ale czuję, że należę do miejsca, w którym się znalazłem. Myślę, że lekcja, jaką można z tego wyciągnąć, brzmi tak: nie wybiegaj za bardzo w przyszłość, po prostu zawsze stawiaj odpowiednie kroki w wybranym kierunku, a rzeczy w końcu się ułożą. Nie istnieje coś takiego, jak magiczna formuła.
– W tym roku zarobiłeś w eventach live ok. 11.500.000$ – to ponad połowa twoich ogólnych turniejowych zarobków. Można bezpiecznie powiedzieć, że twoja gra wkroczyła na nowy poziom. Czemu zawdzięczasz swój niesamowity sukces w 2018 roku?
– Powiedziałbym, że to mieszanka różnych rzeczy. Z pewnością jestem w szczytowej formie. Poza tym jestem na etapie kariery, w którym mogę odpowiednio dobierać turnieje. Wiele zawdzięczam również temu, że w kluczowych momentach karty układały się po mojej myśli. Poza tym, mogę sobie pozwolić na grę w Super High Rollerach, wzrasta więc prawdopodobieństwo uzyskania dużych wyników.
– Scena turniejów live znacząco się zmieniła na przestrzeni ostatnich kilku lat. Powstał podział pomiędzy pokerzystów uczestniczących przede wszystkim w Main Eventach, z wpisowymi 5.000$ lub mniej, a tych, którzy grają w Super High Rollerach. Czy możesz powiedzieć, jak wyglądała twoja przemiana w gracza regularnie zapisującego się do turniejów z najwyższymi wpisowymi?
– To była długa droga. Swoje pierwsze High Rollery rozegrałem w 2012 roku i początkowo posiadałem mniejszą część swoich udziałów, niż posiadam teraz. Wówczas musiałem być bardzo selektywny w wyborze eventów, w których chciałem zagrać – moja gra nie była na wystarczająco dobrym poziomie, aby rywalizować z najlepszymi graczami regularnymi.
Otoczyłem się właściwymi ludźmi i bardzo ciężko pracowałem nad poprawą swoich umiejętności. Zajęło mi to dobrych kilka lat, ale teraz zarabiam pieniądze przede wszystkim właśnie dzięki High Rollerom. Doszedłem do punktu, w którym gra w mniejszych turniejach nie ma dla mnie – z finansowego punktu widzenia – większego sensu.
– W wywiadach powtarzasz, że wychowywałeś się w trudnych warunkach finansowych. Czy czasem uderza cię absurdalność tego, o jak duże pieniądze toczy się walka przy pokerowych stołach?
– Kilka lat temu przydarzyła się sytuacja, o której pamiętam do dzisiaj. Byłem w kasynie Bellagio i grałem cashówkę na stawkach 200$/400$. Wówczas była to jedna z największych gier, w jakich kiedykolwiek brałem udział. Pamiętam moment, w którym opłaciłem wynoszący 400$ big blind. Kiedy wrzuciłem na środek stołu cztery czarne żetony, pomyślałem o ojczymie, który opiekował się mną, kiedy byłem dzieckiem. Zarabiał 400$ tygodniowo wykonując bardzo ciężką pracę. Nieco się wzruszyłem, myśląc o tym, jak zmieniła się moja sytuacja.
Myślę, że rywalizując z bardzo utytułowanymi przeciwnikami, czujesz, iż gonisz jakąś rzecz, której jednak nie możesz złapać. Nigdy nie jesteś zadowolony. Moment refleksji może być bardzo pomocny, może utrzymać cię na ziemi. Obecnie mam większy komfort i bezpieczeństwo, ale pieniądze niekoniecznie dają ci te wszystkie rzeczy, o których mówi społeczeństwo. Jeśli twoje życie obraca się wyłącznie wokół gromadzenia pieniędzy, możesz się wzbogacić, a i tak być rozczarowanym.
– Patrząc na swoją pokerową karierę, czy był jakiś turniej, w którym zwycięstwo dało ci najwięcej radości?
– Z tłumu wyróżnia się Main Event z wpisowym 5.250$ na Seminole Hard Rock Poker Open z 2016 roku. Wówczas po raz pierwszy wygrałem ponad 1.000.000$. Muszę również wspomnieć o wygranej w evencie Short Deck podczas Triton Super High Roller w Czarnogórze. Do rywalizacji przystąpiło jedynie 130 pokerzystów, ale wpisowe było bardzo wysokie. Pod koniec turnieju ledwo potrafiłem ustać na nogach – to było pięć dni szalonego pokera.
– Czy istnieje jakieś inne pokerowe osiągnięcie, które znaczy dla ciebie szczególnie dużo? I, odbiegając od pokera, co nazwałbyś mianem swojego największego osiągnięcia w życiu codziennym?
– Myślę, że moim największym pokerowym wyczynem jest fakt, iż osiągnąłem tak wiele pomimo tego, że jeśli chodzi o naturalne umiejętności, jestem tylko trochę powyżej środka stawki. Moja etyka pracy i umiejętność radzenia sobie z presją stoją na najwyższym poziomie, ale mój „surowy” talent – już nie. Wierzę, że obecnie jestem jednym z najlepszych pokerzystów na świecie, a dojście do takiego poziomu bez spektakularnego talentu to dla mnie spore osiągnięcie.
Jeśli chodzi o moje największe osiągnięcie w życiu codziennym, ma ono związek z miejscem, z którego pochodzę. Wychowywałem się w bardzo gwałtownej atmosferze i poprzestawiało to kilka kabli w moim mózgu. Stałem się bardzo reaktywny, a w pewnym momencie mojego życia byłem nawet niebezpieczny. Praca nad tym była bardzo wyczerpującym wyzwaniem. Ba, wciąż muszę się z tym zmagać. Ale wiem, że obecnie potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach dużo lepiej, niż jeszcze dziesięć lat temu. Jestem zupełnie innym człowiekiem i jest to dla mnie powód do dumy.