Ari Engel niechętnie przyjmuje komplementy. Mimo kilku milionów dolarów zarobionych w turniejach na żywo i stale przybywających sukcesów, cechuje go rzadko spotykana skromność. W udzielonym niedawno wywiadzie Kanadyjczyk opowiada o codziennym turniejowym grindingu, różnicy pomiędzy nim a najlepszymi graczami świata oraz o wyboistej drodze prowadzącej na pokerowy szczyt. Zapraszamy!
Choć w turniejach na żywo zarobił już prawie 6.000.000$, a jego imponujące pokerowe CV z pewnością przyciągnęłoby potencjalnych inwestorów, Ari Engel trzyma się turniejów, na które pozwala mu bankroll. Najbliższy harmonogram Kanadyjczyka wypełniony jest wyjazdami m.in. do Councill Bluffs, Iowy, St. Louis, Atlantic City czy Montrealu, gdzie zagra w turniejach z wpisowymi od 100$ do 5.000$, pozwalającymi na komfortową grę bez konieczności sprzedawania swoich akcji.
– Zbieram nisko wiszące owoce – mówi Engel, nawiązując do swoich turniejowych wyborów. – Sprzedaję swoje akcje dopiero w eventach z wpisowym 10.000€ lub wyższym. Ale i to przyszło z czasem. Kiedy doszedłem do stolika finałowego EPT w Pradze, posiadałem mniej niż połowę swoich akcji.
Kanadyjczyk przyznaje, że gdy zaczynał przygodę z pokerem, otaczali go przede wszystkim karciani degeneraci. Właśnie dlatego stał się swoistym „nitem” jeśli chodzi o bankroll management.
– Przez większość mojej kariery zdecydowanie zbyt bojaźliwie podchodziłem do selekcji gier i posiadania swoich własnych akcji. Kiedy w końcu to do mnie dotarło, starałem się być bardziej agresywny. Zacząłem utrzymywać większość swoich akcji, nie wymieniałem się nimi z graczami o niższym według mnie ROI [Return of Investment – przyp.red] – tłumaczy.
Engel zdaje sobie jednak sprawę, że przed nim wciąż daleka droga.
– Super high rollery są ekstremalnie trudne. Nie mam żadnych wątpliwości, że gracz taki jak Bryn Kenney jest ode mnie zdecydowanie lepszy. Pracuję nad tym, by pewnego dnia dojść na tak wysoki poziom.
Najlepszy przy każdym stole
Engel nie ma problemu z przyznaniem wyższości graczom uznawanym za karcianą elitę, ale zauważa również pewną ciekawą rzecz, która często umyka fanom pokera. Chodzi o to, że w większości przypadków żaden z pokerzystów grających w super high rollerach nie posiada 100% swoich akcji. Pokerowa ekonomia działa jednak w taki sposób, że sama możliwość gry w turnieju za 100.000$ dostarcza pokerzystom ogromne pokłady pewności siebie, jest niejako sukcesem samym w sobie.
– Samo uczestnictwo w tego typu eventach jest czymś nieprawdopodobnym. Jak rok do roku zbierać miliony dolarów, by móc w nich zagrać? Trzeba zdobyć u innych graczy szacunek, który przychodzi nie tylko dzięki rezultatom, ale przede wszystkim dzięki bardzo dobrej grze.
Engelowi, przyznajmy, bardzo dobra gra nie jest obca, ale zapytany o to, jak oceniłby swoje pokerowe umiejętności w skali od 1 do 100, odpowiada: – Bryn [Kenney] powiedział, że ocenia siebie na 99 punktów, a Dom [Dominik Nitsche] na 95. Powiedzmy, że swoje umiejętności oceniam na 86 punktów.
Urodzony w Toronto pokerzysta wciąż skupia się przede wszystkim na grze w turniejach, w których gracz oceniony na 86 punktów jest najlepszym pokerzystą na niemal każdym stole, przy którym siedzi.
– Jeśli wiedziałbym dokładnie, na czym polega przewaga graczy z super high rollerów, pracowałbym nad tym, by im dorównać. Do pewnego stopnia jednak to robię. Szlifuję swoją grę i staję się coraz lepszy. Powoli wspinam się na coraz to wyższe stawki i gram w coraz większej liczbie high rollerów. Ale rywalizacja na najwyższym pokerowym poziomie jest bardzo wymagająca – mówi Engel. – Z kolei wszelkiej maści main eventy mają bardzo różnorodne pule graczy i czasem czuję, że lepiej wykorzystuję swój czas skupiając się właśnie na nich. Dobrze mi się wiedzie w main eventach, a skoro tak, skupianie się na tych właśnie turniejach wydaje się jak najbardziej sensowne.
Co go odróżnia od najlepszych?
Kanadyjczyk wspomina o tzw. zasadzie Petera, która mówi, że w organizacji hierarchicznej każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji. Mówiąc inaczej – sukces na jednym poziomie wcale nie gwarantuje sukcesu na kolejnym.
– Ciągle mam w głowie tę zasadę. W pewnym sensie wyrządzam sobie krzywdę, ponieważ nie próbuję przez to za wszelką cenę dostać się na wyższe stawki i walczyć w super high rollerach – tłumaczy Engel. – Czasem mam problemy z pewnością siebie. Po wielkim zwycięstwie, owszem, odczuwam jej przypływ, ale nie do tego stopnia, by rzucić wszystko i natychmiastowo zapisać się do Super High Roller Bowl.
Co odróżnia najlepszych pokerzystów świata od Engela?
– Nie jestem pewien. Wprawdzie brzmi to bardzo głupio – mówię, że są ode mnie lepsi, a nie potrafię wytłumaczyć dlaczego – ale kiedy siedzisz przy stole z ośmioma naprawdę mocnymi pokerzystami, czujesz, jakbyś uczestniczył w kompletnie innej grze.
– Żeby rywalizować w super high rollerach, musisz być bardzo, bardzo czujny i ostry jak brzytwa. Każdy twój błąd może doprowadzić do zguby. W main eventach drobne błędy nie mają aż takiego znaczenia, natomiast w turniejach z wysokim wpisowym – i owszem. Nie możesz popełniać błędów, nie możesz posiadać żadnych luk ani słabości. W przeciwnym razie rywale skrzętnie to wykorzystają.
Droga do elity
Ari Engel zajął się na poważnie pokerem w 2004 roku. Przez lata zmieniały się techniki karcianej nauki, a proste narzędzia dostępne w początkowych latach pokera online zostały zastąpione różnego rodzaju solverami. Kanadyjczyk nie miał problemów z adaptacją do nowej rzeczywistości, jednak – jak sam przyznaje – wcale nie rezygnuje z bardziej tradycyjnych metod nauki.
– Uważam, że oglądanie streamów na żywo, za pośrednictwem Twicha czy PokerGO, jest bardzo pożyteczne – mówi Engel. – Myślę, że w trakcie całej swojej kariery, najwięcej nauczyłem się właśnie dzięki różnym filmom szkoleniowym czy oglądaniu transmisji z odkrytymi kartami. Przykładem, świetnym przykładem, niech będzie relacja z Super High Roller Bowl z komentarzem Nicka Schulmana – to najlepszy sposób na pokerową edukację. Doskonały gracz wyjaśnia swój proces myślowy, a także dzieli się analizą kolejnych rozdań. Można dzięki temu wynieść mnóstwo cennych informacji.
Na sam koniec Engel szkicuje drogę, którą musi pójść, by złapać najlepszych graczy na świecie.
– Muszę częściej pracować nad swoją grą przy użyciu solverów, muszę grać bardziej GTO [Game Theory Optimal – przyp.red]. Później, jeśli uda mi się uzyskać dobre rezultaty w turniejach z wysokim wpisowym, zbuduję pewność siebie, która pozwoli mi grać w nich regularnie. W swojej karierze rywalizowałem w sześciu czy siedmiu eventach za 25.000$ oraz One Dropie za 111.111$. W tych pierwszych dwa razy doszedłem do kasy i choć nie jest to może nic wielkiego, czuję, że radzę sobie również w grze z lepszymi pokerzystami. Mam nadzieję, że odniosę duży sukces, dzięki czemu wzrośnie nieco moja pewność siebie. To z kolei pozwoli mi na uczestnictwo w większej liczbie turniejów z wysokim wpisowym. Ale nie po to, by ścigać się w wyścigu o Gracza Roku, lecz po to, by być coraz lepszym i zobaczyć, czy potrafię pokonać najlepszych.