Nie od dziś uznawany jest za gracza z absolutnego topu, ale na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy awansował o kilka półek wyżej – na pozycję jednego z najpopularniejszych pokerzystów świata. Doug Polk, bo o nim mowa, należy obecnie do wąskiego grona głównych ambasadorów pokera i stoi w jednym szeregu z tuzami pokroju Daniela Negreanu, Phila Ivey czy Phila Hellmutha.
Kiedyś początkujący pokerzyści chcieli być jak Stu Ungar, Doyle Brunson czy Phil Hellmuth, później wielu inspirowała historia Chrisa Moneymakera, który wywołał pokerowy boom, skutecznie podtrzymany przez graczy pokroju Negreanu czy Iveya, a potem gwiazdy pokera online na czele z Tomem Dwanem bądź Victorem Blomem. Każdy z nich inspirował i inspiruje do dziś, ale wydaje się, że ostatnie miesiące należą do 29-letniego Douga Polka.
Trzeba przyznać, że całkiem zasłużenie. Wystarczy prosta wyliczanka – kilkanaście milionów dolarów zarobionych na pokerze, trzy bransoletki WSOP, status jednego z najlepszych graczy heads-up na świecie, 150 tysięcy subskrybentów kanału na Youtube, stały rozwój coachingowego imperium Upswing Poker. Ale to przecież nie wszystko. Podobać może się jego ponadprzeciętne poczucie humoru. Imponować może fakt, że w erze pokerzystów chowających się za okularami słonecznymi, zasłoniętych kapturami i nie mających zbyt wiele do powiedzenia, a z drugiej strony – graczy sponsorowanych przez poker roomy, często tańczących tak, jak im zagrają pracodawcy, Polk ma jasno określone, nierzadko kontrowersyjne zdanie i nie boi się strzelać słownymi pociskami w znanych i (mniej lub bardziej) lubianych. Wreszcie inspirować może jego droga na szczyt. Wszak zaczął jak wielu innych „szaraczków” próbujących swojego szczęścia w pokerze – od 20-dolarowego depozytu i grindowania najniższych stawek.
Grinder mikrostawek
Najpierw były lekcje szachów udzielane przez ojca. Uczeń szybko przerósł mistrza. Mając siedem czy osiem lat Doug bez problemu ogrywał swojego staruszka. „Myślę, że to właśnie dzięki tym szachowym pojedynkom jeden na jednego silnie grawitowałem później w stronę pokera heads-up” – mówił kilka lat temu w wywiadzie dla PokerNews. W końcu miłość do szachów nieco przygasła, pozostał za to zapał do gier strategicznych jako takich, a w szczególności – do dwóch pierwszych części StarCrafta i WarCrafta 3. Polk nie był jednak zainteresowany grą dla samej gry. On chciał wygrywać. „Nigdy nie interesował mnie tryb kampanii oferowany przez różne RTS-y (Real Time Strategy – przyp.red.)” – tłumaczył. „Zawsze chodziło o pokonanie rzeczywistego, siedzącego po drugiej stronie kabla przeciwnika”.
Wychodziło mu to bez zarzutu. Dowodem niech będzie kilkukrotny udział w turniejach World Cyber Games (WCG – stąd jego pokerowa ksywka „WCGRider”) rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych. To właśnie podczas jednego z takich turniejów Polk nauczył się od swoich kolegów zasad nowej gry – No Limit Texas Hold’em. Zaraz potem, gdzieś w okolicach amerykańskiego odpowiednika naszego liceum, Amerykanin wpłacił swoje pierwsze dwadzieścia dolarów na konto w PokerStars. Pierwsze i… wcale nie ostatnie. Na samym początku swojej kariery raz po raz tracił nerwy, wpadał w tilt i w kilka chwil roztrwaniał cały bankroll, grając zbyt wysokie stawki. Dopiero wtedy, gdy nauczył się panować nad emocjami i poczytał o zarządzaniu pokerowymi środkami, bankroll Polka zaczął mozolnie rosnąć. Teraz wydaje się to zabawne, ale jego droga na szczyt rozpoczęła się od najniższych możliwych stawek na stołach Full Ring i strategii, która, jak opowiadał w jednym z podcastów, polegała na wysokim podbijaniu mocnych rąk i limpowaniu z małymi parami celem trafienia seta. „Wtedy była to najlepsza możliwa strategia na mikrostawkach” – zapewniał.
Upłynęło jeszcze sporo wody, zanim Polk rozpoczął swoją wspinaczkę po coraz to wyższych stawkach na pokerowych softach. Najlepiej obrazuje to opublikowany przez Amerykanina post na popularnym forum „2+2”. Żali się w nim, że mimo wielu prób, tysięcy rozegranych rąk, używania programów trackujących i stałego dokształcania się, wciąż nie jest w stanie ruszyć z miejsca i wejść na wyższy poziom. Zaraz jednak dodaje, że kocha pokera i nie zamierza się poddawać – dlatego prosi użytkowników forum o pomoc.
Jeśli szukać pierwszego przełomowego momentu w pokerowej karierze Douga Polka, można wskazać właśnie na ów post z „2+2”. Niedługo potem poker nie był już jedynie grą, którą kocha, ale czymś więcej – grą, która stała się jego pomysłem na życie.
Babcia w Vegas
Na drugi przełomowy moment w pokerowej karierze Amerykanina nie trzeba było długo czekać. Po ukończeniu liceum dostał się na uniwersytet w Północnej Karolinie, ale słabe wyniki i brak większego zainteresowania nauką sprawiły, że jego przygoda z edukacją skończyła się już na pierwszym roku studiów. Choć, między Bogiem a prawdą, powód rezygnacji z college'u był jeszcze jeden – poker. Polk zdążył już wówczas zgromadzić kilkutysięczny bankroll i dojść do stawek 1$/2$, podjął więc kuszącą decyzję, że poświęci się grze w stu procentach. W tym celu przeniósł się do Las Vegas. Wybór niby oczywisty, ale główną przyczyną, dla której wybrał to miasto nie były wcale kasyna i multum pokerowych turniejów na żywo (wszak miał dopiero 19 lat, za mało, by móc grać w kasynach), tylko prosty fakt, że potrzebował zmiany otoczenia, a w stolicy Nevady mieszkała akurat jego babcia.
Przejście na zawodowstwo nie oznaczało bynajmniej, że w pokerowej karierze Polka wszystko zaczęło iść jak z płatka. Wręcz przeciwnie. Kryzys nadszedł, gdy Amerykanina dopadł paskudny downswing – wykresy pokazywały wówczas, że w pewnym okresie był około osiemdziesięciu (!!) buy inów poniżej EV. W dodatku ciągłymi niepowodzeniami kończyły się próby przejścia z gier Full Ring na 6-maxy. Na tych pierwszych był graczem przechodzącym przez ciężki okres, ale jednak wygrywającym, na tych drugich natomiast – graczem „break-even”, wychodzącym na zero. „Gry Full Ring grałem właśnie tak – jak gry Full Ring” – tłumaczył Polk w wywiadzie. „Natomiast 6-maxy, i w tym tkwił problem, rozgrywałem jak heads-upy. Zdecydowanie ciągnęło mnie do gier jeden na jednego”.
I tu – uwaga, niespodzianka – nadchodzi kolejny przełomowy moment. Pod koniec 2009 roku Doug Polk przeprofilował się na gracza heads-up. „Miałem do tych gier właściwą mentalność” – mówił w rozmowie z High Stakes Database. „Tam każda pula ma znaczenie, musisz walczyć o zwycięstwo, o zostanie mistrzem”.
„Skłamałbym, gdybym powiedział, że moje początki w heads-upie były trudne. Było dokładnie odwrotnie, niemal od pierwszego dnia dawałem czadu” – mówił potem.
Rzeczywiście, urodzony w Pasadenie pokerzysta w błyskawicznym tempie przechodził przez kolejne stawki, dochodząc w końcu, ledwie kilka miesięcy później, do NL10000. Idylla, prawda? Nie do końca. W 2011 roku Polk zastanawiał się nawet nad zakończeniem karcianej kariery. „Zepchnąłem wtedy pokera na dalszy plan i skupiłem się głównie na życiu prywatnym” – opowiadał portalowi PokerNews. „Wydawanie pieniędzy, nieprzykładanie się do selekcji gier, brak koncentracji i boom – w październiku tego roku byłem o włos od bankructwa”.
„Teraz brzmi to może śmiesznie, ale wówczas naprawdę myślałem o powrocie na uniwersytet. Postanowiłem podjąć decyzję – albo podchodzę do pokera na poważnie, albo czas wracać do prawdziwego świata”.
„WCGRider” o za mało
Na szczęście nie tylko dla siebie, ale również dla całego pokerowego światka, Polk dokonał, jak się niedługo później miało okazać, słusznego wyboru. Najpierw cofnął się o kilka dużych kroków, powracając na stosunkowo niski poziom NL100, lecz od tego momentu zmierzał już tylko i wyłącznie w jednym kierunku – na najwyższe możliwe stawki. Nie minęło wiele czasu, a Amerykanin pojedynkował się już z prawdziwą pokerową elitą – Viktorem „Isildur1” Blomem, Benem „Sauce1234” Sulskym czy Danem „jungleman12” Catesem.
I znów nie minęło wiele czasu, a jego umiejętności przy stołach dwuosobowych osiągnęły na tyle wysoki poziom, że zaczął nazywać siebie najlepszym na świecie pokerzystą w odmianie heads-up. Wprawdzie te szumne wypowiedzi zyskały mu tyleż samo zwolenników, co zadeklarowanych adwersarzy, ale ci drudzy musieli nieco spuścić z tonu, gdy w 2013 roku Polk zdecydowanie pokonał Bena „Sauce1234” Sulskiego, uważanego wówczas za pokerzystę numer jeden, w dodatku mogącego pochwalić się najwyższymi wygranymi przy stołach online w tymże roku. Zasady pojedynku były proste – piętnaście tysięcy rąk na stawkach 100$/200$, zwycięzca bierze całość wygranych pieniędzy, plus dodatkowych sto tysięcy dolarów. Jak zostało powiedziane, „WCGRider” nie tyle wygrał, co wręcz wdeptał swojego rywala w podłogę, a po rozegraniu ustalonej ilości rąk mógł dopisać do swojego bankrolla niemal 840 tysięcy dolarów.
„Jeśli chodzi o moją pokerową karierę, wygrana z Sulskym to osiągnięcie, z którego jestem szczególnie dumny” – komentował niedawno Polk. „Ben był wówczas uważany za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego, pokerzystę świata. Większość myślała zatem, że mnie ogra. Ale to ja wróciłem z tarczą. Wygrana dodała dużo wiarygodności moim wypowiedziom o tym, jak dobrym jestem pokerzystą. Poczułem dumę. Zaczynając od najniższych stawek online i stale doskonaląc swoje umiejętności, pokonałem w końcu jednego z najlepszych graczy. Była to bardzo satysfakcjonująca podróż.”
Ale podróż trwała dalej. Obrała jednak nieco inny kurs. Zyskując renomę jednego z najlepszych pokerzystów heads-upowych na świecie, Polkowi coraz trudniej było znaleźć chętnych do gry przeciwko niemu rywali. Natomiast garstka tych, którzy decydowali się podjąć rękawice, przedstawiała z reguły długi szereg warunków, które musiałyby zostać spełnione – po to, by pozycja wyjściowa Polka była możliwie najgorsza. „Brak zadowalającej akcji na stolikach online był powodem, dla którego zdecydowałem się na zmianę i przesunięcie punktu ciężkości na turnieje na żywo” – tłumaczył.
Ale nie był to powód jedyny. Drugi, wcale nie mniej ważny, miał związek z ambicjami Douga Polka. Nie chciał być znany wyłącznie jako „WCGRider”, tylko właśnie jako Doug Polk. Pieniądze już miał, przyszedł czas na sławę.
Pokerowy ambasador
Tak jak przejście na stoliki dwuosobowe przyszło Polkowi z dużą łatwością, tak rozpoczęcie kariery pokerzysty turniejowego okazało się być… jeszcze łatwiejsze. W pierwszym roku kariery gracza turniejowego, Amerykanin wygrał więcej pieniędzy niż niejeden solidny pokerzysta przez całe życie. Zatem wymieńmy – czwarte miejsce w High Rollerze na Aussie Millions (770.130$), drugie (112.044$) i trzecie (118.200$) miejsca w High Rollerach w Bellagio, piąte (602.910$) i pierwsze (1.648.350$) miejsca w turniejach z serii Summer High Roller w Bellagio, wreszcie zdobycie bransoletki World Series Of Poker w turnieju turbo no-limit z wpisowym wynoszącym tysiąc dolarów (251.969$). Nie najgorzej, prawda?
Że nie był to jedynie fartowny upswing, a rzeczywiste, potwierdzane przez lata umiejętności w każdej niemal odmianie pokera, niech świadczy ponad osiem milionów dolarów wygranych przez Polka w turniejach na żywo (a przecież doliczyć trzeba do tego również niemałe pieniądze wygrane w turniejach online). Wynik to tym bardziej godny podziwu, że Amerykanin nie jest bynajmniej najbardziej aktywnym pokerzystą na świecie, starannie selekcjonując turnieje, w których bierze udział. Jednym z takich był odbywający się w czerwcu tego roku High Roller for One Drop (z wpisowym 111.111$), będący częścią World Series Of Poker. Polk okazał się być najlepszy z grona 130 pokerzystów i po pokonaniu w heads-upie Bertranda „ElkY” Grospelliera zgarnął ponad trzy i pół miliona dolarów.
Dodatkowego smaczku całemu wydarzeniu dodały kręcone na bieżąco przez Amerykanina vlogi, które po każdym dniu turniejowym wrzucał na swój Youtube’owy kanał. Kanał, dodajmy od razu, cieszący się niesłabnącą popularnością, przewyższającą nawet konkurencyjne profile Daniela Negreanu, Aleca Torrelliego, Jamesa Staplesa, Kevina Martina czy Parkera „tonkaaap” Talbota.
Doug Polk nie jest już bowiem „jedynie” świetnym pokerzystą wygrywającym miliony dolarów, lecz kimś znacznie więcej – pokerowym ambasadorem. A przy okazji – jedną z największych gwiazd współczesnego Hold’ema, stałym bywalcem pokerowych programów i streamów, delegatem reprezentującym pokera na zewnątrz, choćby poprzez wywiady dla Forbesa czy LA Times.
A zawdzięcza to wszystko – oprócz, rzecz prosta, bogatej pokerowej kariery i wielkim umiejętnościom – swojej działalności w mediach społecznościowych. W stosunkowo krótkiej karierze youtubera, trwającej od czerwca ubiegłego roku, Amerykanin zdążył już zebrać niemal 150 tysięcy subskrybentów i 27 milionów wyświetleń. I trudno się dziwić – publikuje często i regularnie, a jego kanał zawiera dobrze dobraną mieszankę filmów mocnych merytorycznie, poza tym dowcipnych filmów z przymrużeniem oka i wszystkiego pomiędzy. Polk nie chowa również głowy w piasek i często potrafi wytaczać ciężkie działa przeciwko innym osobom/instytucjom z branży pokerowej. Dostało się już choćby Danielowi Negreanu, Tomowi Dwanowi, Luke’owi Schwartzowi, Jasonowi Mercierowi, Alecowi Torelliemu czy platformie PokerStars. „Mówię ludziom o pokerowym świecie w taki sposób, w jaki go widzę. Nie będę wobec kogoś miły tylko dlatego, że jest znany” – wyjaśniał Polk. „Kiedy mówię to, co mówię, jest to moja osobista, uczciwa opinia. Po prostu staram się mówić jak jest”.
Wielkie rzeczy
Choć Polk wciąż z powodzeniem radzi sobie przy karcianych stołach tak na żywo, jak i online, to granie samo w sobie zeszło w zestawie jego priorytetów na dalszy plan. Na czoło wysunęły się dwie inne, oczywiście wciąż związane z pokerem, sprawy – budowa swojej marki, głównie za pomocą mediów społecznościowych, a także założona w 2015 roku wespół z Ryanem Fee szkoła coachingowa Upswing Poker. Mimo sporej konkurencji, Upswing szybko zyskało sobie dużą popularność, a obecnie, dzięki zaawansowanym kursom poświęconym między innymi pokerowi turniejowemu czy grze heads-up i zwerbowaniu w swoje szeregi coachów będących jednocześnie topowymi graczami, uchodzi przez wielu za najlepszą na rynku. I choć nie brakuje również opinii, że wciąż jest spore pole do poprawy, to znając Polka, jego pracowitość i upartość w dążeniu do wcześniej wyznaczonych celów, Upswing Poker prędko wyrośnie na absolutnie czołową platformę coachingową.
„Większość celów, które stawiam przed sobą w obecnym momencie, mają za zadanie budowę mojej pokerowej marki” – mówił zaraz po zwycięstwie w One Dropie. „Codziennie wstaję rano i robię to, co kocham. Kocham pracę, kocham nowe wyzwania, kocham nowe osiągnięcia. Pracuję naprawdę ciężko, by pewnego dnia osiągnąć wielkie rzeczy”.
„Nie chcę być postrzegany jako „WCGRider” – mówił na początku 2014 roku. „Chcę być postrzegany jako Doug Polk”. Jak powiedział, tak zrobił. Cały Doug Polk.
Autorem tekstu jest nasz Czytelnik – Mateusz Marcola