Face to face with The Ace – Wszyscy jesteśmy gamblerami

3

Tych, którzy właśnie zaczęli toczyć pianę, że taki tytuł felietonu nie zwiastuje niczego dobrego w kontekście sławetnej walki o wizerunek pokera wobec smutnej jak aparycja Magdy Gwizdoń ustawy hazardowej, niniejszym uspokajam: taki tekst to „na deszczu łza” Dżemu. O wiele lepsze jest pisanie w zgodzie z sumieniem, niż stukanie palcami o parapet.

Kto z was nie ma w sobie pierwiastka hazardzisty, nich pierwszy rzuci żetonem. Zapewne wielu rozgrzewa już nadgarstki – pozwólcie jednak skończyć monolog. Zacznijmy od tego, że nie uważam pokera za grę hazardową. Wikidefinicje nie mogą stanowić prawidła, bo już na pierwszy rzut oka są niedoskonałe. Gdyby przyjąć, że hazardem rzeczywiście są wszystkie gry pieniężne, o wyniku których w większym lub mniejszym stopniu decyduje szczęście, szybko zapełnilibyśmy worek wszystkim, co pod ręką, z wietrznymi skokami narciarskimi na czele (gdzie nawet gdyby traktować je jako zawody freeroll – do wygrania są nagrody pieniężne, a metr na sekundę w plecy rzadko odpowiada sztywnym punktom rekompensaty).

Według mnie definicja bliska ideału to hazard rozumiany jak gra pieniężna, gdzie o wyniku szczęście decyduje w większym stopniu. Wówczas także pozostanie szerokie pole do dywagacji nad ewentualnym włączeniem pokera do tego zbioru, ale rozsądek będzie miał szansę zwyciężyć. A koniec końców zatriumfuje stara prawda, że to człowiek-jednostka swoim podejściem do gry decyduje o tym, czy uprawia właśnie hazard. No chyba, że skreśla sześć liczb w kolekturze lub łupie w chińczyka (tego z pionkami oczywiście) for rollz.

Gambling Man

Skoro twierdzę, że hazard definiuje sam gracz-hazardzista, to skąd tak ogólny tytuł tekstu? Bo wszyscy wyrośliśmy z nasion hazardu, ale gdy siewca siał, „jedno ziarno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo nie było głęboko w glebie, lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”.

Na początku kluczem zawsze jest dreszczyk emocji i największą frajdę generują rozdania, w których pojawia się wielki blef. Przeciwnik, który dużo pasuje, nie jest atrakcyjny dla początkujących, uzbrojonych w kieszonkowe i czteropak, graczy, bo przecież nie o konsekwencję czy oddsy tu chodzi , a o to, kto śmiać się będzie częściej. Znam wielu takich, którzy na tym etapie zatrzymują się na zawsze – o kartach przypominają sobie na wielkiej bani, a po pierwszym przegranym stacku, kolejny wsuwają w ciemno. Ziarna te z wolna trawi ptak, który je wydziobał.

Są gracze, którzy zdają sobie sprawę, że nauka i dyscyplina to czynniki warunkujące karciany sukces. Chyba, że wpadnie jackpot czy inny złoty strzał. Tacy pokerzyści przynajmniej raz w miesiącu robią rachunek sumienia i zaczynają wszystko od nowa, bo z worka cierpliwości szybciej ubywa, niż z worka wierności złożonym sobie obietnicom. Pomimo dobrych intencji i wzorowego planu startowego nadchodzi dzień, gdy żniwo zbiera hazard. Ziarno, które padło na skały, wschodzi i usycha na słońcu każdego dnia.

Są wreszcie tacy, którzy ewoluowali we wzorowy sposób i gdy dziś przychodzi do kart na poważnie, wyciągają swój żelazny skill i mindset. Osiągają większe lub mniejsze sukcesy, nauczyli się sterować swoim karcianym „ja”, ale hazard w ich duszy nie zginął, a został uśpiony. Po zakończeniu poważnej sesji gracze z tej grupy ochoczo przystają na osobliwe side-bety, zakładają się o totalne bzdury, z uśmiechem na ustach potrafią też śmieszny pieniądz postawić na czarne. For fun, z którego urośliśmy wszyscy.

Siewca

Żeby nie poddać się generalizacji totalnej przyjmijmy, że istnieje jeszcze wiele ziaren i warunków, w których wydają swe owoce. Na końcu są bezwiedni klikacze, rakeback prosi i zautomatyzowane semi-boty. Ale oni nie grają w pokera, oni po prostu siadają do pracy i zarabiają pieniądze na tym, co ludzie, którzy nie stali się zombie, zwykli nazywać grą w pokera.

A co stanowi o „rekreacyjności” gracza? Czy rekreacyjny gracz to ten, który nie gra zawodowo? Czy więc przegrywający reg jest graczem rekreacyjnym, bo ma inne źródło utrzymania, czy nie jest, bo nie podchodzi do gry jak do rozrywki (bo jak się można dobrze bawić konsekwentnie dostając baty?). Gdziekolwiek nie kończy się „rekreacyjność” graczy – takich jest bardzo dużo, bo od opracowywania oferty dla nich właśnie dzień pracy rozpoczynają dyrektorzy większości sieci gamblingowych. Pieniądze niedzielnych klikaczy mają największą wartość, bo choćby płynęły jak te łzy z pierwszego akapitu – razem dają rzęsiście sączący się, nieprzerwany strumień. Rekreacyjny gracz pozostanie przede wszystkim dawcą. Choćby wygrał satkę do SCOOPa i zrobił tam stół finałowy – najpewniej storbi znaczną część wygranej albo wypłaci ją, by w kolejnych latach wpłacić ją z powrotem.

Dziś mamy sytuację taką, że z graczem wygrywającym operatorzy robią to, co Manuel Ferrara z Brooklyn Lee. Jednym z priorytetowych celów włodarzy większości liczących się platform gry jest marginalizacja pozycji gracza regularnego/zawodowego, bo to jeden z milowych kroków w kierunku zanęcenia ławicy ryzykantów, którzy w sobotni wieczór nie wiedzą, co zrobić z pieniędzmi, gdy za oknem tak zimno. Tych, którzy krzykną, że dobry wędkarz zawsze złapie swojego suma, zapraszam na turniej do polskiego kasyna. Za duży podatek? No właśnie.

Za pięć lat ponad 50% turniejów będzie miało format hiper-turbo, niszowe gry znikną z niskich/średnich stawek, 50% stołów będzie anonimowych, panował będzie kompletny zakaz używania programów trackujących, a pokerowe lobby wygrzebywać będziemy po zamknięciu pierdyliarda okienek szybkiego siadania do super-rulety. Cztery stoły w secie to będzie max narzucony przez operatora.

Jackpot

Niektórzy z was gdzieś już słyszeli ten żałobny ton – to EjsBestia wołał na puszczy, że The Deal na PokerStars godzi w inteligencję graczy i stanowi zwyczajne złodziejstwo. Ostatnio głośno w mediach było o gościu, który, po upojeniu alkoholików dobrą gorzałką czy zapłaceniu czyjejś raty komorniczej, namawiał do sprzedaży mieszkań za bezcen, obiecując lokale zastępcze z niemieckimi świadczeniami socjalnymi i ekwiwalentem pieniężnym. PokerStars natomiast stworzył The Deal, by ograbić niedzielnych klikaczy z uzbieranych przez nich StarsCoins. Krzysztof P. twierdzi, że przy podpisywaniu dokumentów nikogo za rękę nie trzymał. Wielu z was uważa, że grający na rulecie The Deal mają swój rozum. Jeśli nie tu stawiać znak równości, to gdzie?

Siewca rozsiewa wiele ziaren, ale nosi je wiatr i nie sposób opędzić się od cwanego ptactwa. Gdy owoców będzie coraz mniej i będą one coraz mniejsze, siewca zacznie siać modyfikowane dziadostwo, którego owoce będą blade i bez smaku. A poker nie będzie już taki, jak kiedyś. Wówczas okaże się, że nie tylko ja jestem taki stary.

Przeczytaj również poprzedni artykuł autorstwa Ace'a Bestiniego!

Poprzedni artykułTCOOP 2017 – drugi mistrzowski tytuł dla Polaka!
Następny artykułOlomouc Poker Fever – 52 wejściówki rozdane!

3 KOMENTARZE

  1. JD i AB na jednym portalu to jest sztos, niech wróci jeszcze Fizol i reszta portali może się zamykać

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.