EPT Wiedeń

15

25 października, dzień wyczekiwany przeze mnie od wielu tygodni, czyli wylot do Wiednia na pierwszy w moim życiu turniej cyklu European Poker Tour. W podróż udaliśmy się parami, czyli ja z Pawciem, który jechał robić relację oraz Jager ze swoim bratem Sadamem, którego rola na wyjeździe nie do końca była sprecyzowana. Przy wejściu do samolotu spotkaliśmy jeszcze Górala i można było zapinać pasy!

Podróż trwała niestety zaledwie godzinę z kawałkiem. Niestety, gdyż na pokładzie rozrzuciliśmy szybką partyjkę tajczyka i okazało się, że skill braci Jaguścik w tą grę jest niższy od umiejętności psa Jacka Danielsa. 

Po dotarciu na miejsce, zameldowaliśmy się w całkiem przyjemnym, wiedeńskim Hiltonie i jedyne, co pozostało, to odliczać godziny do wielkiego debiutu.

Dzień 1

EPT Wiedeń zdecydowałem się rozpocząć w dniu 1A z dwóch względów: zdecydowanie mniejsza ilość prosów oraz fakt, iż mając na uwadze walkę o zwycięstwo, miałem przed sobą całodniowy odpoczynek podczas dnia 1B.

Po wejściu na salę podszedł do mnie Pawcio i oznajmił, że za przeciwnika będę miał Arnaud Matterna. Po podejściu do stolika okazało się, że oprócz Team PokerStars PRO, przyjdzie mi również rywalizować z drugim, wyśmienitym Francuzem, Nicolas Levi oraz uczestnikiem stołu finałowego na EPT Snowfest, Rumunem, Alainem Medesanem. Pomyślałem sobie: "co tam", jak mam wygrać to i tak muszę pokonać wszystkich!

Grę z przytupem rozpoczął od razu Mattern, raise`ując mnóstwo rąk. Dosyć szybko zlokalizowałem najsłabszego gracza przy stole, a był nim starszy (na oko 50-letni) Rosjanin. Fakt, iż nie uznałem siebie za najsłabszego gracza był dla mnie mocno budujący! To właśnie z tym graczem odnotowałem pierwszą, wygraną rękę, gdy z późnej pozycji podbiłem z 7 3 (byłem ostatnim graczem przy stole, który jeszcze nic nie zagrał, więc trzeba było w końcu coś wrzucić za linię) i zostałem przebity przez Rosjanina z buttona. Facet miał to doKwit rejestracyjny siebie, że mnóstwo 3-betował, ale jak nie trafiał flopa, to natychmiast przechodził w tryb pasywny. Flopa nie pamiętam, ale obaj zaczekaliśmy, w związku z czym na turnie postanowiłem zagrać jako pierwszy, co wystarczyło do wygrania puli. 

Po pokerowych otrzęsinach z rozdania powyżej, starałem się od początku wywierać presję na większości stołu, unikając bezpośrednich starć z Matternem oraz Levi. To właśnie z tym drugim odniosłem pierwszą porażkę, gdy moje 7 7 przegrało z J T Francuza. Na boardzie T 3 2 9 betowałem swoją parę na obu ulicach, a na riverze w postaci 3 obaj odstukaliśmy check.   

Po upływie kilkudziesięciu minut, doszło do najważniejszego dla mnie rozdania w tej fazie turnieju. Na drugim poziomie blindów (75/150), doszło do podbicia z MP do 400 i jednego calla. Gracz, który zapoczątkował akcję już dwukrotnie pasował do 3-betów, więc postanowiłem zaatakować za 1.600 z SB z 8 7 . Obaj panowie zdecydowali się na call i obejrzeliśmy flopa 6 5 2 . Jako agresor preflop, kontynuowałem betowanie za 2.700 i doczekałem się jedynie sprawdzenia od drugiego gracza (Tutaj mógł mieć miejsce pierwszy test, czy jestem w stanie grać swoją grę, czy jestem sparaliżowany rangą turnieju. Postanowiłem, że jeśli któryś z graczy mnie przebije, to zagram all in, mając spore szanse na wyrzucenie przeciwnika z gry, a jeśli dostane call to zawsze pozostanie mi mój open ended draw do strita. Do takiej sytuacji nie doszło, a ciekawe czy rzeczywiście odważyłbym się postawić na szali swoje życie turniejowe w debiucie na EPT już na drugim poziomie blindów). Na turnie, dzięki 4 , skompletowałem strita, a że board był scary, to zaczekałem swoją "overparę". Rywal od razu zagrał za 5.000, a ja po dłuższym namyśle i udawaniu, że liczę pulę itp. oznajmiłem all in za około 20.000! Austriak zamarł w głębokim zastanowieniu. Ja natomiast tak się wewnętrznie trzęsłem, nie mogąc się doczekać calla, że aż poczułem porządny ból w kręgosłupie i gdyby namysł rywala trwał jeszcze z 2 – 3 minuty, to nie wiem, czy nie skończyłoby się jakimś zawyciem z bólu! Zniesmaczony przeciwnik ostatecznie spasował, a ja wskoczyłem na 40.000!

Niewiele później nasz stolik został niestety rozwiązany, czego bardzo żałowałem, bo zacząłem się przy nim czuć jak ryba w wodzie. Na nowym miejscu spotkałem dwie znane twarze – Dominika Nitsche (1 m-ce na LAPT Mar de Plata oraz 2 m-ce na WPT Marrakech) oraz Atanasa Gueorguieva (1 m-ce na All Time Money List w Bułgarii). Wydarzyły się tam dwie rzeczy – gra przestała mi się kompletnie układać (od początku turnieju byłem niemalże card dead, a nowy stół był pełen calling station i ciężko było wyrzucać ludzi z rozdań) oraz odniosłem fatalne wrażenie związane z grą Nitsche. Niemiec zaprezentował mnóstwo tragicznych rozdań, blefując w oczywisty sposób, a następnie dziwił się, że ludzie go sprawdzają. 

Nie było mi dane posiedzieć za długo w nowej lokalizacji, gdy po raz kolejny zostaliśmy rozsadzeni. Kolejny stół to późniejszy finalista, Czech, Martin Hruby oraz jakiś aggro-donk z Francji, który 3 lub 4-betował any two i niemalże nigdy nie odpuszczał! Stolik ten opuściłem konkretnie uszczuplony, bo z jakimiś 16.000. Moje żetony oddałem 4-betując Hrubego z 6 3 i następnie pasując po tym jak zostałem postawiony na all inie (jak się później okazało, czeski Team PokerStars PRO był mega murem, co nie przeszkodziło mu All in z J 6dotrzeć do stołu finałowego). Nie udały mi się również dwa rozdania z agresywnym Francuzem i tak oto stałem się pół-shortem. 

Ostatni, czwarty stół w dniu 1A był dosyć osobliwy. Siedziały przy nim same shorty i poziom gry był wręcz fatalny. Strasznie żałowałem, że nie miałem za bardzo czym przy nim wojować. Spędziłem tam ostatnie trzy levele gry i mocno się napociłem, aby awansować do dnia 2 EPT Wiedeń. W jednym momencie znalazłem się nawet na all inie z J 6 , po tym jak podbiłem z buttona i zostałem przebity do 1.500 przez BB. Przypomniałem sobie wówczas słowa Obywatela_g, że na EPT nie można pokazać słabości, bo zawsze będą nami pomiatać, więc szybko odwinąłem się all inem za 13.000, czym zmusiłem rywala do foldu. Balansując w granicach 10.000 – 18.000, nareszcie nadeszło rozdanie, gdy z wczesnej pozycji na podbicie zdecydował się Włoch, a ja na SB znalazłem J J i zagrałem all ina za jakieś 12.000. Włoch nieco pomyślał i ostatecznie sprawdził z A 7 . Żeby nie było za lekko, to na turnie na stole znalazły się dwa piki, ale koniec końców podwoiłem się do 28.000. Przez resztę dnia 1A starałem się przynajmniej raz na kółko kraść blindy i utrzymywać stack w okolicach 30.000. Wychodziło mi to średnio, bo do ostatniego ważnego rozdania przystąpiłem z 22.000. Wszystko zaczęło się od podbicia z UTG do 2.500 i przebicia od MP do 5.500. Gdy akcja doszła do mnie, znalazłem w swoich kartach A K i po raz kolejny zagrałem all in! UTG szybko spasowało, a gracz na MP zaczął proces myślowy. Do końca gry pozostawało wówczas tylko 15 minut, w związku z czym miałem już zamówione pierwsze tego dnia piwko. Chwyciłem je więc w rękę i dosyć sugestywnie odchyliłem się do tyłu sugerując siłę (czasem ludzie odbierają to przecież na opak). Gość ostatecznie wyrzucił odkryte A J , a ja zgarnąłem niezły zastrzyk żetonów i zakończyłem dzień 1A ze stackiem 32.900.

Stan posiadania nie rozpieszczał, ale jednocześnie nie stawiał mnie w beznadziejnej sytuacji. Ja sam byłem z siebie całkiem zadowolony, bo przez większość dnia miałem naprawdę kiepskie ręce, a jednocześnie udawało mi się utrzymywać stack na w miarę zadowalającym poziomie. Niestety odnalazłem w swojej grze także kilka błędów, ale kto z nas ich nie popełnia…

Jeszcze jedną ciekawą statystyką z mojego dnia 1A na EPT Wiedeń był fakt, iż miałem tego dnia około 20 par w rewirach 3 – T i nie udało mi się złapać nawet jednego seta! 

Dzień 2

Na kolejny dzień rozgrywki udałem się pełen nadziei! Okazało się, że za sąsiada miałem Jacka Ładnego, a pośród rywali znalazło się trzech Rumunów. 

W miarę szybko dostałem K K , które podbiłem i dostałem call od Rumuna z dużym stackiem (rozdanie wcześniej ukradłem mu blinda). Na boardzie pojawiły się jakieś blotki i dwa piki. Przeciwnik zagrał check/call i na turnie na stole pojawiła się chyba najgorsza możliwa karta, bo A , po której obaj zaczekaliśmy. Ostatnią kartą okazała się być jakaś blota, ale czwarty pik, co dało mi nutsa. Rumun zaczekał, a ja zagrałem za trochę mniej niż pół puli (6.500) i zostałem sprawdzony, dzięki czemu wskoczyłem w okolice 50.000.

Moje życie turniejowe trwało niewiele dłużej… Pod koniec pierwszego levelu dnia 2 znalazłem u siebie najpierw 9 8 i ukradłem blindy. Od razu w następnym rozdaniu dostałem 9 7 i mój raise został sprawdzony, a następnie odpuściłem pulę po grubym becie rywala z SB na flopie T T 5 . Trzecie rozdanie z rzędu to kolejny raise do 2.700 z mojej strony z K K . Tym razem na call zdecydowali się obaj dżentelmeni z blindów. Na flopie złapałem mojego pierwszego na EPT Wiedeń seta, bo na stole znalazły się A K 7 . Blindy odstukały checki, a ja zagrałem za 5.100 i zostałem sprawdzony tylko przez BB. Turn to Q i ponowny check ze strony Fina. W puli leżało wówczas około 20.000. Mając na uwadze draw do koloru oraz częste, błędne ocenianie overbetów oznajmiłem all in za 31.000. Mina mi nieco zrzedła, gdy gość od razu krzyknął call i odwrócił J T !!! River nie paruje i żegnam się z turniejem…   

Dajbanana turystą

Po odpadnięciu z turnieju udałem się na pocieszające piwko w hotelowym lobby, a następnie doHalupczok wymięka!!! pokoju, aby przyszykować się na przyjazd mojej konkubiny, która w kolejnych czterech dniach pobytu zgotowała mi konkretne zwiedzanie Wiednia.

Wydaje mi się, że zobaczyłem, wszystkie ważniejsze zabytki tego miasta i muszę przyznać, że jest ono bardzo sympatyczne. Jako miejsce kompletnie nienaruszone przez wojnę, pełno tam przepięknych budynków, a na szczególną uwagę zasługują budowle autorstwa Friedensreicha Hundertwassera. Gość był artystą, który również podjął się paru dzieł architektonicznych (w Wiedniu są to: Dom Hundertwassera, Dom KunstHaus oraz spalarnia śmieci). Przez wielu nazywany jest on austriackim Gaudim. Polecam!!!

Jeśli chodzi o organizację zwiedzania w Wiedniu, to jest ona bardzo prosta. W kilkudziesięciu miejscach dostępne są automatyczne wypożyczalnie rowerów miejskich. Po wcześniejszej rejestracji, maszyny identyfikują nas przy użyciu karty kredytowej. Pierwsza godzina wypożyczenia jest darmowa, a każda kolejna kosztuje 1 EUR więcej. Oczywiście można po prostu dojechać do celu, rower odstawić, pozwiedzać i ponownie wypożyczyć bicykl na pierwszą, darmową godzinę. Oj przydałoby się coś takiego w naszym kraju! 

Dalsze plany

Jeśli chodzi o plany pokerowe, to do wczoraj takowych nie miałem. Zagrałem już w tym roku UKIPT Nottingham, UKIPT Dublin oraz EPT Wiedeń. Jak dla takiego pół-amatora jak ja, to i tak było aż nadto!

Los chciał, że wczorajszy wieczór sprawił mi bardzo miłą niespodziankę. Otóż udało mi się wygrać pakiet na grudniowy UKIPT Galway!!! Turniej z wpisowym €1.000 rozegrany zostanie w Irlandii w dniach 2 – 5 grudnia, więc już za miesiąc znowu powalczę o ciekawe nagrody. Będzie to pierwszy turniej drugiego sezonu cyklu UK & Ireland Poker Tour. Obecnie plan mam taki, żeby zaliczyć wszystkie turnieje UKIPT nadchodzącego sezonu i zobaczyć, co się z tego wykluje.

Do usłyszenia zapewne po UKIPT Galway!    

Poprzedni artykułNiesamowita pokerowa reklama
Następny artykułWSOP Main Event – November Nine powraca do stołu

15 KOMENTARZE

  1. Hej, widze ze fiszunia czyta ten blog wiec mam do niego pytanie:) czy dobil juz do bankrolla o ktory sie zalozyl w tamtym roku ? bo nigdzie cie kolego nie widac ;-/

    pozdrawiam!

  2. “Oczywiście można po prostu dojechać do celu, rower odstawić, pozwiedzać i ponownie wypożyczyć bicykl na pierwszą, darmową godzinę.”no i wiadomo ze Polak pojechal za granice 😉

  3. @RadoWiadomo, że przyjemniej opisuje się wygrane ręce ;PA przegrane nie były jakieś spektakularne. Raczej konsekwentnie po trochu oddawałem, stąd brak opisów, bo takich rozdań, gdzie oddajesz po kilka tysięcy na wyższych blindach jest jak wiadomo mnóstwo.

  4. Ciekawy wpis, interesujące te pierwsze przeżycia. Tak patrzę, że bardzo często twój stack spadał w “niewyjaśnionych okolicznościach” 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.