Dokładnie 27 listopada otrzymałem maila od redaktora naczelnego PokerTexas.pl, w którym zostałem poinformowany, że mam wypełnić wniosek o akredytację na European Poker Tour w Pradze ? jadę pisać z niego relację. Co ciekawe, współpracę z PokerTexas.pl podjąłem zaledwie tydzień wcześniej?
By dokładnie zobrazować skalę ?problemu? przed jakim stanąłem, muszę się przyznać, że dotychczasowy mój kontakt z pokerem był stricte towarzyski. Grałem od święta ze znajomymi i rodziną, nigdy nie startowałem w żadnym turnieju (ani live ani online), nigdy nie byłem w kasynie, nigdy nie grałem na stołach cashowych? Jak by tego było mało również nie posiadałem żadnego doświadczenia dziennikarskiego. Więc w dwa tygodnie musiałem nadrobić naprawdę spore zaległości.
Po czternastu dniach próbowania nauczenia się jak najwięcej na temat gwiazd europejskiego Texas Holdem i samego cyklu EPT, ruszyłem w kierunku Czech. Ku mej radości udało mi się przekonać do wyjazdu mego przyjaciela ? Macieja Nowaczyka, który jest studentem fotografii w Łódzkiej Szkole Filmowej. To rozwiązywało problem zdjęć. Monotonię podróży, którą zdecydowaliśmy się pokonać za pomocą bordowej machiny o nazwie Multipla, urozmaicała nam nasza koleżanka, za pomocą repertuaru sprośnych piosenek. Zasób ich nie był zbyt duży, ale za to soczysty ;).
Smutniej zrobiło się gdy Madzia nas opuściła w okolicach Opola. Do Pragi dotarliśmy późnym wieczorem w niedzielę. Następnego dnia rozpoczynał się turniej.
Wzorowa organizacja
Wydarzenia miały się rozpocząć punktualnie o 12. Przybyliśmy do hotelu Hilton czterdzieści minut wcześniej by zobaczyć jak to wszystko wygląda. Szybko odebraliśmy akredytacje i zapoznaliśmy się z warunkami. Na szczęście organizacja turnieju stała na bardzo wysokim poziomie. Łatwo było się we wszystkim zorientować i przygotować do rozpoczęcia pracy. W tym miejscu ukłony należą się pani Madelaine Harper, odpowiedzialnej za obsługę prasy. Była niezmiernie pomocna i miła, szczególnie dla nas ? kompletnych debiutantów. Zresztą trzeba podkreślić, że wszyscy dziennikarze z wielu krajów, dobrze się znali, byli przyjacielscy i nie widać było żadnych objaw rywalizacji. Wszyscy pracowali dla wspólnej sprawy ? propagowania pokera.
Zaraz po rozpoczęciu turnieju na salę wpadł, jedyny znany mi wcześniej polski pokerzysta, Góral. Szybko pokazał mi na kogo powinienem zwrócić szczególną uwagę i wskazał jedynego grającego w poniedziałek Polaka – ManYaca.
I tu dopisało mi niezmierne szczęście. ManYac okazał się bohaterem dnia. Z każdą godziną się rozkręcał i gromadził coraz więcej żetonów, a ja miałem o czym pisać ;).
Po jedenastu godzinach biegania z Sali do pressroomu dziękowałem Bogu i organizatorom, że umieścili je w miarę blisko siebie. A, jak słyszałem, nie zawsze tak było.
Wiele się dzieje
Drugi dzień miał pokazać walkę pozostałych pięciu Polaków. Z organizacyjnego punktu widzenia przekaz ten był dość skomplikowany. Ponad 250 graczy, każdy z naszych na innym stole, a do tego trzeba być na bieżąco z wynikami gwiazd. A jakby tego było mało, to jeszcze musiałem pilnować swojego fotografa, którego na fotograficzne pokuszenie wabiły co ładniejsze krupierki i fanki pokera. Na początku swoją uwagę skupiłem na stole Górala, gdzie zebrała się skandynawska, mocna grupa pod wezwaniem wysokich stawek. Od czasu do czasu zaglądałem zobaczyć jak idzie pozostałym Polakom, którzy również nie narzekali na poziom przeciwników. Tego dnia pożegnaliśmy Krawca, Żelika i Górala.
Nim jeszcze zdążyłem się zorientować na kogo z graczy warto zwrócić uwagę pod względem pokerowym, moje zainteresowanie wzbudziły inne, oryginalne rzeczy? Na przykład przyciski do żetonów. Można było podziwiać małą drużynę piłkarską, figurkę skorpiona, mini kapliczkę a nawet opakowanie tabletek przeciwbólowych ;). Przykuwało też uwagę podejście zawodników do turnieju. Rozrzut był duży. Od niezmiernie profesjonalnego po kompletny luz, który objawiał się na przykład czytaniem gazety podczas gry, piciem piwa czy korzystaniem z tajskiego masażu. Chociaż może ten ostatni przykład nie jest najlepszy bo największy fan Tajek ? Markus Golser dotarł do finałowego stołu!
Dzień trzeci miał stać pod znakiem dalszej walki ManYaca o pozycję chipleadera i nadziei dwóch pozostałych Polaków na dobry wynik. Niestety stało się inaczej. Ta nieprzyjemna sytuacja musiała wpłynąć również na sposób relacji. Trzeba było zacząć poszukiwania nowych bohaterów. Tym bardziej, że uznane gwiazdy europejskiego pokera odpadały jeszcze szybciej niż nasi reprezentanci. W ten sposób można było łatwo się przekonać, że pokerzyści to sympatyczni, mili, otwarci ludzie, zupełnie inni niż to widnieje w stereotypach. Z każdym można było pogadać.
Polski sukces
Czwartek to ostra walka o finałowy stół. Brak udziału na tym etapie Polaków w main evencie zrekompensował Łukasz Wasek, który świetnie poczynał sobie w side evencie. Warto było obserwować jego poczynania, bo przy jego stole zawsze się dużo działo. Brak znajomości angielskiego nie przeszkadzał Łukaszowi w długich konwersacjach z przeciwnikami. Dokładał do tego bogatą mowę ciała i głośne okrzyki co wzbudzało powszechne zainteresowanie. Finał zmagań, obserwowany przez mocną grupę polaków, zakończył się niezwykle pozytywnie. Ostatnia czwórka pozostała w grze zdecydowała o podziale nagród według ilości żetonów w momencie zakończenia gry. W negocjacjach dotyczących podziału pieniędzy pomógł Łukaszowi Góral, co niewątpliwie przyczyniło się do uzyskania pokaźnej sumy 31 000 euro.
Wielki Finał
Wreszcie przyszedł czas na finał, który rozpoczynał się o godzinie 15 w piątek. Przebieg decydującej rozgrywki był dość zaskakujący. Chipleader odpadł jako pierwszy. Następny zagrożony ? Juha Lauttamus, odnalazł w sobie duszę terminatora i zaczął eliminować kolejnych przeciwników. Kiedy wszyscy go zaczęli typować do Heads up ? szybko odpadł. Inny z faworytów ? Kristian Kjondal, mający duże wsparcie wśród licznej, skandynawskiej prasy przegrał z 47-letnim Włochem, który na co dzień zajmuje się handlem antykami. Zresztą nie da się ukryć, że Gino Alacqua, mimo, że w finale przegrał z Arnaudem Matternem, zrobił prawdziwą furorę. Miły, grzeczny, otwarty na rozmowę, szanujący przeciwnika, był żywą, pozytywną reklamą pokera. Tym bardziej, że gra dopiero od osiemnastu miesięcy. A to działa na wyobraźnię. Pokazuje, że poker daje szansę każdemu i w każdym momencie. Wystarczy chcieć.
I wraz z ostatnim rozstrzygnięciem przyszedł koniec mojej, blisko tygodniowej, wizyty w stolicy Czech. Było to niesamowite doświadczenie. Poznałem wielu bardzo sympatycznych, nowych ludzi. Wiele się nauczyłem i poznałem świat pokera od tej drugiej strony. I muszę przyznać, że to niesamowicie wciąga. Wystarczy spojrzeć na Macieja ? fotografa. Gdy przyjeżdżał do Pragi nie wiedział nawet co to jest strit. Wyjeżdżał jako zapalony gracz Texas Holdem online ;). Z niecierpliwością czekam na następny turniej, który dane mi będzie relacjonować.
Sory, jak wszedłem w tekst drugi raz to było widać tylko pierwszy post, to myślałem, że mój wywaliłeś. Jeszcze raz przepraszam.
Takiej redakcji to nawet “Fakty” i “Telexpress” razem wzięte nie mają 🙂 Good job Maciek!
Gratki za relację i powodzenia przy następnych! No cóż, ma Pawcio rękę do ludzi 😉
Jaki wywalony post? Nie wiem o czym piszesz bo nic nie usuwałem.
jak już wywaliłeś mój post to przynajmniej popraw błędy, na które zwróciłem uwagę….
nie to, że się czepiam ale Polak to się pisze z wielkiej litery;-)
nie to, że się czepiam ale te “przyciski do żetonów” to chyba chodzi o tzw card protectory, czyli coś co ma pokazać dealerowi i innym graczom, że nie foldujemy kart? poza tym dobry debiut i powodzenia w przyszłych relacjach.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.