Sierpień, wakacje, sezon urlopowy, idealne warunki na stracenie dziewictwa. Zostałem rozprawiczony pokerowo, ponieważ to był mój pierwszy raz jeśli chodzi o miesiąc na minus w 2014 roku. Początek był nawet obiecujący, bo szybko wskoczyłem na plus 100$, a potem już z górki. Dzień w dzień po równi pochyłej. W kilka dni mój bankroll został uszczuplony o 42 buyiny (420$).
Słabe było to, że nie mogłem zrobic sobie kilku dni przerwy. To znaczy mogłem, ale nie chciałem, bo zależało mi na utrzymaniu statusu (goldstar). Jako, że pierwszą połowę miesiąca urlopowałem się i między innymi przebywałem w miejscu bez zasięgu internetu (działka w lesie), to potem nie mogłem robić dnia wolnego od pokera. To znaczy mogłem, ale obiektywnie patrząc na to jak się sprawy mają, na moją grę, na rozdania, w większości sytuacji nie miałem sobie nic do zarzucenia. Z tych 42 buyinów, może 5-6 dało się uratować i wrzuciłem je preflop allin będąc z tyłu (lekko), mówimy tu oczywiście o omaszce hi/lo no limit. Zdarzyło się, że przeciwnik w puli ponad 200BB trafia na river jedynego outa, dobierając do pokera i łamiąc mój kolor na asie. Zdarzyło się, że przeciwnik dobrał na river do karety. Cóż zdarza się.
Pilnuję się, by nagromadzenie takich niefortunnych zdarzeń (w bardzo krótkim czasie) nie wpływało na moją grę. Przypominam sobie na przykład słowa Doyle'a Brunson'a, że gdy przydarza mu się znaczący bad beat, to przez kilka, kilkanaście rozdań gra bardzo, bardzo tight. Gdy ja dostaję po dupie i w „brutalny” sposób tracę kolejny buyin, a na podjęcie czeka następna decyzja i kusi, by wrzucić allina, choć wiadomo, że jest się z tyłu, to wtedy myślę sobie: „Co by zrobił Doyle?”. Wrzuciłby tu Doyle allina, czy poczekał na lepszą rękę, nawet ciut lepszą, choć trochę bardziej suited, odrobinę bardziej connected, z oczko wyższym kickerem. Takie myślenie mi pomaga.
W dwóch ostatnich sierpniowych sesjach powiało u mnie optymizmem i podsumowując miesiąc zakończyłem stratą 163$. Przy okazji utrzymałem goldstara, wymęczyłem 5100 FPP i całość zajęła mi 50 godzin. Plany na wrzesień to dalej grinduję omahę hi/lo no limit i utrzymuję goldstara.
Szkoda, że pokerstars wycofał się z kilku promocji, które obowiązywały w latach ubiegłych. Od dawna nie ma już reload bonusów, nie odbyły się mistrzostwa dla blogerów, a dodatkowo znacząco obcięto pule we freerollu, w którym co miesią gram (z 30k$ do 10k$). Zamiast tego dano graczom codzienne wyzwania i misje tygodniowe.
Zapewne te akcje marketingowe nastawione są na zainteresowanie i przyciągnięcie nowych graczy do pokera, bo powiedzmy sobie szczerze, że jak ktoś zaczyna przygodę z grą, to co go obchodzą reload bonusy, mistrzostwa dla blogerów i freerolle, do których jednak trzeba zdobyć 100 VPP, żeby zagrać. Bardzo możliwe, że ten nowy marketing wyjdzie na dobre graczom regularnym, dzięki napływowi rybek.
Co do zdjęcia tytułowego. Nie jestem fanem siatkówki, nie przepadam za oglądaniem, ale pograć lubię, choć umiejętności mi brak. Dostałem w prezencie bilet na mecz otwarcia na stadione narodowym (Polska-Serbia). Poszedłem i stwierdzam, że doping ocierał się o żenadę. Spiker zwracał się do publiczność: „kochani” i kadził jej, że są najlepszymi kibicami na świecie. A żenujące było, że ta „najlepsza” publiczność gwizdała gdy serwowali Serbowie. Na trybunach naliczyłem może z 5 flag serbskich, więc na doping swoich, nie mieli co liczyć. Nie rozumiem, po co gwizdać na serwującego zawodnika drużyny, którą i tak gnietliśmy sportowo w tym meczu. Myślę, że jako gospodarze i najlepsza publiczność powinniśmy także trochę wspierać Serbów, a przynajmniej im nie przeszkadzać. Kiedy nie ma kibiców drużyny przyjezdnej, prowadzących zorganizowany doping, to takie zachowanie jest festyniarskie i niegodne gospodarzy turnieju. Także w mojej ocenie atmosfera była do dupy, a o grze się za dużo nie wypowiem, bo siedziałem na koronie stadionu i ledwo boisko widziałem, nie mówiąc o piłce 🙂
Dałem + , ale co do gwizdania na przyjezdnych to się z Tobą nie zgadzam. Gramy u siebie i kibice pomagają ze wszystkich sił, również w deprymowaniu przeciwnika. Chyba nie myślisz, że jak pojedziesz do Serbii to tamtejsi kibice nie będą przeszkadzać naszym siatkarzom… to jest sport, tu trzeba mieć jaja ze stali
Jeżeli gralibyśmy z Serbią u siebie, a potem na wyjeździe – to się z Tobą zgadzam, że jeżeli ogólnie na świecie w siatkówce jest przyjęte, że można gwizdać, buczeć przy serwisie przeciwnika – to niech sobie fani buczą i gwiżdżą, na zasadzie my w Polsce deprymujemy Serbów, a Serbowie u siebie deprymują Polaków. Tylko, że tu sytuacja jest o tyle inna, że jesteśmy gospodarzami turnieju i wszystkie mecze gramy u siebie.
Nie wiem jak to jest w siatkówce i czy takie buczenie przy serwisie bardzo przeszkadza. Pewnie trochę przeszkadza, ale pewnie nie tak bardzo jak np. w tenisie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.