W dzisiejszych czasach na forum publicznym należy sumiennie dobierać słowa i wyważać wypowiedzi z zegarmistrzowską precyzją. Duma bowiem zrobiła się wyjątkowo wrażliwa, uszy społeczeństwa – nazbyt czujne. A prawnicy tylko czekają na kolejne powołania.
Dyrektor wykonawczy World Series of Poker Ty Stewart od dłuższego czasu, dzień w dzień, oskarżany jest w mediach społecznościowych o przywłaszczenie pieniędzy – części wpisowych do seniorskich eventów WSOP. Te miały być przekazywane na cele charytatywne. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale Stewart wcale nie straszy i nie grozi. Dlaczego?
Oskarżenia wytacza „Oklahoma” Johnny Hale. To człowiek-legenda: weteran II wojny światowej i wojny w Wietnamie. A także jeden z największych animatorów pokerowych na przestrzeni ośmiu (sic!) dekad. Gdy „Oklahoma” Johnny uczył się pokera, mama Doyle’a Brunsona przygotowywała mu wyprawkę do pierwszej klasy. Gdy Hale rzucał biznes i przechodził na pokerowe semi-zawodowstwo, Doyle wciąż rozpamiętywał swoją niespełnioną przyszłość w Minneapolis Lakers.
Potem „Oklahoma” poznał Benny’ego Biniona i razem stworzyli brand World Series of Poker. Wówczas Doyle był już w ścisłej czołówce najlepszych. On, „Amarillo” Slim Preston, Crandall Addington, Bob Hooks, Bobby Hoff, Billy Boyd, Johnny Moss, Carl McKelvey… – wszyscy najlepsi “road gamblers” lat sześćdziesiątych dali się namówić na grę w wielkim turnieju o wielkie pieniądze. I tak się wszystko zaczęło.
Johnny Hale nigdy nie zdobył bransoletki World Series. Raz był drugi, pięciokrotnie trzeci. W 1980 roku otrzymał specjalną nagrodę WSOP „Best Overall Player”. Nigdy jednak nie był prosem pełną gębą. Spełniał się natomiast jako kreator, animator, organizator i twórca. W latach osiemdziesiątych zainicjował rozgrywanie turniejów dla pokerowych seniorów. Tworzył m.in. The Seniors V’ World Championship of Poker i Annual Seniors Championship of Poker, potem zainicjował powstanie Seniors Poker Hall of Fame.
Najpewniej wszystko sankcjonował z Bennym Binionem na zasadach dżentelmeńskich umów, co potem respektowały dzieci Benny’ego – Jack i Becky. W 2001 roku event seniorski zagościł na World Series of Poker, a część wpisowego miała być przekazywana na rzecz bliskich ofiar wojen. A potem nadszedł pokerowy boom, konieczność dokumentowania czegokolwiek, większe wymagania w zakresie transparentności. Jack Effel i Ty Stewart zwiastowali nowe – świat kwitów i świstków, którymi Johnny Hale nigdy nie zaprzątał sobie głowy.
Hale był (jest) respektowany w Vegas. To najwyższej klasy dżentelmen, człowiek idei, ciekawy rozmówca i aktywista o wyjątkowej bystrości, pomimo przekroczonej dziewięćdziesiątki. Ale gdyby rzucić okiem na jego tablicę na facebooku, można by pomyśleć: oto stary dziadzia z postępującą demencją miota się po śliskiej scenie informatyzacji, dzień w dzień odgrzewając tego samego kotleta, który nie smakuje od dawna. „Oklahoma” Johnny przypomina tetryka, który dosiada się do ciebie w poczekalni i ni stąd, ni zowąd zaczyna opowiadać o córce, która nie odwiedza go od ośmiu lat, o zaćmie na obu oczach i maści z rokitnika na gojenie ran po przeszczepionym biodrze. Niby tak to wygląda, ale Hale ładuje solidnie: „Ty Stewart to złodziej!”.
Jeśli jednak jego oskarżenia względem Stewarta byłyby całkowicie bezpodstawne – boss WSOP powinien bronić swojego dobrego imienia i uciszyć wichrzyciela. Przecież Hale jak mantrę powtarza: „To fakt: musiałem przenieść swój cykl seniorów do Golden Nugget, bo Ty przywłaszczył sobie pieniądze z seniorskich eventów, które miały trafić na cele charytatywne”; „Mówię jak jest: Ty odkupił ode mnie nazwę i prawa do Seniors Events, ale zapewnił o kontynuacji idei wspomagania ofiar wojen. W tym roku jednak mnie oszukał i wziął pieniądze dla siebie”.
Ale Ty Stewart nie robi nic (może poza zgłaszaniem oszczerczych postów, co skutkuje ich usuwaniem z FB). Pewnego dnia Hale opublikował w komentarzu list-maila od Stewarta, w którym ten zapraszał Johnny’ego na spotkanie i wyciągał do niego rękę. Hale odpowiedział kolejnymi ciężkiego kalibru postami.
Są trzy opcje: albo Ty Stewart zbiera siły i materiały, by wykończyć Hale’a, albo przez szacunek do jego dokonań „olewa temat” (licząc na to, że „Oklahomę” traktuje poważnie mniej więcej tyle osób, ile śledzi moje teksty na FB), albo rzeczywiście ma coś za uszami. Sam temat wyglądałby błaho, gdyby nie waga oskarżeń i pozycja Stewarta w świecie pokera. Zobaczymy, co z tego wyniknie.