Każdy tournament director powinien znać przepisy pokerowe na wylot i zazwyczaj tak właśnie jest. Co jednak zrobić w przypadku, gdy przepisy o jakiejś sytuacji nie mówią wprost, a decyzja wcale nie jest jednoznaczna?
O takiej sytuacji na stole finałowym jednego z turniejów opowiedziała niedawno Linda Johnson, świetna pokerzystka, zdobywczyni bransoletki World Series od Poker, obecnie zajmująca się właśnie prowadzeniem turniejów. Linda jest również jedną z założycielek Tournament Directors Association, czyli organizacji zrzeszającej tournament directorów w kasynach na całym świecie.
Była ona świadkiem opisywanej sytuacji i – jak sama przyznaje – od samego początku ciężko jej było zdecydować się, jaką decyzję podjęłaby, gdyby to ona prowadziła turniej i musiała rozstrzygnąć sprawiedliwie sytuację na stole.
A wyglądało to tak – w turnieju pozostawało w grze już tylko pięciu zawodników. Gracz na UTG (gracz A) otworzył rozdanie, siedzący za nim spasował, a gracz na buttonie (gracz B) dołożył żetony. Dwóch zawodników na blindach spasowało swoje ręce i w rozdaniu zostało tylko dwóch graczy. Na flopie pojawiły się AT9, gracz A zagrał c-beta za około połowę puli, a gracz B odpowiedział swoim all inem.
I tu rozpoczęły się dziać dziwne rzeczy! Gracz B był przekonany, że gracz A sprawdził jego all ina i odsłonił swoje karty (miał na ręku AJ). Jednak każdy oprócz niego wiedział, że gracz A nie podjął jeszcze żadnej decyzji! W tym momencie zawodnik siedzący na small blindzie szybko zasłonił karty gracza B swoimi rękami! Gracz A powiedział, że widział tylko jedną kartę – waleta – i zawołał do stołu tournament directora, aby ten podjął decyzję o odsłonięciu również drugiej karty.
No właśnie, tu dochodzimy do sedna sprawy – jaką decyzję powinien w tej sytuacji podjąć prowadzący turniej? Czy gracz A powinien mieć prawo do obejrzenia obu kart swojego rywala? Linda Johnson opowiedziała tę sytuację ze stołu około dwudziestu różnym tournament directorom i ich odpowiedzi były bardzo różne. Nie ma tu bowiem jednej prawidłowej odpowiedzi. Przynajmniej na pierwszy rzut oka…
Wydaje się bowiem, że gracz A – choćby ze względu na czystość i uczciwość przebiegu gry – nie powinien zobaczyć kart swego przeciwnika. Jednak to gracz B popełnił błąd przy stole i odsłonił swoje karty. Gdyby zawodnik ze small blindy nie zakrył ich rękoma, to gracz A spokojnie by je obejrzał. Zachowanie tego gracza narusza jednak podstawową zasadę w pokerze – „jeden gracz, jedna ręka”. Nie powinien on w żaden sposób ingerować w przebieg rozdania i po prostu nie powinien zasłaniać kart gracza B.
Sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, bo gracz A zobaczył jedynie waleta. Na flopie AT9 mogło to być więc wiele różnych kombinacji rąk i jedne mógł bić, a innych nie. Posiadał bowiem na ręku parę króli i byłby z przodu choćby z takim QJ. W tej sytuacji Linda Johnson podjęłaby decyzję o pokazaniu obu kart graczowi A, bo to gracz B popełnił błąd i powinien po prostu za niego zapłacić.
W tym rozdaniu jest jeszcze jeden bardzo ważny aspekt gry turniejowej – czy któryś z graczy na stole powinien zostać w jakiś sposób ukarany? Na pewno nie gracz B, który popełnił zwyczajnie prosty błąd. Jednak z całą pewnością na ostrzeżenie lub nawet karę sit outa zasłużył tutaj gracz na small blindzie, który zupełnie niepotrzebnie wtrącił się w przebieg rozgrywki na stole. Bez jego reakcji na odsłonięcie kart w ogóle nie byłoby tych problemów – gracz A podejmowałby decyzję znając rękę przeciwnika.
Jak skończyło się to rozdanie? Tournament director nie zdecydował się na odsłonięcie drugiej karty gracza B, a gracz A podejmował decyzję znając tylko jedną z nich. Słusznie sfoldował swoją parę króli.
Jaką decyzję Wy byście podjęli?