Joe Marchal w 1988 roku brał udział w igrzyskach olimpijskich Seulu. Teraz były amerykański judoka zamierza poświęcić się pokerowi. Przyznaje, że gra na WSOP to dla niego uczucie porównywalne do występu na igrzyskach.
– Mój dziadek uczył mnie grać w pokera, gdy miałem pięć lat. Nie żartuję, potrafiłem grać wtedy w Five-Card Draw czy Seven-Card Stud. To było w połowie lat 60. W 1980 roku wziąłem udział w turnieju Seven-Card Stud na około 100 osób i go wygrałem. Później nie grałem aż do 2008 roku, kiedy wybrałem się do kasyna. Nie grałem w pokera od lat 80., chciałem zagrać w Studa, a oni mnie wyśmiali. Wtedy pokazali mi Texas Holdem i wyjaśnili mi o co chodzi, a ja od razu dostrzegłem ogromne możliwości. Graliśmy przez całą noc, a gdy odchodziłem od stołu, miałem 202 tysiące dolarów. Wiedziałem, że to szczęście początkującego, ale w zasadzie już byłem od tego uzależniony – wspomina Marchal.
– Kilka lat temu wraz z żoną wyjechaliśmy do Guamu. Jest bardzo blisko do Japonii, moja żona zna japoński, a do tego to świetna lokalizacja, aby móc grać w pokera. Powiedziałem żonie, że chcę grać w pokera. Nie wiedziałem w jakim wymiarze, ale wiedziałem, że chcę spróbować. W pierwszych miesiącach brałem udział w turniejach w Manili, Korei i Australii.
– Kiedy byłem na macie w finale mistrzostw świata, to szczególne uczucie. To uczucie, gdy dzieje się naprawdę coś dużego. Nie czułem tego od igrzysk olimpijskich, ale czuję to, grając w pokera. To rodzaj konkurencji. Oczywiście, że pokerzyści nie przypominają sportowców, ale to bardzo trudna gra. Wiem, że nie należę do czołówki, ale mam zamiar ciężko pracować, aby się tam dostać. Poker to dla mnie wielkie wyzwanie – przyznaje 52-latek.