Tym razem droga powrotna okazała się dużo mniej skomplikowana, co nie znaczy, iż całkiem elementu chaosu pozbawiona. Z Los Angeles bez żadnych dodatkowych przesiadek mieliśmy bowiem dotrzeć do Rzymu, stamtąd zaś prosto do Warszawy, jednak już na lotnisku LAX okazało się, iż Maciek nie może otrzymać swojej karty wstępu na pokład na trasie Rzym-Warszawa. Tonąc w uśmiechach i komplementując nasze zdjęcia w paszportach pani od obsługi obiecała, iż karta zostanie bez problemu wydrukowana na włoskim lotnisku, nie mieliśmy zatem powodu do niepokoju. W Rzymie jednak po pokonaniu kilometrów kolejnych korytarzy oznajmiono nam, iż?rezerwacja lotu jest na inny dzień, wobec czego Maciek lecieć nie może! I odesłano nas do wyższej instancji. Tamtejsi pracownicy podeszli na szczęście do problemu inaczej, bowiem kartę wydano prawie natychmiast i już bez dalszych ceregieli znaleźliśmy się w samolocie. Po drodze jeszcze doświadczyliśmy nad wyraz nieprzyjemnych turbulencji, w wyniku których dokonałam szybkiego podsumowania własnego żywota, i już lądowaliśmy w Warszawie. A tam następna niespodzianka: zgubiono jedną sztukę mojego bagażu. Tę akurat, gdzie upchnęłam nowo nabyte pokerowe książki, wszystkie kosmetyki, buty, ładowarkę do laptopa i parę innych przedmiotów z kategorii ?niezbędne?. Fakt ów tak mnie poirytował, iż pomimo nieprzespanej doby na karku postanowiłam w ramach odreagowania?udać się na czwartkowy turniej do Hiltona. Ledwie jednak usiadłam do stołu, a już musiałam go opuścić ? odpadłam bowiem w pierwszym rozdaniu w starciu z Irkiem Betysem, który na riverze skompletował drugą parę. Ach te spontaniczne uroki pokera? Na szczęście bagaż i animusz odzyskałam już nazajutrz.
A zatem jak ma się Vegas do Polski z perspektywy powrotu do tej ostatniej? Gdy weszłam w czwartek do kasyna Olympic, uderzyła mnie zaskakująca?cisza. W mieście grzechu każde kasyno to symfonia (żeby nie powiedzieć ? kakofonia) dźwięków płynących z tysięcy automatów doprawianych wesołymi pokrzykiwaniami licznie tam zebranej gawiedzi, głośną muzyką oraz odgłosem żetonów, podczas gdy w Hiltonie odnosi się wrażenie, iż wszyscy stąpają na paluszkach? Jakby wstydzili się, że trafili do świątyni hazardu. No właśnie: w Polsce odwiedzanie tego podejrzanego przybytku faktycznie nie jest powodem do chwały, w Vegas natomiast kasyna to miejsca rozrywek dla całych rodzin i nikt nie widzi w tym nic upadlającego ? wręcz przeciwnie! Zresztą automaty ?atakują? już od momentu wkroczenia do hotelu: hotelowe lobby płynnie zlewa się z terenem kasyna, co więcej, często trzeba wręcz tamtędy przejść, żeby w ogóle dostać się do wind prowadzących do pokojów.
Druga sprawa to napiwki. W Vegas tipuje się niemal za wszystko, choćby nawet tylko ładny uśmiech (!). Nie wręczenie dolara za przyniesienie darmowego drinka czy otwarcie drzwi od taksówki przez obsługę hotelu jest uznawane za przejaw grubiaństwa i skąpstwa, stąd lepiej zawsze być zaopatrzonym w drobne (zapewne dlatego właśnie kasyno nawet nie fatyguje się, aby dostarczać do stołów pokerowych żetonów o grubszych nominałach). W dodatku w kwestii tej równouprawnienie jak najbardziej (z)obowiązuje. Często także byłam świadkiem sytuacji, w których jeden z graczy wytykał innemu, jakoby jego napiwek dla krupiera wydawał się śmiesznie mały w porównaniu z wysokością właśnie wygranej puli. Nie raz i nie dwa ów zwracający uwagę dorzucał również kilka dolarów w prezencie dla krupiera tylko dlatego, iż czuł się w jego imieniu pokrzywdzony. Nic tylko pracować w sektorze usługowym w Vegas?!
Następna kwestia to kwiat narodu amerykańskiego, czyli co można powiedzieć o turystach. Przede wszystkim już na samym początku zaskoczył mnie fakt, iż ludzie otyli stanowią tam znaczącą mniejszość: miażdżąca dominacja leży po stronie osób szczupłych i biada temu, kto odważy się nie wyglądać atrakcyjnie! Zewsząd prężą się młode dziewczyny w krótkich i nad wyraz kusych sukienkach, obstawione równie urodziwymi młodzieńcami, w efekcie czego człowiek czuje się, jakby trafił na wybieg potencjalnych gwiazdek filmowych klasy C. Nieodpowiednie buty czy 5 kilogramów za dużo i już wszechpotężny pan ochroniarz bezceremonialnie wyprasza z gigantycznej kolejki do jednego z wielu modnych klubów, a przecież po czymś takim napad depresji gotowy… Ogólnie Maciek na widoki zdecydowanie nie narzekał, ja z kolei nie mogłam skarżyć się na traktowanie ze strony Amerykanów płci męskiej. Pomimo powyższych komentarzy warto jednak zauważyć, iż sami obywatele Stanów Zjednoczonych na każdym kroku podkreślają fakt, iż obserwacje poczynione w Vegas nie są w żadnym stopniu reprezentatywne dla reszty kraju. To miasto to co najwyżej kolorowa wydmuszka, wentyl pozwalający dać ujście najdziwniejszym zachciankom, zakupowo-hazardowo-imprezowy roller coaster, wobec czego nie należy traktować go przesadnie poważnie. Nie bez powodu ukuto zresztą powiedzenie: ?What happens In Vegas, stays in Vegas?.
Na koniec dwa widoki opisania warte: jeden to słynny Bobby?s Room w hotelu Bellagio, drugi z kolei przedstawia General Gaming Store. Zestawienie o tyle ciekawe, iż jedno miejsce satysfakcjonuje, drugie z kolei rozczarowuje, dzięki czemu wzajemnie się uzupełniają. A zatem Bobby?s Room nie jest, wbrew wszelkim moim oczekiwaniom, przestrzenną i wypełnioną przepychem salą, gdzie tętni życie pokerowe z najwyższych szczebli, a w każdej chwili można natknąć się na gwiazdy. Z pewnością jest to natomiast ciasny i oszklony pokój o wystroju przypominającym poczekalnię u drogiego dentysty, gdzie bezwarunkowo strzeże się wejścia, a wstęp mają jedynie osoby z odpowiednim bankrollem przy duszy. Przy drzwiach wisi metalowa i nad wyraz zwyczajna tabliczka z napisem ?Bobby?s Room?, której oczywiście pod żadnym pozorem nie można sfotografować, w środku natomiast siedzą (jak pilnie strzeżone małpy w zoo) gracze walczący na najwyższych dostępnych na świecie stawkach. To już lepiej obejrzeć kiczowate fontanny Bellagio.
Przyjemnym widokiem okazał się za to (i zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią) General Gaming Store, dokąd to trafiliśmy dnia ostatniego, dosłownie na minuty już przed jego zamknięciem, a naszym z Vegas wyjazdem. Sklep to więc dosyć ogromny i we wszelkie dobra związane z szeroko pojętym hazardem zaopatrzony. Na półkach leżą niezliczone typy kart (można sobie nawet zamówić talię z wybranym przez siebie zdjęciem i napisem na koszulkach), połowę przestrzeni sklepu wypełniają najprzeróżniejsze żetony, dalej można znaleźć automaty, stoły, krzesła i ruletki, a na regałach dumnie piętrzą się książki o wszelkich odmianach pokera oraz popularnych grach hazardowych. Jak się okazuje, w Stanach pisanie o pokerze musi być niezłym biznesem, skoro można na tych półkach znaleźć aż tylu nikomu nie znanych autorów?
czekamy na nowy wpis .:))
milo sie czyta gg 🙂
Fajny wpis
jesli czegos nie ma na fotce, to sie nie wydarzylo ;d
ciekawy wpis, jakby dodac duzo foto z vegas byloby idealnie
Jak podsumujesz swoj wystep na stolikach $1/2? upswing or downswing? dobre podsumowanie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.