To dzięki niemu Stu Ungar stał się legendą, a gra w pokera – zawodem jak każdy inny. Tylko pięciu graczy zdobyło więcej bransoletek niż on, odmianę 2-7 single draw zdominował na trzydzieści lat, a od 2006 r. należy do Poker Hall of Fame. A mimo to nazwisko Baxtera wielu miłośnikom pokera niewiele mówi. Dlaczego?
Powodów może być kilka. Może dlatego, że grę w karty traktuje przede wszystkim jako źródło pieniędzy, a nie sławy i popularności? A może z powodu przykrych wspomnień, jakie wyniósł po dziewięciomiesięcznym pobycie w więzieniu – właśnie z powodu pokera? Poza tym Billy Baxter ma wystarczająco dużo innych zajęć – zakłady sportowe, organizowanie walk bokserskich, bilard i remik. Może zwyczajnie nie starcza mu czasu, by odcinać kupony od swych pokerowych sukcesów – skoro woli w tym czasie zajmować się zarabianiem pieniędzy i na innych polach?
Baxter urodził się w 1940 r. w Augusta w Georgii. Jako synowi urzędnika rządowego, pracującego w bazie wojskowej oraz urzędniczki z firmy ubezpieczeniowej, pisana była mu równie stabilna, co nudna kariera. Kiedy jednak jako czternastolatek zaczął pomagać matce w pracy i objeżdżać okoliczne mieściny, o wiele bardziej niż sprzedawanie ubezpieczeń zainteresowało go odwiedzanie licznych klubów bilardowych. Młody Billy szybko się uczył – nie tylko jak uderzać bilę, ale przede wszystkim jak znajdować słabszych i bogatszych przeciwników – i już jako szesnastolatek mógł się pochwalić pięcioma tysiącami dolarów na koncie (pamiętajmy, mamy połowę lat 50')! Bilardowa kariera rozwijała się do momentu, w którym matka zorientowała się, skąd syn bierze pieniądze i zabroniła właścicielowi salonu, by ten wpuszczał tam Billego. A Billy, grzeczny nastolatek z Georgii, ze zdaniem matki się liczył.
Przynajmniej do chwili uzyskania pełnoletności. Baxter po skończeniu 18 lat wrócił do bilardu, a przy okazji obserwował innych bywalców salonu, grających w remika i pokera. Wkrótce sam zapragnął, by zarabiać także na grze w karty, ale przez rok wszystko, co zarobił na bilardzie, tracił w pokera. Dzięki serii przegranych, zdołał jednak dostrzec słabe punkty swojej gry i poprawić swe pokerowe umiejętności. Podobnie jak w przypadku bilardu, skupił się na starannym dobieraniu swych przeciwników – gry z bogatymi amatorami-biznesmanami kończył już na dużym plusie.
Ukoronowaniem tej strategii były wydarzenia pewnej szczęśliwej nocy z końca lat 50', kiedy grając z właścicielami największego w Augusta, pół-legalnego kasyna, Baxter wygrał w remika 40 tysięcy dolarów, a pokonani biznesmeni w zamian za gotówkę zaoferowali mu… połowę kasyna. Billy długo się nie zastanawiał i tym sposobem z budynku, do którego wchodził jako gość, wyszedł jako… współwłaściciel!
Jakby tego było mało, jeden z pokonanych biznesmenów pałał tak dużą żądzą rewanżu, że regularnie przegrywał swoją część zysków na rzecz młodego Baxtera. Billy szybko przejął prawa do całego kasyna i dysponował majątkiem, który "ustawiał" go na całe życie. A nie ukończył jeszcze nawet 20 lat!
Życie to jednak nie bajka i wkrótce pojawiły się problemy. Prawny status kasyna z Augusta był wówczas niejasny i kiedy miejscowy szeryf bez ogródek oświadczył Bexterowi, że "albo Baxter zamknie kasyno, albo szeryf zamknie Baxtera", Billy nie miał wyjścia i musiał zlikwidować swój dochodowy, świeżo zdobyty interes.
Chwilowo zniechęcony do kart i kasyn, zajął się zakładami sportowymi, co także przynosiło mu duży zysk. Wieczna chęć do pomnażania swego majątku, zainspirowała go jednak do powrotu do źródeł – wykorzystując fakt, że w trakcie popularnych zawodów golfowych z cyklu Masters, do miasta przejeżdżały setki wielbicieli zakładów, kart i hazardu, Billy zorganizował na podmiejskiej farmie nielegalny salon gier. Interes kręcił się świetnie, tysięcy na koncie przybywało, a i w życiu prywatnym układało się jak należy – Billy właśnie się zaręczył. Raj trwał do chwili, gdy do drzwi farmy zapukali agenci FBI.
Tym razem nie skończyło się na delikatnej groźbie szeryfa. Baxterowi wytoczono proces, choć on sam – z groźbą odsiadki nad głową – udał się z żoną na miodowy miesiąc na Hawaje. Stamtąd młodzi małżonkowie szybko przenieśli się do miejsca, gdzie pozostali już na zawsze. Oczywiście do Las Vegas.
W Vegas szybko odnalazł się w grupie najlepszych wówczas pokerzystów. Z sukcesami konkurował z Doylem Brunsonem, Puggy Pearsonem czy Sidem Wymanem. Baxter wspomina te czasy z mieszaniną nostalgii i właściwej sobie skromności: "Czasami pule były tak wielkie, że znajdowało się w nich ponad milion dolarów – wspominał w jednym z wywiadów – Było tam wielu właścicieli wielkich hotelów i kasyn, którzy uwielbiali grać, ale nie potrafili grać dobrze… Wygrywałem tak dużo, że aż czasami miałem poczucie winy".
Kiedy po paru miesiącach dochodowej gry, poczuł się w Nevadzie jak u siebie w domu, dotarła do niego przykra informacja. Zapadł wyrok, 9 miesięcy i 21 dni w więzieniu stanowym. Baxter, mający już siedmiocyfrowy bankroll, zmuszony był przerwać swe '"żniwa" i zająć się odsiadką. By czas spędzony za kratami nie był czasem całkowicie straconym, założył się z Doylem Brunsonem i Jackiem Binionem o 5 tysięcy dolarów, że w więzieniu zrzuci co najmniej 40 funtów. I zrzucił 43. Choć tyle zysku z dziewięciu przesiedzianych miesięcy.
Po powrocie do Las Vegas, znowu zajął się grami na wysokie stawki. Zaczął także odnosić sukcesy w turniejach WSOP. Już w 1975 r. zdobył pierwszą bransoletkę w 2-7 single draw $5,000, a w 1978 i 1982 r. wygrywał w tej samej grze, tyle że z wpisowym dwukrotnie wyższym. W 1982 r. zdobył dwie bransoletki, drugą też w grze typu low, $2,500 Ace to Five Draw. Baxter w kolekcjonowaniu swych bransoletek jest równie systematyczny, co monotonny. Średnio co kilka lat nowy tytuł i zawsze w odmianach lowball. A zatem w 1987 i 1993 r. kolejne wygrane w 2-7 ($5,000) i dopiero w 2002 r. mała odmiana – triumf w RAZZ $1,500 – grze też co prawda low, ale tym razem typu stud, nie draw. Pytany, dlaczego to akurat odmiana 2-7 single draw stała się jego specjalnością, Baxter podkreśla, że w tej grze o wiele większą rolę niż np. w Texas Hold'em, odgrywa umiejętność blefowania i czytania przeciwników – a te umiejętności opanował on, jak widać, doskonale.
To także w Las Vegas Baxter poznał Stu Ungara, z którym szybko się zaprzyjaźnił. Połączyła ich miłość do remika. Baxter często wspomina ich pierwszą wspólną grę, kiedy to wygrał Ungar. Pierwszy raz i ostatni. Stu był genialnym graczem, ale to Baxter wiedział, jak (np. poprzez różnorakie zakłady boczne) podejść Ungara, by samemu kończyć sesje na plusie. Ostatnim aktem ich osobliwej przyjaźni, połączonej z wzajemnym ogrywaniem się, była pomoc, jakiej Baxter udzielił wyniszczonemu już Ungarowi przed Main Eventem WSOP 1997. Baxter pożyczył mu 10 tysięcy dolarów na wpisowe, a Ungar osiągnął swój legendarny sukces, zwyciężając po raz trzeci w turnieju głównym. Obaj panowie podzielili się milionem dolarów nagrody, po czym Stu oczywiście swoje 500 tysięcy szybko roztrwonił, a Baxter – zainwestował i pomnożył.
W sumie w turniejach WSOP wygrał ponad 1,1 mln dolarów, a z siedmioma bransoletkami na kocie (tyle samo ma Phil Ivey), w generalnej klasyfikacji wszechczasów wyprzedza go jedynie pięciu pokerzystów: Eric Seidel (8), Johnny Moss (9), Doyle Brunson (10), Johnny Chan (10) i Phil Hellmuth (11).
Na swoje miejsce w historii pokera Baxter zasłużył sobie nie tylko zdobywając kolejne bransoletki i tysiące dolarów, ale i dzięki głośnej sprawie sądowej z przełomu lat 70 i 80'. Sprawa "William E. Baxter Jr. v. United States" stała się jednym z kamieni milowych na drodze wychodzenia pokera z podziemia. Baxter zaskarżył amerykańskiego fiskusa, który jego dochody z gry w latach 1978-1981 opodatkował na tych samych zasadach jak wygrane np. z loterii (a więc bardzo wysoko, 70%!). Baxter domagał się, by zarobki z gry pokera opodatkować na tych samych zasadach, jak normalne dochody (czyli z najwyższym progiem w wysokości 50%), a tym samym uznać grę w pokera za rodzaj działalności, w której liczą się umiejętności, wiedza i zdobyte doświadczenie gracza. Sąd przychylił się do stanowiska Baxtera, i mimo kolejnych odwołań strony rządowej, także wyższe instancje podtrzymały pierwotne postanowienie. Dzięki pionierskiej sprawie Baxtera doszło do swego rodzaju legalizacji zawodu "profesjonalnego pokerzysty" – mogli oni rozliczać swe wygrane jako zwyczajne dochody, odliczać przegrane jako koszty oraz korzystać z ubezpieczeń emerytalnych.
Cóż, także ze starcia z amerykańskimi sądami były więzień Billy Baxter wyszedł w końcu jako zwycięzca.
Moglby ktos napisac wiecej na temat rozliczania sie z fiskusem w przypadku przegranych? 🙂
Baxter to HAZARDZISTA – ktoremu sie wszystko udaje,czpki z glow. Ale zdecydaowana wiekszosc “graczy” – to splukani ludzie,wszak musi ktos przegrywac,by wygrac mogl ktos…
Wedlug mnie przy kazdym takim artykule powinno byc chociaz kilka omowionych rozdan charakteryzujacych gre tego gracza.
IMO to Baxter jest najbardziej znany właśnie dzięki temu procesowi wytoczonemu rządowi USA.
bardzo przyjemny artykuł, powinno być więcej takich o pokerzystach, mniej lub słabo znanych, ale za to barwnych 🙂
Faktycznie, wielki człowiek, wielka historia 🙂 Super się czytało artykuł.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.