Barcelona, Praga, Kraków cz. 1

13

Kiedy dostałem od Pawcia propozycję zrobienia relacji z EPT Barcelona nie wahałem się ani chwili. Zawsze zazdrościłem Kartce jej pokerowych wojaży, wydawało mi się, że to robota łatwa, przyjemna i bardzo interesująca. Tylko częściowo miałem rację, ale o tym później…

3 września 2009 r. – hotel zarezerwowany, bilet lotniczy wykupiony, jestem na lotnisku, wsiadam do samolotu, lecimy… Nie lecimy… ale dlaczego. Po kilkunastu minutach pilot informuje, że nad Frankfurtem (do Barcelony leciałem przez Frankfurt…) panują niesprzyjające warunki atmosferyczne. Kiedyś trzeba było jednak wystartować. Pierwsze 30 minut podróży bardzo spokojne, potem zaczęło się dziać… Czułem się jak worek kartofli w bagażniku fiata 126p poruszającego się po wiejskiej, nieutwardzonej drodze. Ludzie dookoła jakoś dziwnie pobledli. Jako "prawie magister" Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa, broniący zawsze teorii, że samolot to najbezpieczniejszy środek transportu, starałem się zachować spokój. Zmalał on trochę, kiedy siedząca obok kobieta zapytała, czy miałem już kiedyś taki lot. Odpowiedziałem, że nie, ale lecę dopiero 11 raz więc to za mała próbka, żeby to cokolwiek znaczyło. Usłyszałem, że Pani leci po raz 211 i nigdy ją coś takiego nie spotkało… No cóż badbeat… Jednak wiedząc, że na river spada czasem 3-outer nie traciłem nadziei na szczęśliwe lądowanie. Udało się…

Kilka godzin na lotnisku we Frankurcie (ogromne), na którym na szczęście można było palić w wyznaczonych do tego strefach, spokojny lot do Barcelony i po blisko 9-godzinnej (lol) podróży stawiam stopę na katalońskiej ziemi. Taxi, hotel, pokój ok, internet śmiga, można iść spać.

 Dzień 1A przywitał mnie bardzo niespodziewaną pogodą – zachmurzenie, chłodno, przelotne deszcze. Bez względu na pogodę trzeba było ruszyć w kierunku kasyna (ok. 1,5km – zdecydowałem się chodzić piechotą dla zdrowotności). Kiedy dotarłem w końcu na miejsce udałem się do rejestracji, aby zapytać gdzie jest pressroom. Pani zrobiła wielkie oczy, wyraźnie zaskoczona pytaniem. Rozszerzyłem swoją wypowiedź dodając , że chodzi o press room zaczynającego się za chwilę EPT Barcelona. W tępych oczach hiszpańskiej seniority pojawił się błysk prawdopodobnie oznaczający, że gdzieś tam głęboko znajdują się jeszcze jakieś śladowe ilości mózgu, co znacznie mnie uspokoiło. Wydrukowała mi bilecik i palcem wskazała kierunek, w którym powinienem się udać. Bilecik nie zadziałał, bramka się nie otworzyła, zostałem cofnięty do rejestracji. Musiałem odczekać kilkanaście sekund zanim szanowna Pani oderwała swoją uwagę od hiszpańskiego wydania "Pani Domu" lub "Życia na gorąco". Tym razem skierowała mnie do hotelu Skipper… Myślę "po ch…" po czym pytam "po co", na co moja rozmówczyni odpowiada "EPT, Skipper, Pokerstars".  No dobra niech będzie, w końcu to raptem 150m. Wchodzę, widzę biurko z logo Pokerstars, wiec coś się tu dzieje, press roomu co prawda się tu nie spodziewam, ale może ktoś o IQ wyższym od krowy się znajdzie. Po wymianie kilku zdań z facetem (Brytyjczykiem) siedzącym za biurkiem udałem się z powrotem do kasyna wiedząc już dokładnie gdzie znajduje się pressroom. Stanąłem po raz trzeci przed przemiła panią i w kilku zdaniach wyłożyłem jej gdzie byłem, skąd jestem, gdzie DOKŁADNIE idę. Bardzo martwił mnie fakt, że na jej twarzy nie widziałem ani odrobiny zrozumienia. Kiedy skończyłem odpowiedziała "inglisz noł gut, sory". No, żesz k…. W rejestracji siedziały jeszcze 4 inne cielęta wiec wskazałem je palcem pytając wzrokiem, która "inglisz gut". Dowiedziałem się, że żadna… Zastanawiam się, czy coś takiego mogłoby zdarzyć się w Polsce. Chyba nie…  Największe kasyno w Barcelonie, turyści z całego świata, a w rejestracji siedzi 5 kobiecinek czytających "Panią Domu" i niepotrafiących wysłowić się po angielsku. Po kilku dniach pobytu w Barcelonie zrozumiałem, że tam to chyba normalne… W każdym bądź razie cielak zawołał jakiegoś managera co już "inglisz gut" i dostałem się w końcu do press roomu – po prawie 30 minutach…

Press room bardzo fajny – sporo miejsca, bar z darmowymi napojami. Oczywiście nie mogło być za łatwo, bo zanim w końcu usiadłem i podłączyłem laptopa Panie szukały mnie na liście – 10 minut… cztery razy twierdząc w międzyczasie, że mnie tam na 100% nie ma. Kiedy w końcu mnie znalazły rzuciłem sprzęt i udałem się na salę w poszukiwaniu Żelika, Górala i Nessie'go. Najpierw znalazłem Pana Romana – przed turniejem był mocno zdenerwowany i mało rozmowny. Potem zjawił sie Góral – u niego stresu nie było widać, zamieniliśmy kilka zdań, po czym rozpoczął sie turniej. W międzyczasie zobaczyłem siadającego do stołu Żelika. Można powiedzieć, ze losowanie było szczęśliwe dla mnie – Góral i Nessie siedzieli przy sąsiadujących ze sobą stołach, dzięki czemu mogłem obserwować grę obu jednocześnie. Turniej trwał zaledwie kilka minut kiedy z drugiej strony sali dobiegły do nas krzyki. Wiedziałem, ze mniej więcej tam siedzi Żelik…Pobiegłem szybko i zobaczyłem Pawła wstającego od stołu… Na jego twarzy nie widziałem złości, raczej ogromny smutek…Turniej jeszcze na dobre się nie zaczął, a dla naszego świetnego pokerzysty juz się skończył… Góral z Nessie'm początkowo radzili sobie całkiem nieźle, jednak do dnia 2 przeszedł tylko Pan Roman. Po blisko 12-godzinach roboty mogłem wracać do hotelu, weryfikując po drodze moje wcześniejsze przemyślenia – robota jest bardzo interesująca, średnio przyjemna, a na pewno nie jest łatwa. Kto przynajmniej raz nie pojedzie, nie zrozumie. 12 godzin ciągłego biegania od stołu, do stołu, z pressroomu na salę, z sali do pressroomu. Tłok, ścisk, rozpychający się i drący japę Włosi (co za naród), brak przerwy (gracze mieli jedna długą obiadową, ale rotacyjnie, krótkie przerwy "na papierosa" spędzałem przed laptopem pisząc updaty). Dlategoteż każdą konstruktywna ktytykę dotyczącą mojej relacji (słabe zdjęcia) przyjmuje z pokorą, ale jak ktoś mi pisze, że updaty są zbyt rzadko, albo robię literówki to nóż mi sie w kieszeni otwiera…

Kolejne dni w Barcelonie (postać Rafała Radzikowskiego, piękna gra Nessie'go), a także wyjazd do Pragi i do Krakowa opiszę w kolejnych odcinkach bloga już wkrótce (następna odsłona już pojutrze).

Poprzedni artykułWSOP Europe – Dzień 1B Main Event`u dobiegł końca
Następny artykułPrzyszła era pokera

13 KOMENTARZE

  1. racjonalista, jest to jego prywatny blog i moze w nim pisac swoje przemyslenia. Nawet jesli jest ‘bucem’ to wazne, zeby artykuly byly napisane porzadnie. To co sie dzieje na blogu to jego prywatna sprawa.Btw wpis naprawde fajny, moze bedziesz robil czestsze update’y ;]

  2. Nie dalem rady doczytac do konca tak jak pare innych osob. Myslicie ze nazywajac kogos bezmozga krowa reprezentujecie wyzszy poziom intelektualny?

    A to, ze jedyna forma komunikacji z ludzmi ktorzy ‘inglisz nol gut’ jest dla was puszczenie wiazanki jest zenujace.

  3. Sadam, po Twojwj ripoście stwierdzam że do Ciebie i tak pewna krytyka nie trafi więc ja nie będe Cię przekonywał że piszesz jak prostak, po prostu mógłbyś to wziąć pod uwagę a nie tłumaczyć swoich chamskich epitetów jako uzasadnionych. Ja nie bronię kobiety w Hiszpani i tylko podważam Twój profesjonalizm. Nie muszę Ciebie ani Kartki znać osobiście żeby zauważyć różnice w kulturze osobistej, poczuciu humoru i operowaniu słowem pisanym.pozdrawiam.

  4. Nie chcę być złośliwy, ale z tego co sam o sobie kiedyś pisałeś Dżeku, to mogłaby dostać od Ciebie wiązankę tylko w jednym języku 😉

  5. Ja to i tak Cię Sadam podziwiam. Ode mnie dostałaby wiązankę (wszystko jedno w jakim języku) za sam fakt olewania mojej osoby. A w blogu “krowa” byłoby najłagodniejszym określeniem tej paniusi.

  6. racjonalista – tak, jeżeli ktoś czyta gazetę w pracy, w momencie kiedy przy rejestracji jest naprawdę spory ruch, po czym po odłożeniu jej robi łaskę, że odpowiada na pytanie wprowadzając do tego w błąd to wystarczający powód, żeby nazwać go cielęciem… Porównania do Kartki sobie daruj, bo jak już używasz argumentu, że nie znam kobiet z recepcji, a się o nich wypowiadam, to ja Ci powiem, że nie znasz mnie, ani Kartki (tak przynajmniej podejrzewam). I najwyraźniej nic nie wiesz o naszym poziomie kultury i poczuciu humoru.blasco – absolutnie nie uważam że Hiszpanie są gorsi – to bardzo sympatyczni ludzie. Argument o nauce zwrotów hiszpańskich i katalońskich do mnie nie trafia – jakoś nie wyobrażam sobie, aby już wkrótce w Hyacie w Warszawie panie w rejestracji witały graczy przybyłych z całego świata słowami “uczcie się chamy języków”…Bartek – absolutnie nie piłem do Ciebie – pozdrawiam Cię serdecznie!na koniec chciałbym przeprosić panią z recepcji, całą jej rodzinę, siedzące obok koleżanki i wszystkich, których uraziło nazwanie jej cielęciem. po głębszej analizie uważam ją za mega kompetentną i przemiłą kobietę, uważam też, że zachowałem się jak cham odrywając ją od ulubionej lektury.

  7. Rozliczajmy ludzi z ich pracy – zgoda.

    Pani była niekompetentna, źle zorganizowana, niemiła, roztargniona itp.Ale obrażanie kobiety i to wielokrotne uważam po prostu za mało kulturalne i tyle.

    Co innego rzucić mięsem we własnych myślach, a co innego szydzić z hiszpańskiej recepcjonistki na publicznym blogu. Wielokrotnie bywałem w Hiszpanii i uważam ich za bardzo sympatycznych ludzi.A co do kasyna i recepcji, koszmarna niekompetencja i tyle !

  8. Oj Sadam daj spokój tylko podczas dnia 1A stwierdziłem z kimś że mogły by byćczęstsze updaty. Zaraz później zwróciłęm honor po porównaniu tego z relacjami Kartki. Jeżeli Cię to urazilo to sorry 😛 Zresztą relacja z następnych dni i UO były super i strasznie dużo updatów dlatego czpaki z głów, że Ci się chciało…

  9. ‘szef wysłał ją do pracy na recepcje’gdyby się nadawała do czegoś innego, to by w recepcji nie siedziała.

    do tego impreza międzynarodowa – kto tu powinien znać zwroty ? i w jakim języku? w takim miejscu, przy tylu obcokrajowcach praca w recepcji bez znajomości języka świadczy TYLKO o pracowniku. No może jeszcze o pracodawcy…do tego, jeśli odzywam się do Pani w recepcji, niezależnie czy pytam o toalete czy pressroom –

    musi mi odpowiedzieć, a jeśli jej priorytetem jest wtedy doczytanie ostatniej strony poradnika wypieków domowych – to świadczy o jej klasie i zaangażowaniu w to co robi. (O IQ też, swoją drogą)rozliczajmy ludzi z jakości ich pracy i wypełniania swoich obowiązków.

  10. Mi się podoba relacja Sadama.

    Pani w recepcji ma obowiązek znać angielski oraz wiedzieć jakie imprezy odbywają się w jej lokalu.

    Jeśli nie spełnia warunków a do tego czyta przy gościu to znaczy, że osobą na niewłaściwym miejscu i epitet “krowa” nalezy do tych jednych z łagodniejszych.

  11. Co za żenująca relacja, doczytałem do połowy i dziękuję temu Panu. Tyle wiejskich zwrotów już dano nie czytałem w jednym miejscu (nie licząc komentarzy na onecie)

  12. Nieładnie Sadam. Tylko dlatego, że Hiszpanie mają w dupie anglosaską indoktrynację i w swoim kraju, w odróżnieniu od Polaków, nie bełkoczą po angielsku, to uważasz że są gorsi? A ja uważam, że przeciętny Polak przy przeciętnym Hiszpanie to ostatni pastuch. Zwłaszcza, że ten polski angielski to zazwyczaj, jak u wspomnianego już na pawciowym blogu, Adasia Miauczyńskiego.Jedziesz do Hiszpanii czy Katalonii – kultura wymaga nauczyć się kilku zwrotów w miejscowym języku.

  13. Tylko dlatego że ktoś nie zna angielskiego, czyta gazetę, a szef wysłał w pracy go na recepcję a tak naprawdę nic o tych kobietach nie wiesz, to wystarczający powód na takie uwłaczające kpiny? krowa, ciele, poniżające sugestie dot. IQ – dobre porównania jak na redaktora piszącego relację na poczytnym portalu. Ciekaw jestem czy ktoś znajdzie w którejkolwiek relacji Kartki takie sformułowania, no ale kulturę to się ma albo nie.Poczucie humoru również.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.