W przeszłości Alex Christoff pracował dla Johnny'ego Mossa, jadał obiady z Bennym Binnionem i rozdawał karty młodemu Doyle'owi Brunsonowi. 41 lat później po raz kolejny pojawił się w Las Vegas, by pracować na festiwalu World Series of Poker.
77-letni Alex Christoff na własne oczy widział wzloty i upadki największych osobistości światowego pokera. Jego życie od dziecka kręciło się wokół hazardu, przez co zapytany o to, co robiłby, gdyby nie rozdawał kart, przyznaje otwarcie – Nie mam pojęcia.
Christoff był obecny na festiwalu WSOP od samego jego początku. Spędzał czas u boku Johnny'ego Mossa, dla którego kilkukrotnie pracował, zdarzało mu się również chodzić na lunche z Bennym Binnionem – pomysłodawcą World Series of Poker. Wiekowy dealer twierdzi, że od pierwszego momentu, w którym narodziła się idea organizowania tego wydarzenia wiedział, że przerodzi się ona w coś wielkiego.
Bohater tego artykułu, z racji swojego ogromnego doświadczenia, dostrzega jednak wiele różnic pomiędzy dawnymi festiwalami, a chociażby tegoroczną odsłoną WSOP.
– WSOP obecnie jest maszyną do zarabiania pieniędzy i generuje większą intensywność. Stracił tym samym, podobnie jak wiele innych rzeczy, element mistyczności – teraz jest to czysty biznes.
Mimo zmian zachodzących na przestrzeni lat, jedno w życiu Alexa Christoffa się nie zmienia – hazard płynie w jego żyłach. Choć uwielbia grać w pokera, istnieje jedna gra, która przynosi mu jeszcze więcej emocji. Tą grą są kości.
Jeśli nie próbowaliście nigdy szczęścia w grze w kości, komentarz Christoffa może Was do tego nieco zachęcić. Nie chcielibyśmy jednak być w jego skórze, kiedy po powrocie do domu w drzwiach napotka nienawistny wzrok swojej żony.
– Kości są bardziej emocjonujące niż seks. Są mocniejsze niż doping.
Alex Christoff – Phil Hellmuth jest bardzo barwną postacią
Jasnym jest, że przez 41 lat rozdawania na WSOP, Christoff był bardzo blisko pokerzystów, których większość z nas zna tylko z nagłówków newsów lub relacji na żywo z największych festiwali pokerowych.
– Daniel Negreanu jest zdecydowanie najbardziej sympatyczny. Ja lubię Phila Hellmutha za to, że jest bardzo barwną postacią.
Doświadczony dealer w wywiadzie udzielonym portalowi Cardschat podzielił się zabawną anegdotą z czasów, kiedy Phil Hellmuth nie był jeszcze tak znanym zawodnikiem, jakim jest obecnie.
– Hellmuth usiadł naprzeciwko mnie. Był to typowy turniej No-Limit Holdem. Hellmuth wykonał zagranie, potem kolejne i kolejne. Jego rywal sprawdzał każde z nich i ostatecznie wygrał rozdanie. Nie wiem, czy skompletował swój draw, czy po prostu miał lepszą rękę. Phil podskoczył i zaczął swoją śpiewkę w stylu „mam takiego pecha, bla bla bla…”
Jego rywal był miłym, młodym człowiekiem, prawdopodobnie była to jego pierwsza wizyta w Las Vegas. Inny zawodnik dolał oliwy do ognia, pytając grzecznie, acz stanowczo – Panie Hellmuth, czy nie uważa pan, że z uwagi na sposób wykonywania zagrań przez rywala, powinien pan zrobić coś nieco inaczej?
Pilnuj swoich spraw – odpowiedział Hellmuth – nie mów mi co mam robić. Nie mogę uwierzyć w to, że masz czelność się wtrącać.
Nie, Panie Hellmuth – wtrącił się pierwszy gracz – nie mam na myśli nic złego, jednak gdy zobaczył pan trzy karty w kolorze, dlaczego nie zachował się pan inaczej?
„Poker Brata” niezwykle dotknął ten komentarz i szybko skontrował – Oto mamy debiutanta, który będzie mnie uczył jak grać.
Hellmuth zaczął wrzeszczeć na tego chłopaka, aż w końcu wypalił – Zamknij się, bo wezwę ochronę.
Obserwując tę sytuację nie mogłem wytrzymać ze śmiechu, bo im bardziej uprzejmy był ten dzieciak, tym Hellmuth mocniej się denerwował.
Alex Christoff szybko sprostował, że mimo swojego wybuchowego charakteru, Phil Hellmuth w stosunku do krupierów zachowuje się bardzo przyjaźnie.
Nikt nie lubi rozdawać graczom z wysokich stawek
Nie od dziś wiadomo, że bardzo mile widziane jest, aby po wygranym rozdaniu szczęśliwy zawodnik „odwdzięczył się” krupierowi. Zwykle po zgarnięciu puli w stronę dealera leci napiwek, najczęściej jest to żeton o najniższym nominale. Christoff postanowił rzucić nieco więcej światła na tę kwestię.
– Rozdawałem Doyle'owi Brunsonowi przez 40 lat. Do dziś nie dostałem od niego choćby dolara. Któregoś razu świętej pamięci Chip Reese wygrał pulę wartą 100.000$. Zatipował po 25$ mi i innemu dealerowi, a 500$ dał szefowi obsługi.
Christoff posiada swoją tezę na temat powodów takiego stanu rzeczy.
– To swego rodzaju rywalizacja między profesjonalnymi graczami, a profesjonalnymi dealerami. Jeśli pokerzyści grają codziennie, po 70, 80, 100 godzin tygodniowo, przez nasze ręce przetaczają się olbrzymie pieniądze. Gdyby gracze tipowali krupierom po każdym wygranym rozdaniu, kwota napiwków mogłaby dobić do 30.000$ rocznie. To jest naprawdę straszne. Nikt nie chce rozdawać przy stołach na wysokich stawkach.
Choć dla Alexa Christoffa rozdawanie na festiwalu WSOP jest tylko pracą sezonową, nie kryje on swojego przywiązania do tego zawodu. Na co dzień cieszy się on urokami emerytury, jednak bez wahania przyznaje:
– Mógłbym to robić na okrągło.
Jeśli kiedykolwiek uda Wam się wybrać na festiwal World Series of Poker, koniecznie wypatrujcie przy stołach Alexa Christoffa. A, no i najważniejsze – nie zapomnijcie mu zatipować. Dealerzy w końcu z tego żyją.