Aaron Sorkin o „Molly’s Game” – Pokerzystom spodobają się pokerowe sceny, ale nie jest to film o pokerze

0
molly's game

Aaron Sorkin to wielokrotnie nagradzany scenarzysta, któremu w ręce wpadła świetna historia: Molly Bloom była profesjonalną narciarką, która miała iść na studia prawnicze na Harvard. Zamiast tego zaczęła prowadzić najbardziej ekskluzywną na świecie pokerową grę na najwyższe stawki. Producentom spodobał się pomysł, o ile sam Sorkin zajmie się reżyserią. Zobaczmy więc, jak do filmu „Molly's Game” podchodzi najważniejsza dla niego osoba.

– Co przyciągnęło cię do tej historii?

– Mój przyjaciel, prawnik, reprezentował Molly Bloom i poprosił mnie, bym przeczytał jej książkę, a potem spotkał się z nią osobiście. Przeczytałem ją i bardzo mi się spodobała. Była interesująca, ale przede wszystkim naprawdę dobrze napisana. Byłem więc szczęśliwy, że mogę ją poznać. Dopiero po spotkaniu z nią – zaraz po naszej pierwszej godzinnej rozmowie – w głowie pojawiła mi się myśl, że naprawdę chcę napisać ten scenariusz, ponieważ zauważyłem, że prawdziwa historia była o wiele większa, niż to, co umieściła w książce. Nie opisała w niej całej historii, a ja zobaczyłem w niej unikalną bohaterkę, której historię można opowiedzieć w naprawdę interesujący sposób. Miałem wiele problemów z pomysłami na filmy – nie przychodzą mi one lekko. Ale wtedy, na parkingu, pojawił mi się w głowie. Było to trzy lata temu.

– Jak więc wygląda prawdziwa historia? Jakie informacje zdobyłeś od niej, których nie było w książce?

– Molly Bloom zabrakło niecałych dwustu metrów, by pojechać na Igrzyska Olimpijskie. Zaliczyła jednak upadek i udała się do prestiżowej szkoły prawniczej. Zdecydowała się jednak wziąć wolny rok, zanim rozpocznie tam naukę. Pojechała do Los Angeles. Dostała pracę jako asystentka w biurze i pomagała swojemu szefowi organizować jego pokerowe gry. Ostatecznie została największą na świecie organizatorką pokera na wysokie stawki. Chodzi o miliony dolarów zmieniające właścicieli co kilka minut. Przez nieuwagę wpuściła jednak do gry kilku członków rosyjskiej mafii, dlatego FBI zainteresowało się jej osobą. Chcieli zrobić z niej swoją wtyczkę. Reszty nie mogę zdradzić.

– Jakie motywy lub pomysły porusza ten film?

– Jest ich wiele, ale najważniejsze są charakter i uczciwość. Ona ma obie te cechy. Niedawno odbył się pokaz testowy, na którym usłyszałem wspaniały komentarz: „Ona jest jak Wonder Woman, ale bez super mocy”. I taka właśnie jest. To wyjątkowa kobieta. Mocna jak dąb. Ma w sobie nieco z Wilusia E. Kojota – gdy wbiega w ścianę, robi to na pełnej szybkości. Ale jest uczciwa. To dla niej najważniejsze. A dzisiaj jest to wyjątkowa i bardzo odważna cecha.

– Jaki jest podział filmu ze względu na samego pokera i na jej życie poza grą?

– Jeśli jesteś pokerzystą, spodobają ci się pokerowe sceny – ale nie jest to film o pokerze. Nigdy nie obchodziło nas, kto wygra, a kto przegra rozdanie. Film jest o niej i o tym, co jej się przytrafiło. I o dwóch związkach w jej życiu: z jej adwokatem w sprawach karnych, granym przez Idrisa Elbę, i z jej ojcem, Kevinem Costnerem.

– Porozmawiajmy o Jessice Chastain jako Molly Bloom. Dlaczego to ona była odpowiednią osobą do tej roli?

– Szaleję za Jessicą i jest naprawdę niesamowita w tym filmie. To ona ciągnie go za sobą na własnych barkach.

Jessica jest mądra, zabawna i ironiczna. Nie musi grać silnej, ona taka jest. Jak tylko skończyłem pisać scenariusz wiedziałem, że chcę właśnie ją. Bardzo się cieszę, że udało się przekonać ją do tej roli. Sześć pierwszych dni kręcenia to sześć różnych scen tylko z Jessicą i Idrisem – były to tylko dialogi na siedem, osiem, dziewięć stron. Mieliśmy bardzo mało czasu na próby, a tego typu sceny robi się zwykle ćwicząc je wcześniej przez nawet cztery tygodnie – a my mieliśmy jeden dzień. Gdyby jedno z nich było choć trochę słabiej przygotowane, gdy pojawili się na planie, nie dalibyśmy rady tego zrobić. Ale oni poradzili sobie znakomicie.

– Byłeś płodnym scenarzystą, ale to twój pierwszy raz w roli reżysera. Co cię do tego nakłoniło? Dlaczego akurat przy tym filmie postanowiłeś stanąć za kamerą?

– Wiedziałem już od pewnego czasu, że przyda mi się treściwa i spójna odpowiedź na to pytanie, ale wciąż takiej nie mam. Nie napisałem tego filmu w celu wyreżyserowania go. Napisałem go tak, jak robiłem to z innymi scenariuszami i zwróciłem się do producentów – Marka Gordona i Amy Pascal – by przejrzeli listę potencjalnych reżyserów. Omawialiśmy każdą kandydaturę, ale na koniec oboje stwierdzili „Uważamy, że ty powinieneś go wyreżyserować”. Dali mi trzy tygodnie do namysłu, a ja po prostu mocno zżyłem się z tą historią. Bóg mi świadkiem, że bałem się za to zabierać, ale czułem, że jeżeli kiedykolwiek mam to zrobić, to właśnie teraz. Czułem, że mam szansę być w tym dobrym. Nie ogólnie w reżyserowaniu, ale w reżyserowaniu tego filmu.

– Nauczyłeś się czegoś o swoim pisaniu, gdy musiałeś zarazem być reżyserem?

– Tak, że aktorzy nie mają chwili na oddychanie [śmiech].

– Ale o tym wiedziałeś już chyba wcześniej?

– Wiedziałem już od czasów bycia producentem wykonawczym, a zarazem głównym scenarzystą seriali telewizyjnych. Jako scenarzysta jestem bardzo aktywny podczas produkcji. Jestem na planie każdego dnia, jestem na castingach. Powiedziałbym, że każdego dnia uczyłem się dziesięciu nowych rzeczy o robieniu filmów, ale lepiej by było, gdyby było ich ze dwadzieścia.

– Podobało ci się reżyserowanie? Jest to coś, co chciałbyś robić częściej w przyszłości?

– Było wspaniale. Pokochałem to, ale myślę… cieszę się, że David Fincher wyreżyserował „The Social Network”. Że Mike Nichols zrobił „Wojnę Charliego Wilsona”. Że Bennett Miller zrobił „Moneyball”, a Danny Boyle „Steve'a Jobsa”. Cieszę się, że wyreżyserowałem „Molly's Game”, a w przyszłości chciałbym robić jedno i drugie.

– Jessica wspominała, że w ramach researchu sama poszła na kilka gier na wysokich stawkach. Zrobiłeś to samo?

– Nie. Praktycznie cały mój research wziął się z rozmów z Molly. Ona mi opowiadała o wszystkim, więc nie byłem na żadnym pokerze. Poszedłem za to… są dwie sceny w filmie, mające miejsce w klubie nocnym. Nigdy wcześniej nie byłem w takim miejscu, ale skoro miałem nakręcić takie sceny, musiałem wiedzieć, jak taki klub wygląda od środka, więc poszedłem do jednego. Siedziałem więc w 1 Oak przez pół godziny.

jessica chastain

– I jak poszło?

– Był to kres moich badań w tym zakresie.

– Czyli nie bawiłeś się zbyt dobrze?

– Wydawało się to świetnym miejscem. Ale ja dowiedziałem się wszystkiego, czego potrzebowałem, w te trzydzieści minut. Gdybym był ze znajomymi, zostałbym dłużej. To wspaniałe miejsce. Świetnie się bawiłem w 1 Oak, ale byłem tam sam i chciałem tylko zobaczyć, jak to wygląda od środka.

– Wielu celebrytów było zamieszanych w tę historię. Czy odezwało się do ciebie więcej znanych osób, które brały udział w grach organizowanych przez Molly, lub może ty dotarłeś do nich?

– Wszyscy, którzy słyszeli o tej historii wiedzą, że ta bardzo atrakcyjna kobieta organizowała też gry dla celebrytów. To jednak tylko niewielki kawałek całej historii. Opowiadamy o „Molly's Game”, ale to właśnie to, o co chodziło mi mówiąc, że prawdziwa historia jest o wiele większa.

Czy rozmawiałem z ludźmi, których nazwiska pojawiają się w książce? Tak, ale w filmie nie mamy nikogo grającego Tobey Maguire'a czy Matta Damona. Ale tak, rozmawiałem z osobami zamieszanymi w to. Na początku filmu słyszymy Molly w roli lektora, która mówi, że zmienione zostały wszystkie nazwiska oprócz jej samej. Zrobiliśmy wszystko, żeby nie ujawniać podobieństw do prawdziwych osób, dlatego nie ma sensu bawić się w zgadywanki podczas seansu. Swoją drogą to bardzo uczciwe z jej strony, że odmawia wyjawienia nazwisk słynnych osób, których sekrety zna. A skoro ona nie chce tego robić, to film z pewnością również tego nie zrobi.

najwyższy rakeback baner

ŹRÓDŁOEW.com
Poprzedni artykułWPT Legends of Poker – J.C. Tran i Phil Hellmuth w walce o finał
Następny artykułSunday Million Live – overlay w PokerStars Cup, czterech Polaków w finałowym dniu