Ma 25 lat i jest niepokonanym w 27 walkach zawodowym bokserem. Co więcej, za nieco ponad tydzień będzie miał szansę zostać pierwszym w historii polskim mistrzem świata wagi ciężkiej. Andrzej Wawrzyk 17 maja w Moskwie stanie do 12-rundowego pojedynku z broniącym pasa federacji WBA mistrzem olimpijskim Aleksandrem Powietkinem. Polak, który w wolnych chwilach jest zapalonym pokerzystą, ma już plan na ten pojedynek. – Coś mi się wydaje, że on blefuje. Muszę go tylko przyłapać na tym blefie i wrócić do Polski z pasem mistrza świata! – zapowiada Andrzej.
Wawrzyk jest piątym polskim bokserem, który stanie do walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Przed nim swoich sił próbowali Andrzej Gołota (porażki z Lennoksem Lewisem i Lamonem Brewsterem w 1. rundach oraz dwa niesłuszne werdykty sędziowskie: remis z Chrisem Byrdem i porażka z Johnem Ruizem), Albert Sosnowski (porażka w 10. rundzie z Witalijem Kliczką), Tomasz Adamek (też z Witalijem, i też w 10. rundzie) oraz Mariusz Wach (porażka na punkty z Władymirem Kliczką, a następnie wpadka dopingowa). Jest też najmłodszym polskim pięściarzem, który dostąpi tego zaszczytu.
– Walka z Powietkinem to dla mnie wielka szansa. To oczywiście znakomity zawodnik, amatorski mistrz świata i złoty medalista olimpijski. Ale z drugiej strony: nie jest tak dobry jak bracia Kliczko, robi sporo błędów. Zdarzały mu się słabsze walki, do których nie był najlepiej przygotowany – podkreśla Andrzej Wawrzyk, który w przerwach między walkami i treningami grywa w pokera. – Ostatnio zupełnie nie mam czasu na grę, w stu procentach skupiłem się na boksie. Za mną najtrudniejsze przygotowania w karierze, ciężkie treningi oraz seria 10 i 12-rundowych sparingów. Ale po walce z Powietkinem z przyjemnością znów usiądę do stołu.
Tym bardziej, że bankroll nie powinien stanowić problemu. Walka o mistrzostwo świata, nawet jeśli przegrana, zapewni Andrzejowi solidny zastrzyk gotówki: w pojedynkach na tym poziomie praktycznie nie wchodzą w grę kwoty nie idące w setki tysięcy dolarów. Gdyby Polak wygrał, z miejsca stałby się milionerem.
– Jakby to porównać do pokera? Bracia Kliczko mają w ręku po parze asów, w normalnych okolicznościach praktycznie nikt nie ma z nimi szans. Co trzyma Powietkin? Moim zdaniem to wcale nie są króle czy damy, raczej jakieś konektory. A tak naprawdę, to coś mi się wydaje, że on po prostu chce mnie wyblefować. Ale to się nie uda, muszę go tylko przyłapać na tym blefie – śmieje się Andrzej.
Aleksander Powietkin ma już zaplanowaną kolejną walkę: z ukraińskim mistrzem świata innych federacji – Władymirem Kliczką. Na stole w tamtym pojedynku będą leżały 23 miliony dolarów. Żeby jednak doszło do walki unifikacyjnej, Rosjanin musi wygrać z Polakiem.
– Mam zamiar pokrzyżować im te wielkie plany. Tak jak w pokerze: zaczynając turniej nie możesz myśleć o tym, jak zagrasz na stole finałowym; musisz skupiać się tylko na najbliższym rozdaniu, żeby nie zrobić jakiegoś prostego błędu. Skoro Powietkin chce myśleć o Kliczce, to jego sprawa. Ja skupiam się tylko i wyłącznie na tym, co wydarzy się w Moskwie – zapewnia Wawrzyk. – Ze mną w Rosji będzie cała ekpia, moi przyjaciele z grupy bokserskiej z Krzyśkiem Włodarczykiem i Arturem Szpilką na czele. To będzie polski najazd na Moskwę, zrobimy tam rozpierduchę – śmieje się bosker.
Andrzej, trzymamy kciuki!