W pewnym momencie naszego pokerowego rozwoju dochodzimy do momentu, w którym patrzymy na grę teoretycznie lepszych od nas i nie dostrzegamy większej różnicy pomiędzy tym co gramy sami, a tym co prezentuje ten lepszy od nas.
W tym momencie zadajemy sobie pytanie – w czym taki Jason Mercier/Tom Dwan/ Chris Moorman jest od nas lepszy? Przecież my gramy dokładnie tak samo. Pojawić się wtedy może wątpliwość – czy w tym pokerze na pewno chodzi o umiejętności? A może od pewnego momentu to już tylko kwestia szczęścia?
No bo jeśli sami uznajemy, że gramy podobnie do najlepszych, a my siedzimy na naszych średnich stawkach, podczas gdy „oni” grają high rollery na całym świecie to uznajemy, że coś jest nie tak. Warto więc zastanowić się nad tym co odróżnia tych najlepszych z najlepszych od całej reszty po prostu dobrych pokerzystów.
Znajomość strategii i teorii pokera? Na pewno nie, przy dzisiejszym bardzo szerokim dostępie do przeróżnych materiałów edukacyjnych (książki, strony www, filmy szkoleniowe czy prywatne lekcje) osoby, którym zależy na pokerowym rozwoju bez większych problemów posiądą wiedzę równą, albo nawet przekraczającą wiedzę tych najlepszych. Umiejętność czytania rąk czy wyczucie dynamiki stołu? To z pewnością umiejętności spektakularne, niektóre sprawdzenia czy pasowanie kart w wykonaniu takich graczy jak np. Phil Ivey wzbudza głośne okrzyki zachwytu. Chociaż czasami może nam się wydawać, że taki Ivey potrafi czytać w głowach swoich przeciwników to tak naprawdę umiejętność czytania rąk to połączenie naszej wiedzy teoretycznej, doświadczenia i umiejętności obserwacji wydarzeń przy stole. Ciężko więc stwierdzić, że to właśnie to jest tym nieuchwytnym elementem, który odróżnia najlepszych od reszty.
Jest jednak coś co można z pewnością zakwalifikować jako to co mają najlepsi, a czego nie ma reszta. Tym czymś jest kontrola własnych emocji, umiejętność panowania nad sobą, kontrola nad tiltem i tym podobne psychologiczne aspekty gry w pokera. Pomyślicie, że to tak naprawdę mało istotny element pokerowych umiejętności. Bo jakie znaczenie może mieć to czy po pechowym rozdaniu rzucimy myszką, czy też uderzymy w laptopa (więcej o niszczeniu komputera możecie przeczytać w wywiadzie z Kądzielem). Nie chodzi jednak o to jak zareagujemy uzewnętrzniając swoje emocje, ale o to co będzie się działo z nami w środku.
Poker z natury musi być grą frustrującą, nie ma chyba innej gry/sportu, w którym bardzo dobry gracz może tak łatwo przegrać ze słabym. Jednak to co z jednej strony jest frustrujące z drugiej strony jest powodem niezwykłej popularności pokera. Gdyby nie wariancja, która powoduje, że nawet początkujący gracz może odnosić pojedyncze wygrane, poker nie cieszyłby się tak wielkim zainteresowaniem. Pomyślmy, czy jeśli za każdym razem wygrywałby ten co podejmuje najlepsze decyzje, ten co ma najlepsze karty to tyle ludzi grałoby w pokera? Dlatego właśnie zaakceptowanie i zrozumienie tego, że nie możemy zawsze wygrywać, że nasze asy muszą być połamane, a od czasu do czasu rywal musi trafić swojego dwu-outera na river jest niezwykle ważne dla naszego rozwoju i naszych długoterminowych zysków. Reagując zbyt emocjonalnie na przegrane, ale też i na wygrane możemy doprowadzić do tego, że nie będziemy grać optymalnie. Kolejne decyzje podejmować będziemy pod wpływem emocji, a to już na pewno nie będzie nasza A-game. I tutaj właśnie jest różnica pomiędzy najlepszymi, a resztą – być może na najwyższym poziomie jesteśmy w stanie grać jak Phil Ivey, ale różnica polega na tym, że Ivey na tym najwyższym poziomie gra cały czas, bez względu na to co dzieje się dookoła. Tymczasem nam wystarczy jedno, drugie pechowe rozdanie, jeden cooler i już zaczynamy grać B-game. Potem kolejne sesje na minus, łapie nas downswing i już gramy C, albo i D-game. Ta faza, kiedy nie gramy A-Game, która u niektórych może trwać bardzo długo ma bardzo znaczący, wręcz kluczowy wpływ na nasze długoterminowe wyniki.
Przyjrzyjmy się reakcjom większości najlepszych graczy. Czy Mercier, Ivey, Selbst, Dwan i im podobni kopią w stół po pechowym rozdaniu, krzyczą i rozwodzą się nad swoim pechem czy wyzywają przeciwników? Nie, siedzą spokojnie przesuwają żetony do rywala i czekają na kolejne rozdanie. Tak samo zresztą zachowują się w przypadku szczęśliwych wygranych. Nie przypominam sobie Phila Ivey krzyczącego „One time”, nie wyobrażam też sobie Vanessy Selbst wykonującej szalony taniec radości wokół stołu po tym jak spadł szczęśliwy dla niej river. Takie przypadkowe zwycięstwa traktują oni tak samo jak pechowe przegrane – po prostu jako jeden z nieodłącznych elementów gry w pokera, który nie ma żadnego wpływu na ich długoterminowe wyniki. Zawsze można przytoczyć przykłady Phila Hellmutha, Mike'a Matusow czy Tony'ego G jako zaprzeczenie tego co napisałem powyżej. Są to jednak tylko wyjątki potwierdzające regułę. Zresztą tak naprawdę takim wyjątkiem jest tylko Phil Hellmuth, bowiem zachowanie Tony'ego G to w mojej opinii przede wszystkim kreacja własnego wizerunku, a nie prawdziwe zachowanie. Z kolei Mike Matusowa pomimo całej sympatii to raczej do czołowych pokerzystów trudno zaliczyć.
Dlaczego ci najlepsi tak doskonale panują nad swoimi emocjami? Czy to zasługa jakiejś wrodzonej cechy? Nie sądzę, dzieje się tak dlatego, że oni w pełni rozumieją na czym polega poker. Wiedzą, że czasami po prostu musisz pechowo przegrać, a czasami zdarzy ci się fartowna wygrana, ale zdając sobie sprawę ze swoich umiejętności wiedzą, że te pojedyncze pechowe/szczęśliwe rozdania nie mają żądnego znaczenia dla ich długoterminowych wyników i zysków.
Oczywiście bycie tak opanowanym i zachowanie pełnej kontroli nad swoimi emocjami nie jest zadaniem łatwym. Musimy jednak wiedzieć, że dopóki w pełni nie zaakceptujemy faktu, że rozdanie KK vs AA na wojnie blindów to coś normalnego, a nie spisek oszukańczego pokerroomu, nie będziemy mogli nawet myśleć o osiąganiu naprawdę wielkich, pokerowych sukcesów. Dopóki pojedyncze pechowe rozdania będą powodowały u nas negatywne emocje nie będziemy mogli uznać siebie za kompletnego, wygrywającego gracza. Być może będziemy cały czas na plusie, ale fakt, że rządzą nami emocje będzie powodował, że nasze zyski będą mniejsze niż powinny być. Oznacza to, że myśleć o wynikach jakie osiągają najlepsi będziemy mogli dopiero wtedy, kiedy skutecznie połączymy następujące czynniki:
- kompletną wiedzę o pokerowej teorii,
- doświadczenie z setek tysięcy rozdań
- pełną kontrolę nad swoimi emocjami
🙂 Pawcio ma rację i ty Kolego ją masz, bo napisałeś to samo…no,wyjąwszy tą karme.
Ciekawy artykuł, ponieważ porusza ważny temat.
Oczywiście można nawet średnio inteligentnego człowieka nauczyć grać. Ale nie będzie w stanie się dostosować do zmieniających się warunków (jeśli w ogóle) i stąd się bierze frustracja. Najlepsi gracze potrafią samodzielnie znajdywać profitowe zagrania i z nich korzystać zanim trafią do szerokich mas poprzez strony treningowe itd.
Lepsi gracze przetwarzają więcej informacji, wyciągają z tego lepsze wnioski, doskonalej posługują się logiką i popełniają mniej błędów, są bardziej skoncentrowani i potrafią odróżnić finezyjnie niuanse, które zwykły człowiek nie dostrzega. Są w styczności z Bogiem i posiadają lepszą karmę.
Jezeli jakis „artykul-wpis” jest slaby – czesto nawet nie chce tracic „sil” na wpisywanie negatywnego komentarza… – ale jesli widze taki „wpis” – musze chylic czola i przyznac ze Pawel Majewski „Dobrym autorem jest…” – tak 3maj,pozdrawiam
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.