Jak długonoga piękność, WSOP cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Płacimy wpisowe i już jesteśmy „in“. Możemy grać ramię w ramię z pokerowymi sławami i mamy takie same szanse, by zwinąć główną nagrodę.
Wiele już napisano o turnieju, ale przecież nie samym pokerem człowiek żyje. W czasie turnieju lud musi zaspokoić podstawowe potrzeby. Musi coś zjeść i skorzystać z toalety. A to juz nie jest takie proste… W turnieju grają tysiące ludzi, którzy mają przerwę w tym samym czasie. Dziękowałam Bogu, że jestem kobietą (chyba że był to babski turniej), bo kolejka do męskiej toalety nie miała końca. Podobnie z resztą jak we wszystkich knajpach. Nawet dostajesz bon na jedzenie razem z wpisowym, ale nie udało mi się z niego skorzystać. Mogłam na spokojnie dostać się do knajpy po wylocie z turnieju, ale jakoś przestawałam być wtedy głodna.
Turniej , turniejem ale w końcu jesteśmy w Vegas. Niedograni jeżdżą jeszcze po kasynowych poker room‘ach. Ale przecież w końcu trzeba i od kart odpocząć. A Vegas jest Wam to w stanie zaoferować. Kto oglądał film „Kac Vegas“ wie, jak można się zrelaksować 🙂
Swoją drogą, dawno się tak nie uśmiałam na filmie, więc polecam. A w Vegas polecić mogę na pewno zaaaaakupy! Najlepsze marki w centrum i ich outlety na obrzeżach. Naprawdę na każdą kieszeń. Osobiście najlepsze wspomnienia mam z czasów, gdy dolar kosztował dwa złote.
Jeśli ktoś lubi aktywny wypoczynek, też nie będzie się nudził. Absolutnie godne polecenia są super siłownie, połączone ze spa i kompleksem basenów. Do dyspozycji za logiczną kwotę w każdym z lepszych hoteli. Ciekawe jest to, że potrenować można do ok. 19. Później kasynowe molochy zalecają trening, ale raczej przy ruletce.
A jak nie chcemy sie męczyć, ale brać udział w wielkim widowisku sportowym, to wyprawa na galę boksu jest najlepszym pomysłem. Vegas to raj dla fanów boksu. Gale zaczynają sie około 19 albo 20, ale nie ma co się spieszyć. Wszyscy i tak schodzą się dopiero po 22, na główne walki wieczoru. Szanse, że spotkamy Sylwka Stallone czy Mike'a Tysona naprawdę duże. Mnie się udało 🙂
Po sportowych emocjach trzeba ruszyć coś zjeść. Jeśli chcecie coś naprawdę wykwintnego, Vegas to idealna miejscówka. Wszystkie lepsze hotele mają kilka różnych restauracji, a szefowie kuchni to gwiazdy prześcigające się w nagrodach.
Są też słynne bufety. Szybko, smacznie, różnorodnie i… zawsze lekkie kłopoty z trawieniem… Szczególnie, jak patrzysz, jaką kombinację potraw sąsiad ma na talerzu.
No, ale jak już zakochaliście się w Vegas, to możecie pójść krok dalej i naprawdę związać się z tym miejscem, stanem Nevada i miłością swego życia (lub vegaskiego weekendu) i wziąć lasveganski ślub. Jest w czym wybierać. Od eleganckiej ceremonii w hotelu Wynn po kapliczki z ciągle żywym Elvisem. Ale wbrew pozorom nie jest to takie łatwe. Zgodnie z literą prawa trzeba pofatygować się do ichniejszego ratusza, wypełnić parę formularzy, wnieść opłatę i dopiero z takim kwitkiem lądujemy w kaplicy. Spontan w takim wypadku już wykluczony, ale pewnie można to jakoś obejść, żeby było filmowo, a prawnym sankcjonowaniem zająć się (lub nie) następnego dnia.
9 godzin różnicy w czasie może Wam lekko pokręcić w głowie, ale w Vegas warto dać sie zakręcić i to nie tylko kartami.
***
A teraz trochę z krajowego podwórka. Na PartyPoker mamy fajną ligę dla polskich graczy. Chodzi w niej o to, że zliczane są punkty za miejsca w turniejach poniedziałkowych (to ten ze mną), wtorkowych i środowych. Na koniec miesiąca trzech najlepszych graczy odbiera nagrody – wejściówkę do Monthly Million wartą 640$ i dwa tickety do $300k guaranteed (każdy o wartości 215$). W tym miesiącu jak na razie jestem nawet w czubie klasyfikacji, bo w pierwszych trzech turniejach trzy razy zapunktowałam na FT, raz udało się wygrać. Trochę żałuję poprzedniego poniedziałku, bo też mogłam pokusić się o pierwsze miejsce, ale mój all-in przed flopem z AA na ręku okazał się jakimś cudem za słaby i skończyło się na szóstym miejscu:)
Zapraszam wszystkich zwłaszcza na poniedziałki (20.30), kiedy są dwie stówki nagrody za moją głowę i bardzo duża pula gwarantowana – 1500 dolarów. Frekwencja latem troszkę spada, konkurencja nie taka olbrzymia, więc naprawdę można miło spędzić czas, troszkę pogadać i wygrać fajne nagrody. Gaduł trochę przy stolikach mamy – „Olkaciapak”, „Hohohupi”, „Zgietymambus”… Przyznam, że gra tylko pomiędzy rodakami ma jakoś więcej uroku.