W pogoni za idealnym ujęciem

0

„Które z moich zdjęć jest moim ulubionym? To, które zrobię jutro” – te słowa amerykańskiej fotograficzki Imogen Cunningham to chyba najlepsze motto dla każdego, kto zajmuje się fotografią. To, co już zostało zrobione szybko traci na znaczeniu i każdy fotograf zaraz po zrobieniu dobrego zdjęcia przechodzi do trybu poszukiwania kolejnego udanego ujęcia. Dziś słów kilka o mojej fotograficznej pasji, którą rozwijam w sobie ostatnio coraz mocniej.

Po zrobieniu prawa jazdy każdy chce od razu wsiadać za kierownicę swojego samochodu i podbijać ulice i autostrady. To zupełnie naturalne, bo każdy uważa, że przecież już umie jeździć. Moim pierwszym własnym samochodem był Fiat 125p, pełnoletni składak, w którym co chwila coś się psuło, coś nie działało i coś trzeba było łatać (np. kiedyś u kowala na Mazurach, gdy całe tylne zawieszenie wpadło do bagażnika przez przerdzewiałą podłogę). Jednak dzięki temu nauczyłem się jeździć samochodem – musiałem być wiecznie czujny, skupiony, skoncentrowany. Gdy po paru latach przesiadłem się do nowego samochodu kupionego w salonie praktycznie jechał on sam, nie musiałem się o nic martwić, wszystko przychodziło samo i naturalnie.

Czemu o tym wspominam? Bo uważam, że dokładnie tak samo jest z robieniem zdjęć. Henri Cartier-Bresson, wybitny francuski fotoreporter, powiedział kiedyś, że najgorsze będzie twoje pierwsze dziesięć tysięcy zdjęć. To proste i prawdziwe stwierdzenie – jest dokładnie tak samo, jak z tą jazdą samochodem. Niby masz już prawo jazdy, ale do dobrego kierowcy to ci na pewno daleko. Gdy masz aparat w ręku możesz robić zdjęcia, ale do miana dobrego fotografa daleko ci tak bardzo, że nawet nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić. Dziesięć tysięcy zdjęć? Osobiście sądzę, że nawet kilka razy więcej…

Zabawy z aparatem zawsze mnie pociągały. Lubiłem uwieczniać rzeczywistość tu i teraz, choćby na potrzeby prywatne, rodzinne. Stąd u mnie w domu dziesiątki albumów z całego mojego małżeństwa, zdjęcia żony i dzieci, uwiecznione (jeszcze wtedy na kliszach) wakacje, wyjazdy z przyjaciółmi, imprezy, balety, a następnie (już aparatem cyfrowym) bowlingowe i pokerowe turnieje, na których bywałem. Od zawsze fotografuję wszystko, co się da. Nigdy jednak nie przykładałem się jednak do nauki robienia zdjęć, pstrykałem z tzw. „małpy”, bo to najszybciej i najłatwiej – aparat myśli za ciebie, ty masz tylko kliknąć guzik. Jakość nie była najważniejsza, interesowało mnie raczej to, co zostawało uwiecznione na zdjęciu.

Od pewnego czasu coś się jednak zmieniło, bo zacząłem myśleć o fotografii poważniej. Nie wiem, kiedy to do mnie przyszło, kiedy zacząłem się tym mocniej interesować i zgłębiać temat. Po prostu stało się. Chciałem robić fajniejsze zdjęcia, lepsze technicznie, z wykorzystaniem możliwości aparatu. Trzy lata temu na wakacjach na Teneryfie (doskonałe ceny na miejscu!) kupiłem swoją pierwszą lustrzankę Canona. Kilka miesięcy temu nabyłem swój pierwszy lepszy obiektyw. I choć są to wciąż sprzęty raczej amatorskie (no cóż, ceny lepszych aparatów i obiektywów zabijają każdą normalną kieszeń!), to jednak dające o wiele więcej możliwości. Tak jak z tym samochodem – zanim kupiłem sobie Passata, to pojeździłem Fordem Fiestą. Przyjdzie więc kiedyś czas na naprawdę dobry sprzęt fotograficzny, ale wciąż się uczę na tym, co akurat mam. Zacząłem też ostatnio kursy fotografii, które dają mi mnóstwo wiedzy praktycznej i teoretycznej. Krótko mówiąc – wciągnęło mnie to na całego!

Co mnie najbardziej pasjonuje w fotografowaniu? Ktoś kiedyś powiedział takie słowa: Fotografia jest sztuką obserwacji. To umiejętność znalezienia czegoś interesującego w zwykłym miejscu”. Bardzo mocno zgadzam się z tym stwierdzeniem. W praktycznie każdej sytuacji można zrobić fajne, ciekawe, udane zdjęcie. Trzeba tylko wiedzieć, jak w tej sytuacji znaleźć się z aparatem. Kogo lub co „upolować” okiem obiektywu, jak tę sytuację zilustrować jednym zdjęciem, które później nie będzie potrzebowało podpisu lub opisu, aby każdy wiedział, co się na nim znajduje. To chyba wyzwanie, przed którym stoi każdy fotograf. Nie ma znaczenia, czy robię zdjęcia na wakacjach, na spacerze z żoną czy na turnieju pokerowym – zawsze chcę utrwalić coś, co akurat mi się spodobało, co się fajnie „sprzeda” na zdjęciu. Obrazek, emocje, postać, widoczek, zachowanie… Nigdy nie wiesz, na co trafisz, do momentu, jak tego nie zobaczysz. Do człowieka z aparatem w ręku należy już umiejętność odpowiedniego działania w zastanej sytuacji.

Oczywiście wszystkie nowo zdobywane umiejętności staram się wykorzystywać głównie na turniejach, z których robię relacje. Gdy patrzę na swoje stare zdjęcia z pokerowych eventów sprzed lat i na te, które robiłem ostatnio, widzę jaka przepaść dzieli te prace. Jednocześnie jaram się bardzo faktem, że mnóstwo osób zwróciło ostatnio uwagę na to, że te obecne zdjęcia są już o wiele lepsze i składało mi gratulacje, że udało się zrobić kilka ciekawych ujęć. Jasne jest, że nie każde zdjęcie będzie „wow!”, bo tego nie potrafią zrobić nawet profesjonalni fotografowie. Ale jeśli wśród 500 zdjęć z kilkudniowego festiwalu będzie kilka czy kilkanaście takich, o których ludzie powiedzą „to jest to!”, wtedy będę naprawdę mega zadowolony. Ansel Adams, znany amerykański fotograf, powiedział kiedyś, że dwanaście świetnych fotografii każdego roku to wspaniały plon. Coś w tym jest, bo mimo tego, że można zrobić sporo zdjęć dobrych, to te naprawdę wybitne zdarzają się niezwykle rzadko.

Od dłuższego czasu obserwuję wszelkiego rodzaju galerie zdjęć ze wszystkich możliwych turniejów pokerowych. Jest ich na portalach pokerowych i Facebooku mnóstwo, praktycznie prawie codziennie można coś znaleźć. Podglądam tych najlepszych, szukam pomysłów na moje kolejne zdjęcia, ale wyszukuję też błędów, których muszę się wystrzegać (a tych można znaleźć naprawdę bardzo dużo w cudzych pracach, nawet u najlepszych ludzi w branży – wystarczy przejrzeć choćby galerie zdjęć z WSOP). W pracy z aparatem na turnieju najbardziej podoba mi się portretowanie graczy, a nie wrzucanie suchych zdjęć przedstawiających znudzonych ludzi siedzących przy stole.

Portret jest czymś bardzo prywatnym, często wręcz intymnym, więc ciekawe ujęcie, złapanie emocji na twarzy zawodnika, jest sztuką dość ciężką. Pokerzyści często spinają się, gdy widzą obiektyw wycelowany w ich kierunku. Prostują się, przybierają sztuczne pozy, gapią się prosto w obiektyw, zgrywają prosów – a ja takich zdjęć nie lubię robić. Interesuje mnie za to złapanie ich w sytuacji, gdy oni są sobą, są prawdziwi, pokazują swoje oblicze, gdy nie wiedzą, że są obserwowani. Poker wyzwala w ludziach ogromne emocje i choć są one często głęboko skrywane, to czasem da się je złapać na zdjęciu. Wierzcie mi lub nie, ale gdy robię zdjęcia graczom na turnieju, to wiele mówią ich oczy – i to naprawdę często widać. Mimika twarzy czy język ciała też są ciekawymi elementami do fotograficznego polowania na sali turniejowej. Można z tego zawsze coś ciekawego wyłapać, bo obiektów do obserwacji nigdy nie brakuje.

Nie ukrywam, że pewnych graczy fotografuje się z przyjemnością – są po prostu samograjami, ich zdjęcia prawie zawsze wychodzą fajnie, ciekawie, interesująco. Muszę się jednak przyznać, że są też tacy pokerzyści, których po prostu nie znoszę fotografować, bo… nigdy nie mogę im zrobić dobrego zdjęcia! I to nie jest kwestia jednego dnia na turnieju, ale na przykład kilku festiwali z rzędu! Mam kilku takich, którzy albo zawsze wychodzą źle, albo zawsze identycznie na każdym zdjęciu. I to jest właśnie wyzwanie – zrobić im wreszcie jakieś dobre zdjęcie, złapać ciekawe ujęcie, na którym wyjdą po prostu dobrze. Dam Wam prosty przykład – przez osiem dni PartyPoker Million Grand Final w Barcelonie nie mogłem zrobić dobrego zdjęcia Stephenowi Chidwickowi, bo wiecznie… odbijało mi się światło od jego łysej, wypolerowanej głowy! Ot, takie prozaiczne kłopoty…

Nie mam wątpliwości, że do miana dobrego fotografa brakuje mi wciąż wiele. Codziennie staram się jednak czegoś nowego nauczyć, zapisałem się na kolejne kursy, sporo czytam, wymieniam doświadczenia z innymi amatorami fotografii. Ćwiczę skilla. Mam też kilka ciekawych pomysłów na fotograficzne prace. Nie marnuję też szans na codzienne pstrykanie, choćby w warszawskim ZOO…

…czy Łazienkach.

Każde kolejne zrobione zdjęcie daje nowe doświadczenie i zbliża mnie do poziomu, który uznam w końcu za satysfakcjonujący. Jeśli więc będziecie gdzieś kiedyś oglądać moje kolejne zdjęcia, to chętnie posłucham Waszych komentarzy, opinii i ocen. Wy też pomóżcie mi zrobić moje ulubione zdjęcie. Oczywiście to, które zrobię jutro…

Poprzedni artykułDziś startuje Powerfest fastforward rake race – 50.000$ do podziału!
Następny artykułArlie Shaban – maratończyk z Twitcha dołącza do Run It Up