Stanko? Lewy blog? Ale o co chodzi? Chce człowiek popisać z przymrużeniem oka, jak to jest, gdy się jest z tej drugiej strony, to zaraz podejrzenia wzbudza…
Na żadnych punktach czy czymś tam mi nie zależy, bo grać i tak nie umiem. I nie zamierzam się nauczyć. Jeden karciarz w domu wystarczy. Ktoś przecież musi miseczki po orzeszkach pozbierać i zmywarkę załadować. A propos – tak mi się przypomniało, jak kiedyś wróciłam z pracy, a Mój siedzi i gra. Chciałam sobie zrobić kawę, ale nie miałam w czym. Wokół niego stało 12 filiżanek i jedna szklanka;-)
Na razie wystarczy, że siedzę i kibicuję. Zwłaszcza, gdy stawką jest nowa lodówka;-) A propos – obiecaną lodówkę znów szlag trafił. Dwa wyjazdy na grę na żywo niestety nie przyniosły dużych zysków. Wygrane jedynie pokryły koszty. Zatem znów czekam do następnego „szipnięcia”. „Jak szipnie, to kupimy. Co z tego, że lodówka jest prawie pełnoletnia? Przecież mrozi. Jakby wódki nie dało się schłodzić, to co innego, ale tak”… A dodam, że lodówka miała być moim procentem od wygranego turnieju w Sylwestra, o którym wkrótce napiszę, bo to dość zabawna historia.
No właśnie. I tak to wygląda. Nie raz żartowaliśmy ze znajomymi, że powinnam opisywać mój „ciężki” żywot u boku pokerzysty, więc w końcu zaczęłam. Tyle.
Mi się podoba 🙂 Ode mnie plusy za oba odcinki. I chyba cieszę się, że mojej żonie nigdy taki pomysł nie wpadł do głowy 🙂
Nie gra sie całym bankrollem, jak nie stać na lodówke to grać max sity 5 a nie pchać sie w turnieje live gdzie koszty wyjazdu sa na poziomie lodówki
Skąd bierzecie te gimbusowe pomysły z nickami i takie dziecinne przekomarzanie się. WIELKIE OMG!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.