A czemu Ty dawno nic nie pisał?
Wciągnęła mnie Tajlandia na dobre. Nie będę ściemniał, że nie pisałem, bo dużo pracowałem. Zaczęło się od tego, że padł mi w komputerze dysk (dane udało się uratować), naprawa pare dni potrwała. I wyobraźcie sobie sytuację, że o 19 jestem wypoczęty po treningu, wykąpany, najedzony i… nie mam kompa by pograć, obejrzeć serial czy pogadać ze znajomymi. Co w takiej sytuacji miałem robić?! Wyjście oczywiście mogło być tylko jedno, spa…imprezować! I jak zacząłem, tak prawie przez miesiąc, nawet po szczęśliwym powrocie kompa do domu, nie mogłem przestaćJ Nie znaczy to, że codzień obijałem krawężniki szukając drogi do domu. Czasem grzeczne pare piwek i bilard, czasem gala Muai Thai i świętowanie wygranej znajomego, czasem spokojna posiadówka u znajomego w domu w małej grupie.
Przez ostatnie dwa miesiące moje życie kręciło się głównie wokół treningów, imprez i spędzania czasu z nowopoznanymi ludźmi. Poker i wszystko co z nim związane (blog) zszedł na dalszy plan.
Poznałem ludzi z całego świata, z każdego kontynetu i zbudowałem sobie grono znajomych. Wczoraj Elena z Rosji wraz z Vinem z Indii zapraszali do kina, pare dni temu z Mario (RPA) skoczyliśmy na saunę. Wiecie skąd on dość dobrze zna Polskę? Pracował długo w Pepkor, odpowiedzialnej za znane u nas sklepy Pepco. Otwierał sklepy w Polsce, RPA i Angoli.
Niedawno dopingowałem Kanadyjczyka Theo w jego pierwszej walce Muai Thai. Theo w swoim kraju był narkomanem, jego współtowarzysze niedoli powiedzieli mu, że nie da rady zerwać z nałogiem i trenować sztuk walki. Zawziął się i jest tu teraz z nami czysty. Nikt nie jest tak skupiony na celu jak on. Codzień wrzuca motywujące wpisy na fb.
W zeszłym tygodniu poznałem Holendra Alexa, do 16 roku życia grał w PSV, ale zawsze kochał sztuki walki i je równolegle trenował. W końcu zdecydował się na nie postawić, a teraz, od 4 lat mieszka w Tajlandii i utrzymuje się z boksowania. Z kolei Glenn, Australijczyk około 40-stki, pracuje na platformie wiertniczej u wybrzeży Australii. Praca zapewne ciężka, ale za to po 6 intensywnych tygodniach w robocie, Glenn ma zawsze 6 tygodni wolnego! Co ciekawe, nie wraca do swojego domu, a podróżuje po świecie. Opowiadał mi o festiwalu muzycznym w Zanzibarze, jak uciekał przed bykami w Hiszpanii, jak zjeździł Harleyem Stany. Słuchając go, odnosiłem wrażenie, że facet był już wszędzie, a jemu ciągle mało! W zeszłym tygodniu go żegnaliśmy, kolejny jego przystanek to Bali.
Wczesniej była tu też Carina, szwedzka Polka. Urodziła się w Skandynawii, ale jej mama dbała, by wiedziała skąd pochodzi. Gdy przekazała swojej mamie moje słowa podziwu jak dobrze radzi sobie z przetrudnym przecież Miodkowym językiem, ta się ze wzruszenia popłakała (rzeczywiście Carina po polsku mówiła prawie bezbłędnie, Smudzie mogłaby lekcji udzielać).
Ashley to z kolei babka z Nowej Zelandii. Była bardzo gruba i niezadowolona ze swojego życia. Rzuciła wszystko i przyjechała na Phuket by się odchudzić i odnaleźć zagubioną radość. Trenuje dwa razy dziennie i ma wyliczone, ile każdego dnia może wydać. Efekty jej diety są imponujące, ona sama tryska energią i już planuje, że po powrocie do swojego kraju postara się otworzyć gym ukierunkowany dla osób takich jak ona wcześniej.
Co sobotę trenujemy na plaży (a potem ją sprzątamy), organizatorem jest mieszkający tutaj trener personalny z Anglii, Krix. Przychodzą ludki z Brazylii, Nowej Zeladnii, Europy, USA, Tajlandii. Zawsze po treningu idziemy razem jeść. Ostatnio na 15 osób siedzących przy stoliku, naliczyliśmy 12 krajów.
Ta różnorodność mi odpowiada. Większość ludzi ma jakąś ciekawą historię do opowiedzenia. Wystarczy chcieć posłuchać.
„Ludzie tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi.”
– John Green (z książki „Papierowe miasta”)
Tak na koniec tego akapitu powiem Wam, że lubię moje obecne życie tutaj. Wszędzie mam blisko, parę minut skuterem, codzien ciepło, ludzie mili i ciekawi, gdy chcę mogę iść samemu do baru i tam na pewno znajdzie się ktoś do rozmowy, a gdy mam ochotę spedzić spokojnie dzień na plaży też nie ma problemu. Czy gdzieś mogłoby być mi lepiej..?
A trenuje Ty coś czasem?
W pierwszych akapitach wspomniałem kilka razy o Muai Thai. Jeżdżąc skuterem w okolicach naszego domu, mija się kilka gymów oferujących Muai Thai. Na wspomnianych plażowych treningach co rusz ktoś mi opisywał szczegóły. Będąc w Polsce uprawiałem różne sporty, ale żadnych sztuk walki. W końcu dałem się namówić i w jeden z listopadowych poniedziałków udałem się na trening. Jeszcze tego samego dnia wykupiłem miesięczny karnet i odbyłem kolejny trening.
Nie będę szczegółowo opisywał o co chodzi w Muai Thai, łatwo te informacje w internecie znaleźć. Wspomnę tylko, że podczas walki można uderzać łokciami i kolanami, także w klinczu, nie ma za to walki w parterze.
Większość z Was słysząc „zapisałem się na boks” ma zapewne przed oczami jednego trenera pokazującego ruchy i kilku kursantów te ruchy w powietrze powtarzających. I tak 2x w tygodniu po 1,5h. To wyobrażenie nijak ma się do tego jak trenuje się w Tajlandii. Pełny kurs to 2x dziennie po 2h przez 6 dni w tygodniu, więc tygodniowa dawka to 24h treningu (a wy jakie macie wymówki by 3x w tygodniu po godzince skoczyć na siłownię? :P). Wydaje się bardzo dużo, ale jest to spokojnie do wytrzymania (oczywiście nie dla Łukasików, którzy nie mają siły po treningu kilka razy piłkę w bramkę kopnąć), a postępy robi się błyskawicznie.
Na treningu czeka na nas 10-12 trenerów, zaczynamy od rozgrzewki, rozciągania, dwie rundy walki z cieniem. Następnie indywidualny trening w ringu, 5 rund jeden na jeden z którymś z trenerów, na dużej intensywności. Potem kolejne 5 rund ćwiczenie techniki na dużym worku. Po każdej z 12 rund robimy minimum 10 pompek i 10 brzuszków (czyli prócz całego treningu, dodatkowo 240 pompek i brzuszków dziennie). Ostatnia faza treningu jest zawsze inna, może to być sparing bokserski (bez łokci, kolan i kopnięć), ćwiczenie lowkicków, klinczu lub Wai Kru (rytualny taniec poprzedzający walkę). Trening kończymy wspólnym rozciąganiem i za parę godzin wracamy dalej trenować J
Gość na powyższym zdjeciu to jeden z moich najlepszych tajskich przyjaciół Linglom. Regularnie razem idziemy coś zjeść lub siedizmy w barze. Mówi dość dobrze po angielsku (jak na Taja), ma propozycję by w lutym wyjechać do gymu do Londynu. Nie podjął jeszcze decyzji, zastanawia się czy wytrzyma tamtejszą pogodę. Plusem wyjazdu są dla niego na pewno dziewczyny. Nie przepuści żadnej białej lasce, która przekroczy próg gymu! Jego skuteczność pod tym wzgledem, tak jak w ringu, robi wrażenie 🙂 good friend.
Dopiero z czasem zdałem sobie sprawę z kim ja tam trenuję. Każdy z trenerów ma za sobą minimum kilkaset walk, część z nich jest byłymi lub obecnymi mistrzami różnych regionów Tajlandii. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy po tygodniu treningów, jeden z trenerów mówi do mnie, że za 3 miesiące wystawią mnie do walki. Byłem przekonany, że to żart, ale szybko się okazało, że rzeczywiście nie ma problemu by wystąpić na którymś z lokalnych phuketowych bokserskich stadionów. Kilka miesięcy treningu i można zostać atrakcją turystyczną! J (i to wcale nie taką tanią, bilety 100-150zł). Wspomniany Mario wziął pierwszą walkę już po 2 miesiącach treningu, Theo po czterech, a obecnie do swojego debiutu przygotowuje się inny mój znajomy, Jake, który przyjechał tutaj na 3 miesięczne wakacje.
Na powyższym zdjęciu Wang, zwany przez nas Bang:) kolejny mój tajski kumpel. Fan Borussi Dortmund, bardzo dobrze idzie mu wymawianie „Piszczek” 🙂 Wiekszość z moich tajskich znajomych pochodzi z północnych rejonów Tajlandii, najczęściej Isaan. On jednak przybył na Phuket z południowych terenów graniczących z Malezją. Bang zaprosił mnie bym zobaczył „jego kraj” w przyszłym roku. A uwierzycie, że ten niepozorny chłopaczek ma za sobą 350 walk i był mistrzem Bangkoku w swojej kategorii wagowej?
Gdy wygasł mi miesięczny karnet, nie przedłużyłem go. Nie jestem w stanie pogodzić tak dużej dawki treningu, pracy, plaży, imprez, znajomych. Dlatego też prawdziwa walka na razie mi nie grozi, choć nie wykluczam, że kiedyś, choć raz, do tego ringu wejdę. Byłem dwa razy na galach bokserskich, emocje są ogromne, zwłaszcza jak walczą znajomi. A co dopiero, gdy samemu miałoby się stanąć twarzą w twarz z przeciwnikiem? Idąc na pierwszy trening nawet przez myśl mi nie przeszło, że będę się nad tym zastanawiał…
Moje mikro kontuzje (te widoczne):
Rączki nieskalane trudną pracą na początku się buntowały 🙂
By jeszcze bardziej zainteresowanym przybliżyć jak szybko można się tutaj w Muai Thai rozwinąć, polecam wywiad ze Szwedką, która obecnie jest mistrzynią w jednej z federacji (nie znam się nich zupełnie). Wklejam najciekawszy fragment:
Let’s begin with how you started training muay thai.
It was a bit random to be honest. I was exercising a lot when I was in my teens but mostly for the sake of staying slim or getting slimmer as I was working as a model. In my twenties I stopped all exercise and got into a somewhat unhealthy lifestyle. At 27 I decided to take up training again but as I had been very fit before it didn’t take long to get back into it. I felt I needed a new goal as motivation to exercise. I decided to start doing some kind of sport instead of just going to a gym and as I had been doing taekwondo when I was younger I chose kickboxing. However I didn’t really like kickboxing and wasn’t very good at it either. After a few months I read an article in a fighter’s magazine about a Swedish girl who went to train Muay Thai at a camp in Thailand and also had a fight there. I thought it sounded amazing and decided to go to the very same gym in the north of Thailand and try it out. I had never tried Muay Thai before but bought a book about it so that I was prepared when I got there. I went by myself to stay there for a month. It was a small camp that was just new, there was a few foreigners there who were all fighters but I was the only female and a beginner. I can’t explain what happened in my head there. But within a few days I was completely consumed with this new experience; I felt in love with the sport and with the lifestyle. I trained the whole month and had my first fight just before I went home. When I got back to Sweden I was a changed person. All I could talk and think about was Muay Thai and Thailand. Nothing else seemed important anymore. People must have thought I was crazy. The only thing I cared about was going back to Thailand as soon as I could. Three months later I went back for another six months.
http://www.milkblitzstreetbomb.com/muay-thai/interview-wmc-champion-teresa-wintermyr/
Jej słowa bardzo dobrze opisują to, co ja tu widzę każdego dnia. Nie jest łatwo opisać to, co stara się opowiedzieć Teresa (poznałem ją jakiś czas temu), za to łatwo to poczuć już po kilku tygodniach intensywnych treningów.
Obecnie staram się trenować jak najczęściej, ale też bilansować swój czas. Ideałem byłoby dla mnie 5x w tygodniu, raz dziennie. Przy takim trybie ciągle robię widoczne postępy, a mam też siłę i czas normalnie pracować.
Jeszcze parę słów o cenie treningów. Miesięczny karnet kosztuje 10.000 bahtów, czyli jakieś 1000zł. Na pierwszy rzut oka dużo. Moim jednak zdaniem, jeżeli się zastanowimy co za tą cenę dostajemy, to nie jest to wygórowana kwota. Traktując trening poważnie, mamy do dyspozycji praktycznie indywidualne zajęcia z mega doświadczonym trenerem w cenie 10zł/h (4h dziennie, 6 dni w tygodniu=ok 100h w miesiącu). W jakiej innej dyscyplinie jest to możliwe?
Jeżeli kiedyś zdaży Wam się do Tajlandii przyjechać, spróbujcie koniecznie.
Pod tym linkiem więcej zdjęć z mojego gymu:
http://www.supamuaythaiphuket.com/image/
A komu Ty dużo w życiu zawdzięcza?
Jeżeli coś mi się w życiu udało to rodzice. Wychowałem ich na fajnych, szczęśliwych ludziJ Taa, wiem jak to brzmi, ale jest w tym trochę prawdy.
Choć złym dzieckiem nigdy nie byłem, to jednak zawsze miałem swoje zdanie i rodzicom życia nie ułatwiałem, a i trochę grzeszków mi się nazbierało. Koncerty 400km od domu już w podstawówce, odebranie nieletniego z komisariatu, niezliczona ilość bardzo późnych powrotów do domu w stanie… wiadomo. Rezygnacja z lekcji religii w LO, którą musieli mi podpisać, prawo jazdy zrobione w wieku 17 lat (jaki stres dać młodemu samochód, by pojechał ze znajomymi nad morze na weekand). Nie przypomnę sobie teraz ile w okresie szkolnym miałem fryzur, jakie długości i ile kolorów one miały. Oblany rok na studiach, wyprowadzka prawie z dnia na dzień z domu do nowo poznanej dziewczyny, wyjazd do Anglii na parę miesięcy, kupno motoru, dredy. Tyle na szybko. Tak, trochę ich przećwiczyłem. Tatuaż na przedramieniu już ich w żaden sposób nie zszokował, nawet mi go sfinansowali w ramach prezentu urodzinowego🙂
Gdy z bratem mieliśmy już po lat naście, rodzice traktowali nas po partnersku, dużo z nami rozmawiali. My się uczyliśmy od nich, ale po latach stwierdzam też, że oni od nas także. By utrzymać z nami dobry kontakt, na czym im bardzo zależało, musieli wyluzować. I dziś dzięki temu wydają się być szczęsliwymi ludźmi. Przykład: kiedyś podczas świąt mama zawsze była spięta, przejmowała się by wszystko było gotowe, na czas. Teraz jest zupełnie inaczej, może czasem godzinę później, może 10% gorzej, a za to zero przedświątecznego napięcia i tej niepotrzebnej napinki. Luźna guma.
Parę słów jeszcze o ich stosunku do mojego zajęcia. Gdy zacząłem „hazard” uprawiać, to oczywiście rodzice byli trochę zaniepokojeni. Zadawali te same pytania, które słyszeliście wiele razy. Wiecie jak ich przekonałem do „tego pokera”? Zrobiłem dla nich prezentację w power poincie, w której opisałem zasady, pokazałem swoje wyniki i wykazałem, dlaczego dobry gracz ma w longrunie przewagę. Mam ją gdzieś do dziś, może kiedyś opublikuję. A że rodzice moi oboje po polibudzie, a nie po Ekonomii na Uniwerku jak minister Kapica, to łatwo prostą pokerową matematykę zrozumieli 😛 (wybaczcie pokerzyści po Ekonomii na Uniwerkach!).
Gdy kończyłem studia rodzice już wiedzieli, że w inżynierskim zawodzie pracować nie będę i na tym etapie, łatwo przyszło im to zaakceptować. Zawsze mieli do mnie zaufanie, zawsze we mnie wierzyli i zawsze byli przekonani, że co by się nie działo to sobie w życiu poradzę. Nie było przekonywania i podtykania mi ofert pracy pod nos (słyszałem takie historie od innych graczy). Rodzice są moimi największymi kibicami. Gdy parę lat temu jeszcze z nimi mieszkałem, tata który podczas studiów grał w brydża, przychodził do mnie do pokoju i oglądał jak gram. Myślę, że gdyby poświęcił trochę czasu na naukę, mógłby być dobrym graczem live.
Jeszcze taka historia: niedługo po tym jak wróciłem z Portugalii do Polski, dostałem możliwość coachingu z pewnym świetnym amerykańskim graczem (kiedyś o tym opowiem). Pakiet, który mi zaoferował nie był tani, choć na pewno wart każdego dolara. Zastanawiałem się na ile mogę swoje rezerwy finansowe nadszarpnąć, a był to dla mnie okres zmiany miejsca zamieszkania, zmiany gier i ogólnie zmiany wszystkiego w moim życiu. Temat poruszyłem raz przy okazji obiadu u rodziców, odpowiadając na ich pytanie co tam u mnie. Następnego dnia zadzwonili do mnie i powiedzieli, że skoro uważam, że warto, to mi ten coaching sfinansują. Ostatecznie ich pomoc nie była mi potrzebna, ale możecie sobie wyobrazić, że dużo łatwiej było mi zainwestować większą, jak dla mnie, kwotę, gdy miałem w zanadrzu takiego backera jak moi starzy🙂 Tak panie ministrze, rodzice chcieli finansować naukę hazardu synowi hazardziście 😀
Zastanawiacie się po co to wszystko piszę?
Gdyby nie rodzice, to nie byłoby mnie pewnie w tym miejscu, w którym jestem. Cieszę się, że mogę teraz im się trochę za to wszystko odwdzięczyć, zapraszając ich na święta do raju. Razem z moim bratem lądują na Phuket już za chwilę, 22 grudnia i zostają na 3 tygodnie. Co prawda zamiast choinki będzie palma, a sylwestrowy szampan zamiast na śniegu będzie na plaży, ale skład osobowy będzie się zgadzał.
Zasłużyli sobie!
A gra Ty jeszcze czasem?
Pokerowo niewiele się u mnie dzieje. Muszę dobić do końca roku milestone’a, a że mam na to jeszcze trochę czasu, postanowiłem być dobrym dla siebie i zamiast nawalać się z gościami, którzy dobijają którąś elitę z rzędu, zejść limit niżej i prócz punktów, zrobić też przyjemniejszy winrate. Gdy przyjadą rodzice, skupię się na plażowaniu.
Narazie w grudniu rozegrałem 140k rozdań. W HM jest taka zakładka vs player. Z ciekawości zerknąłem sobie jak radzę sobie przeciwko graczom, z którymi mam w tym czasie najwięcej rozdań. W poniższsej tabeli 10 graczy, z którymi grałem najwięcej. Wychodzi na to, że po 140k rozdań 8/10 regów przegrywa $ do mnie. To znaczy, że ja się lepiej adoptuje do nich niż oni do mnie, a może po prostu za mała próbka (na tych najwyżej mam po 35-40k rozdań)? Ile trzeba mieć rozdań pomiędzy sobą, by wyciągnąć z tego jakieś sensowne wnioski? Not sure. Anyway, po dłuższej przerwie, na capowym 0,25/0,5 gra mi się miło i przyjemnie.
A był gdzieś gdzie ciekawie?
Z podróżami i dalszym zwiedzaniem czekam na rodziców, ale mieliśmy w listopadzie okazję uczestniczyć w Loi Krathong. Jest to święto podczas, którego w Tajlandii przeprasza się Mae Phra Khongkha, boginię wody, za zanieczyszczanie wód i korzystanie z z jej zasobów. Bardzo kolorowy i przyjemny dzień, zgodnie z tradycją puściłem na wodzie krathong (taka mała łódeczka z kwiatów ze świeczką) i zapaliłem lampion.
Jeżeli ktoś z Wam ma ochotę poczytać więcej na temat Loi Krathong, tu jest dobra do tego strona:
http://www.loikrathong.net/en/History.php
A coś ciekawego żeś oglądał lub słuchał?
Jak zwykle przez ostatni miesiąc obejrzałem sporo filmów dokumentalnych podczas gry, najlepsze z nich to „Kokainowi kowboje” o przemytnikach z Miami lat 80-tych, a także przerażający film Discovery: „Bitwa o Czarnobyl”. Fanom metalu polecam za to obraz „Metal: A headbanger’s journey”.
A skoro o metalu to 30 listopada była 5 rocznica śmierci gitarzysty Acid Drinkers Olassa. Video poświęcone jego pamięci:
Podczas grania, jak nie oglądam filmów to ostatnio słucham koncertów. Tu jest jeden świetny, Arch Enemy w Tokyo z 2008 roku. Link ustawiony na mój ulubiony utwór Dark Insanity.
Angela jest niesamowita!
Are you ready mothertruckers?! Silent Night, Bodom Night:
Polecam też pierwszą z góry Sepulturę z Wacken 2012. Zagrali tam wspólnie z Les Tambours du Bronx, wyszło moim zdaniem ciekawie.Pod tym linkiem więcej dobrych koncertów:
http://www.youtube.com/watch?v=9den7x-dXKI&list=RD9den7x-dXKI
Tyle ziomki.
Najlepszego dla Was i Waszych bliskich na święta i w nowym roku.
Peace
FCProspekt
edit taki mały jeszcze:
Właśnie wróciłem z International Phuket Hospital. Nic mi nie dolegało, ale akurat Pokerstars aktualnych badań lekarskich nie wymaga, a wiec jak na Polaka przystało, gdy nic nie bolało to szpitale omijałem. Po drodze jednak zmieniałem kraje, kontynent, diety, treningi. Stwierdziłem, że czas zajrzeć co tam się we mnie dzieje.
Pojechałem tam o 9 rano, udałem się do recepcji, gdzie miła młoda Tajka opowiedziała mi o ofercie szpitala, posadziła przy stoliku, dała parę minut na zastanowienie co chcę zrobić i spisała co trzeba. Następnie zaprowadziła mnie do kolejnej miłej młodej Tajki, chyba pielęgniarki, która zrobiła wywiad, a następnie zaprowadziła do laboratoriów. Krew, mocz i rentgen klatki, wszystko nie trwało nawet 10 minut. Dali mi soczek i ciastko i poprosili bym przyszedł za 1.5-2h. Poszedłem na porządne śniadanie, a po powrocie lekarz po kolei umówił moje wyniki. Wszystko pięknie w normie, cholesterol w górnej granicy, zaleca ruch i uważać na tłuszcze, wszystkie żółtaczki itp. negative. Krzyś zdrowy. Od wejścia do szpitala, do jego opuszczenia 2h, koszt 250zł. Dali książeczkę ze szczegółowymi wynikami i zaleceniami. Tak to ja sie mogę leczyć.
jaki milestone wyrabiasz? 1.25mln? czy moze nie masz sne grajac capy?
nee, w tym roku za czesto zamiast sesji wybieralem uroki Tajlandii. Byl czas, ze postanowilem powalczyc o SNE, ale w koncu przestalem enjoy my life. Stwierdzilem, ze Elita nie zajac 🙂
Gdy zrezygnowalem z intensywnego grindu to przez prawie miesiac nie odpalilem PS i w ten rok zakoncze tylko z 600k punktow.
Jak zwykle czyta się wyśmienicie .
Btw spoko masz rodziców 🙂 , nie wszystkim jest to dane , ale mi jest 😉
mozemy wiec sobie wzajemnie pogratulowac.
Congrats:)
Ano wychowali my ich sobie 🙂
bo wiesz, z ta walką to może być róznie. Nigdy nie wiadomo na kogo sie trafi:) http://www.youtube.com/watch?v=KR_x3PTYvm4
dziekuje 🙂 Krzys sie usmiecha jak widzi, ze ludzie doceniaja.
Swietny wpis, a nie ma jakichs opcji w innych „gymach” na trening raz dziennie?
jest kilka opcji platnosci, ale karnety (tygodniowy, miesieczny) oplacaja sie dopiero przy dwoch treningach dziennie. Ja obecnie chodze jak mi pasuje i place za poszczegolne treningi osobno:
http://www.supamuaythaiphuket.com/training/
Ostatnio wzialem na trening Bartka, pokerzyste mieszkajacego niedaleko mnie, i tez mu sie bardzo podobalo.
Świetny blog. Wiedz, że wiele osób docenia Twoje wpisy w które widać, że wkładasz sporo wysiłku i zaangażowania!
dziekuje 🙂 Krzys sie usmiecha jak widzi, ze ludzie doceniaja 🙂
260k rozdań w grudniu
możesz napisać jak wygląda Twój typowy dzień grania? Ile rąk na godzinę Ci wychodzi?
Bloga świetnie się czyta, pozdrawiam.
O shit! ale naklamalem w blogu!! 260.000 rozdan mam od polowy listopada do teraz! a wiec przez miesiac. W grudniu wychodzi 145k rozdan. Przepraszam, zle przefiltrowalem wczesniej niektore zakladki (akurat ta z tabelka na blogu jest dobrze przefiltrowana, co widac na zdjeciu). Zaraz poprawie wpis.
policzylem ze wychodzi 1700 rozdan na godzine.
Chcialbym Ci opisac jak wyglada moj typowy dzien ale.. u mnie nie ma czegos takiego! Moglby to zrobic na przyklad Woy, ktory ma swoj dzienny plan treningowo-jedzeniowo-graniowy i go regularnie realizuje. U mnie to jednak codzien wyglada inaczej, jak mam ochote to gram 12h, a jak nie mam to 2, jak chce isc na impreze to ide, a jak chce spac 10h to spie. Mysle, ze troche o tym napisze w kolejnym odcinku bloga.
woy sie zawsze ze mnie podsmiewuje, widzac mnie pyta: „Ty wstajesz czy sie kladziesz? jak to dzisiaj u Ciebie wyglada?” I to pytanie sporo mowi o moim trybie zycia.
SZACUN !!!!! 🙂
Szacunek i miłość w każdym domu nie rób krzywdy ludziom, nie daj krzywdzić się nikomu. posluchaj man yo! 🙂
Ja jestem coraz bliżej podjęcia decyzji o takiej podróży, po części za sprawą Twojego bloga.
Kiedy jest najlepiej przyjechać, żeby nie było problemu z wynajęciem chaty w sensownej cenie ? Mógłbyś wysłać mi swojego skajpa na pm, żebym pomęczył Cię trochę pytaniami ? 😀
Dzięki z góry.
na pewno najlatwiej dom znalezc podczas low season. High season to listopad-marzec.
My przyjechalismy w lipcu i bylo w czym wybierac, potem dojechalo duzo pokerzystów z PL, ale nie wiem jak im szlo szukanie domow.
Ja na skype bywam bardzo rzadko, wlaczam tylko gdy jestem umowiony z kims na rozmowe, wiec ten kontakt raczej Ci sie nie przyda.
Z tego co wiem, to jest grupa skypowa polskich pokerzystow na Phuket. Moze Kurak przeczyta i Cie do niej zaprosi 🙂 chociaz mnie nie wzieli..:P
kazdy moze dolaczyc kto mieszka na Phuket. napisz komus kto jest w tej grupie i masz go na skypie i cie po prostu doda, nie ma zadnej selekcji:D
ja wiem wiem Kurak, joke przeciez 🙂
dywanow rozpostartych nie oczekiwalem:)
„Od wejścia do szpitala, do jego opuszczenia 2h”
Phii, wielkie mi mecyje. Ja ostatnio od wejścia do przychodni, do jej opuszczenia 1,5h…
…a wizyta już w pierwszej połowie lipca…
jak zawsze super i czekam na kolejny wpis 😉
ten pomysl na cotygodniowy poniedzialkowy news popieram w 100%
pzdr
ale to wtedy bedzie news krotki, a gdzie moje dlugaśne blogi wtedy?
Quality>>>>Quantity
no i dla takiego zycia warto pojechac do Tajlandi
bardzo warto. Polecam 🙂
Ten jak „jebnie” bloga to w poniedziałek zamiast pracować człowiek czyta 🙂
wychodzi na to, ze jakbym publikowal codziennie to w Polsce wzroslaby liczba osob zwolnionych z pracy:P
ten trening to rewelacyjna sprawa…ja tam bym z treningu nie rezygnował, chociaż 4 h dziennie to rzeczywiście sporo….a walki to już bym nie chciał:)
z treningow rezygnowac nie mam zamiaru! ale 2x dziennie po 2h to bardzo duze wyrzeczenie. By to wytrzymac trzeba tez codziennie odpowiednio jesc. Wstac najpozniej o 6:30 by zjesc sniadanie, dla mnie, osoby ktora lubi siedziec w nocy, na dluzsza mete jest to nie do utrzymania. Koniec koncow bede wstawal i trenowal niewyspany, odsypial po pierwszym treningu, szedl na 16 drugi. Jedzenie, prysznic i robi sie 19:00, a jeszcze nic nie gralem, nie mowiac juz o czasie dla siebie. A o 23 powinienem sie polozyc by wstac rano na trening.. i kolko sie zamyka 🙂
Tak jak napisalem na blogu, moge trenowac codziennie, ale raz. Wtedy mam jeszcze wystarczajaco czasu na gre, a i ewentualne wieczorne wyjscie na piwo nie wiaze sie z wyrzutami sumienia, ze sie opusci poranny trening. Przy treningu raz dziennie, miesieczny karnet sie juz nie oplaca.
A pod tym linkiem ostatnia walka Lingloma:
http://www.youtube.com/watch?v=DMWcOA-F53A
Ja tez mowilem stanowcze NIE! ale to troche jak z nauka gry na gitarze. Najpierw wstydliwie brzdąka sie w domu, a potem nabiera sie checi by pokazac co sie umie.
:)…ta walka to jakiś kosmos. Oni przecież nie walczą. Stoją na prostych nogach i wyglądają jakby sie rozgrzewali…czemu to tak dziwnie wygląda?
bo Muai Thai to nie brutalny, a bardzo techniczny sport. Przez to nie jest tak efektowany jak MMA. Najlepiej to wlasnie widac gdy walczy dwoch doswiadczonych Tajów ze sobą (zwlaszcza ze ta walka to kategoria 55kg).
Niezwykle istotny przy dobieraniu strategii do walki jest system punktacji. Jego nieznajomosc mozna czesto zaobserwowac u poczatkujacych bialych bokserow. Rzucaja sie na przeciwnika i uderzaja rekami. Ofc, jezeli przeciwnika w ten sposob znokautuja to super. Ale jezeli nie to przewaznie przegraja na punkty. Sa pozniej zdziwieni, a po prostu nie wiedza, ze za uderzenia rekami nie sa przyznawane punkty!
Ja sam dokladnie nie przestudiowalem jeszcze jak sie punktuje w Muai Thai, nauczylem sie, ze inaczej niz w znanym nam boksie gdzie chodzi o wygranie rundy, tutaj punkty dostaje sie za kazdy poprawnie wykonany z odpowiednia sila kop, kolano, lokiec. Sedziowie nagradzaja tez twoja technikę. Taka punktacja determinuje sposob walki.
Za malo jeszcze wiem o Muai Thai by enjoy walki ogladane na youtubie. Znajomi wkreceni w temat emocjonuja sie techniką ciosow, pieknem uderzen itd. Co innego na zywo. Wzialem Woya na jedna z gal, to momentami siedzial z rekami zlozonymi przed twarza (taka charakterystyczna poza osoby ktora sie denerwuje/emocjonuje).
Tu jeszcze pierwsza walka Theo, pisalem o nim w tekscie, jest obok mnie na drugim zdjeciu od gory.
http://www.youtube.com/watch?v=xhzRiDTEEcQ
Jak sie ogląda niższe kategorie wagowe w boksie to to wygląda jakby walczyły ze sobą 2 wiatraki…Tutaj są jeszcze nogi, łokcie więc myślałem że to będzie jatka…ale ta 2 walka już wyglądała zupełnie inaczej…chociaż ze względu na rytuał przed to wydaje sie jeszcze bardziej nie do zaakceptowania :).
tak jak wspominalem w blogu, nie znam sie na sztukach walki, ale wydaje mi sie, ze w Twoim rozumowaniu moze byc blad.
Wydaje mi sie, ze bokserzy w niskich kategoriach wagowych sa w stanie wyprowadzac i przyjmowac tyle ciosow, poniewaz przewaznie nie dysponują 'konczacym ciosem’. Wprowadzenie kolan i lokci to zmienia. Nawet gosc z wagi ciezkiej nie wytrzymalby pewnie serii kilku lokci i kolan od 55kg Taja. A to musi miec wplyw na strategie obierana przez bokserow Muai Thai.
Anyway, jak czasem ogladam walki z Tajami w gymie to oni emocjonują sie nie tym kto kogo ladniej znokautowal, a technika poszczegolnych zawodnikow. Szturchaja lokciem po co ktoryms ciosie, kiwajac z uznaniem glowa 'beautiful technique’.
Rytual jest zawsze, przed kazda walka, jest to okazanie szacunku swoim nauczycielom i trenerom. Cwiczymy go co czwartek. Jak ktos ma problem by to zaakceptowac tradycje Muai Thai to nie ma sensu by sie tym sportem interesowal.
Gdybym miał taką moc, to zobligowałby Cię do publikowania zawsze w poniedziałek rano, kiedy amatorzy jak ja siadają za swoje biurko rozpoczynając kolejny tydzień pracy w tym (parafrazując pewnego filmowego bohatera) „smutnym jak p*zda kraju” 😉 Twoje wpisy gwarantują poprawę życiowego nastawienia – dzięki!
Udanej zabawy w okresie świąteczno-noworocznym i przygód, o których będziesz mógł napisać w kolejnym odcinku!
dziekuje Ci bardzo za mile slowa. Dla mnie kazdy odcinek to kilka godzin pisania, obrobki zdjec, ale dla takiego feedbacku warto.
Staram sie trzymac poziom wpisów, wiec na cotygodniowe odcinki nie ma szans. Nie mialbym czasu przezywac tych przygod, o ktorych piszesz.
pozdro ziomek 🙂
+1 🙂
Świetny blog – jednak dobrze, że ten dysk padł 😛 Lifstyle do pozazdroszczenia – gratuluje rodziców – GL i czekam niecierpliwie na następny post 😀
dziekuje 🙂
do rodzicow mialem ogromne szczescie, zdecydowanie powyzej sredniego EV.
nastepny post pewnie dopiero pod koniec stycznia.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.