W ostatnich tygodniach rozgorzała dyskusja na temat planowanej nowelizacji ustawy hazardowej, do której przymierza się nowy rząd. Do tych planów odniosła się redakcja Przeglądu Sportowego, gdzie redaktor Rafał Tymiński wnikliwie analizuje sytuację polskiego sportu w odniesieniu do ustawy hazardowej z 2009 roku.
Pojecie umowy sponsorskiej pomiędzy bukmacherem a klubem sportowym nie jest w naszym kraju niczym nowym. Niedawny przykład współpracy nawiązanej pomiędzy Legią Warszawa a firmą Fortuna, Lech Poznań współpracujący z firmą STS, czy wcześniejszy – Wisły Kraków reklamującej znanego bukmachera online. Różnica polega jednak na tym, że z koszulek Wisły niewygodna po 2009 roku nazwa musiała zniknąć, natomiast sytuacja finansowa klubu w ostatnich latach – delikatnie mówiąc – nie wygląda najlepiej.
W tym momencie przechodzimy do ważnego punktu rozważań – czy polski sport stać jeszcze na trwanie przy starej ustawie, czy może jest to ostatni moment, by coś zmienić? By zobrazować tę sytuację należy sięgnąć po rzeczywiste liczby. W 2009 roku aż 40 milionów złotych dla polskiego sportu pochodziło od bukmacherów, natomiast po wprowadzeniu feralnej ustawy – wpływy zostały ograniczone do 10 milionów. Nie da się ukryć, że jest to znaczna różnica, którą bez wątpienia udałoby się zniwelować.
W Polsce obecnie zarejestrowanych jest tylko pięciu operatorów oferujących zakłady sportowe. Nie znaczy to jednak, że tylko oni funkcjonują na polskim rynku. Największe światowe firmy również działają na terenie naszego kraju, jednak skutecznie migają się od wpłacania 12-procentowego podatku od obrotu. Przez to użytkownicy korzystający ze stron nielegalnych bukmacherów pompują pieniądze w zagraniczne rynki, choć wpływy te z powodzeniem mogłyby pozostać w naszym budżecie.
Przykładem dla naszych rządzących może być choćby sytuacja branży hazardowej w Danii. Tam również borykano się z tzw. szarą strefą, która działała niejako poza przepisami. Wystarczyła zmiana sposobu opodatkowania bukmacherów – zamiast podatku od obrotu wprowadzono podatek dochodowy, ustalony na poziomie dwudziestu procent. Zmiana ta w Danii została wprowadzona już w 2012 roku i od tamtego czasu kluby sportowe, reprezentacje kraju czy poszczególne wydarzenia sportowe korzystają z dochodowych umów z firmami oferującymi zakłady sportowe.
Nie da się ukryć, iż obecny format ustawy hazardowej uderza nie tylko w branżę sportową, ale w głównej mierze w świat pokera w Polsce. Wszyscy ci, którzy pamiętają rozgrywane w Warszawie turnieje cyklu EPT podkreślają, że tamte wydarzenia nie muszą wcale odejść w zapomnienie. O potencjalnych zyskach z przyjęcia do stolicy tak dużej liczby pokerzystów napisano już całe książki, jednak w myśl zasady „dopóki walczysz – jesteś zwycięzcą”, w każdym możliwym momencie należy podkreślać, iż zmiana wadliwych przepisów jest niezbędnie konieczna.
Całość artykułu dotyczącego absurdów związanych z ustawą hazardową znajdziecie tutaj. Choć niemalże w całości dotyczy on zakładów bukmacherskich, warto uzmysłowić sobie oraz wszystkim dookoła, jak wiele aspektów życia codziennego Polaków kręci się właśnie wokół tej ustawy. Miejmy nadzieję, że obiecywana „dobra zmiana” w końcu nadejdzie.