Hej ho!
Pamięć o EPT Sanremo powoli gaśnie, więc postanowiłem Wam ją nieco odświeżyć. Tydzień temu wróciłem z kolejnej pokerowej wyprawy i choć celem było włoskie Sanremo to większość czasu spędziłem w Nicei poznając uroki Francji.
Klasycznie zacznę od odrobiny rachunków. Bilet z AirFrance w obie strony kupiłem za 835zł (kupowany dziesięć dni przed lotem ). Oczywiście gdybym kupował wcześniej to i cena byłaby niższa i godziny lepsze. Wylot miałem z Warszawy w poniedziałek o 13:45. Wydaje się, że ciężko o lepszą godzinę dla pokerzysty, ale w Nicei byłem dopiero o 23 i parę dni po kupnie biletów dowiedziałem się, że nie ma żadnych nocnych połączeń do Sanremo. Piętnaście minut główkowania i wypad do Włoch zamienił się w wypad do Francji :). Zarezerwowałem hostel w Nicei i postanowiłem dojechać tylko na jedną noc do Sanremo.
Podróż z AirFrance przebiegła zupełnie bezproblemowo. Kawka i rogalik podczas przesiadki w Paryżu i obowiązkowy crepe na kolację w Nicei (naleśnik :). Hostel Saint Exupery rewelacja. Jak w każdej tego typu noclegowni atmosfera niesamowicie przyjazna. Obsługa życzliwa i pomocna, a goście skorzy do nawiązywania nowych znajomości. Okrzyk „There he is” na przywitanie od jednej grupki, jakby właśnie na mnie czekali przed wyjściem na imprezę. Podziękowałem za zaproszenie i poszedłem się „rozpakować”(oczywiście na tyle na ile się to robi w hostelu:). Prysznic, spacer po mieście, wspomniany wcześniej naleśnik i spać.
We wtorek pobudka o 11. O 20 miałem grać turniej w Sanremo, więc wybrałem się tylko na drobny spacer po nicejskich ulicach. Warto zwrócić tutaj uwagę na fakt, że sygnalizacja świetlna jest we Francji przestrzegana tylko przez kierowców. Piesi przechodzą kiedy mają ochotę. Słyszałem o tym od wielu osób, ale trzeba to zobaczyć na własne oczy. Starsi ludzie, rodzice z dziećmi, po prostu wszyscy. Kiedyś dostałem idiotyczny mandat za przechodzenie na czerwonym świetle i długo nie mogłem przeboleć, że Policja w Polsce nie ma nic lepszego do roboty. Zwłaszcza, że czerwone światło zapaliło się na sekundę przed tym nim wbiegłem na pasy i zdążyłbym nawet wrócić zanim samochody ruszyły. We Francji policja nie zajmuje się takimi pierdołami i ludzie sami dbają o własne bezpieczeństwo rozglądając się w lewo i prawo przed złamaniem prawa. Poglądowe zdjęcie (dziesięć metrów od tego przejścia stało trzech policjantów):
Bardzo popularne były tam piekarnie, w których oprócz pieczywa można było kupić gotowe już kanapki. Szczególne pozdrowienia dla kanapki z kurczakiem pomidorem, bazylią i chrzanem :).
Od hostelowego recepcjonisty dostałem szczegółowe instrukcje jak dojechać do Sanremo i ruszyłem w stronę dworca. Cała podróż trwała godzinę, dwadzieścia minut i kosztowała chyba z 10 euro. Pociąg śmigał jak szalony i mijał po drodze min. Monte Carlo o czy radzę pomyśleć pokerzystom przy tym przystanku EPT. Jak się dowiedziałem pokerzyści albo wynajmowali samochody (chyba koło 200 euro za samochód), co w przypadku pełnego samochodu daje bardzo fajny rezultat, albo (o zgrozo!) taksówkę za 200 euro w jedną stronę :).
Co by nie mówić pewnie ich stać, ale założę się, że przynajmniej część robi to bardziej z wrodzonego nieogarnięcia życiowego jakim popisują się często pokerzyści.
A taki oto widok prezentuje dworzec kolejowy w Sanremo. Ci co jechali samochodem na pewno przegapili ten widok ;P.
Kupiłem w kiosku mapkę i trochę niepewny zapytałem ekspedienta, czy wie gdzie jest Casino Sanremo. Bardzo szybko wskazał mi je na mapie. Ucieszony, że pewnie trafiłem na jakiegoś gamblera ruszyłem w drogę, a tu na pierwszym skrzyżowaniu moim oczom ukazał się znak:
Trochę mnie to zdziwiło, bo nigdy nie widziałem kasynowych drogowskazów (pewnie u nas jest to nawet nielegalne), ale zweryfikowałem kierunek na mapie i wydawało się, że jest ok. Sanremo okazało się bardzo małe. Spacerując małymi uliczkami dotarłem na miejsce po niecałych 30 minutach. Jak widać na zdjęciu, Sanremowskie kasyno prezentuje się całkiem nieźle:
Oczywiście przed wejściem siedzi na murku jakaś k..wa i uśmiecha się ponętnie. Ale chyba goście kasynowi byli za bardzo nakręceni na EPT bo za każdym razem, gdy przechodziłem siedziała na bezrobociu.
Zazwyczaj do kasyn nie można wchodzić z plecakami, a że takowy miałem to musiałem poszukać szatni. Okazało się, że kosztuje 3 euro, ale dostajemy w zamian numerek i 5eurowy żeton na grę. Oczywiście zainwestowałem je później w ruletkę :). Wcześniej grałem w życiu tylko dwa razy, a że do trzech razy sztuka to wreszcie udało się kasynu wygrać ze mną w tę EV- grę i odszedłem z pustymi rękoma.
Zapisałem się do turnieju (warto wspomnieć, że karta netellera nie działała w Sanremo chyba nikomu) i poszedłem szukać Polaków. Niesamowite jest to jak często dało się tam słyszeć polski głos. Co chwila kogoś poznawałem, a że wypadłem z obiegu na trzy lata (na rzecz pokera on-line), to twarze i imiona niewiele mi mówiły. Szkoda, bo nawet teraz nie wiem kto był kim :). Trzeba będzie to nadrobić w Pradze. Porozmawiałem chwile z Lukrem, który akurat miał przerwę w jakimś side evencie i poszedłem na obiad.
Stopień pokerowości Sanremo zaskoczył mnie po raz kolejny, gdy zobaczyłem ten afisz:
Aż postanowiłem zrobić zdjęcie. Początkowo nie miałem ochoty tam jeść, ale mały spacer uświadomił mi, że podczas sjesty nie można być wybrednym i wróciłem do tej knajpki.
Okazało się, że to Pokerstars postarał się o lokal dla pokerzystów, który będzie otwarty do czwartej rano. Nie mieli zbyt obszernego menu, ale i tak zamówienie pizzy wydawało mi się obowiązkiem.
Do tego cappuccino. Kawa bardzo dobra, a pizza tylko niezła. Ostatnie podróże nauczyły mnie, że pizza wcale nie jest włoskim daniem, lecz narodowym daniem każdego kraju. Może z Włoch się wywodzi, ale wszyscy coś zmieniają, dodają od siebie i efekt końcowy jest już czymś zupełnie nowym. Nie uważam, żeby któraś była lepsza, lub gorsza, są po prostu inne i nasiąknięte zwyczajami kulinarnymi danego kraju tak jak amerykańska pizza tłuszczem.. Mi najbardziej smakuje polska pizza, co w sumie nie powinno dziwić bo pod gust przeciętnego Polaka została stworzona.
Pizza pizzą, ale dosiadł się za mną jakiś znajomy Azjata z ekipą. Skąd ja go znam?
Po chwili mnie olśniło, że parę dni wcześniej oglądałem relacje z WSOP europe, a Joseph Cheong (bo właśnie o nim mowa) zasiadał na finałowym stole. Przypomnę, że zajął także czwarte miejsce podczas Main Eventu WSOPa 2010. Usiedli, zamówili, zostawili jednego typa i poszli. Wrócili gdy już jedzenie na nich czekało, spróbowali zostawili kasę i poszli. Nieźle się ubawiłem jak zobaczyłem minę kelnerki, która zastała praktycznie nietknięte jedzenie, napoje i pieniądze. Obok siedziała jakaś miejscowa ekipa i z tego co się zorientowałem to pytała się ich czy wiedzą o co chodzi, ale wyglądali na tak samo zdezorientowanych :). Tak wygląda życie, gdy się cashuje 4miliony dolarów na WSOP ;).
Udałem się z powrotem do kasyna w sam raz żeby zobaczyć jak Lukra oszukują w turnieju. Pokręciliśmy się trochę tu i uwdzię, aż Lukro zgłodniał i postanowił zagrać w turnieju omahy o dwudziestej ;). A że był także głodny to usiedliśmy w restauracji, która mieściła się akurat na drodze do jego pakietowego hotelu. Do turnieju zostały jeszcze z dwie godziny, więc pomimo niedawnej pizzy postanowiłem zgromadzić zapasy na parę godzin gry i zamówiłem sałatkę caprese. Bardzo smaczna.
Poszliśmy do hotelu odpocząć. Trochę się zagadaliśmy i dotarliśmy na turniej z kilkuminutowym opóźnieniem. Miałem już wylosowane miejsce, więc od razu usiadłem do gry, ale Lukro musiał się jeszcze wkupić i oczywiście dostał stolik z resztą spóźnialskich prosów :).
Stolik miałem niezły. Jedynie dwa miejsca po lewej siedział dobry gracz z teamu on-line pokerstars. Zazwyczaj się ich nie boję bo z rozpędu grają te eventy omahy, ale ten grał bardzo dobrze. Sprawdziłem później i okazało się, że był to Roy Bashin („GodlikeRoy”)- omahowy pros z Australii. Nie szukałem konfrontacji, więc rozegrałem z nim tylko jedno grubsze rozdanie, wykonując dosyć tight fold (jak na mnie) na turnie. Swoją drogą pozytywny koleś
Ogólnie grało mi się rewelacyjnie. Częste limpy pozwalały mi na granie małych pul z pozycją, a jeżeli już raisowałem to też nie dużo, coby łatwiej ogrywać przeciwników postflop. Po raz kolejny przypomniałem sobie dlaczego tak bardzo lubię grę live.
W jednym rozdaniu przy blindach 100/200 dostałem 4789 ze średniej pozycji. Podbiłem do 450 i słaby pasywny gracz siedzący bezpośrednio za mną przebił o pot do 1650. W stacku zostało mu nieco ponad 4000. Nie widziałem, żeby wcześniej kogoś 3betował, więc zazwyczaj tacy gracze mają tutaj AAxx- easy call dla mnie (on już musi się stackować na flopie, a ja jeśli nic nie trafię to spokojnie mogę grać chek fold. Flop spada A59 off suit. Niezbyt dobry, bo biorąc pod uwagę wcześniejsze założenia trafia na nim seta asów. Czekam z intencją pasowania. Bardzo się zdziwiłem gdy przeczekał. Krupier wyłożył na turnie blankową T.
Uznałem, że są tylko dwa możliwe rozwiązania. Albo jest graczem, który uznał, że najlepszym rozegraniem trójki asów jest tutaj slowplay, albo jest pasywnym graczem, który jednak dodał KKxx do swojego zakresu 3betowania. Biorąc pod uwagę wcześniejsze rozdania, obie wersje wydały mi się bardzo prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, że w stacku zostało mu niewiele ponad pula, to nie miałem nawet pewności, czy zrzuci tu KK. Postanowiłem, więc z uśmiechem zapytać:
„Kings are not good anymore?”
i po tym jak zobaczyłem zmieszanie, zagrałem za 1000 do puli 3500. Po chwili namysłu dołożył. Na river spadła dziesiątka parująca stół i błyskawicznie wsunąłem wieżyczkę z żetonami, a on z uśmiechem rezygnacji spasował face up KKQQ.
On-line nie mógłbym zastosować takiego manewru, nie mówiąc już o tym, że niewielu jest przeciwników, których można gadaniem przekonać do czegokolwiek. Dlatego zazwyczaj w trakcie rozdania milczę. Podczas gry live obserwacja poza pokerowych cech przeciwnika (wiek, wygląd, coś co określam mianem „sympatyczności”) pozwala nam stosować bardzo specyficzne zagrania, nie mające racji bytu poza daną sytuacją.
Nie mam już siły na dzisiaj. Piszę tego bloga i piszę i końca nie widać. Mam zamiar poruszyć też trochę kwestii nie Sanremowskich, więc podzielę tę opowieść na dwie części i resztę wrzucę jutro albo pojutrze. Wygląda na to, że wszystko będzie miało ponad 5 stron w wordzie co może zniechęcać do czytania :).
Pozdrawiam
Loczek!
bardzo interesujacy blog, pisz wiecej …
co takie krotkie ?!
„Wygląda na to, że wszystko będzie miało ponad 5 stron w wordzie co może zniechęcać do czytania :).” Chyba zachęcić, specjalnie zrobiłem sobie przerwę w pracy aby przeczytać Twój wpis 🙂
Pozdrawiam serdecznie !!
W Angli tez mozna smigac na czerwonym swiatelku
ciekawy wpis 🙂 Cheong, dobry gość 😀
Byłam, widziałam. Choć było to dawno i chętnie bym tam wróciła.. Super wpis.
Nicea to świetne miasto!
„Tu i ÓwdziE”.
Poza tym drobnym babolem super wpis.Trzymaj tak dalej.
Powodzenia przy stołach i pozdrawiam :).
„w sam raz żeby zobaczyć jak Lukra oszukują w turnieju” – o co kaman ??
super wpis!
Podejrzewam że „oszukują” / czytaj – eliminują
Hehe, super wpis! 😀
Ten tekst mnie rozwalił: „Szczególne pozdrowienia dla kanapki z kurczakiem pomidorem, bazylią i chrzanem :)” xD
Pozdrawiam i czekam na część 2!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.